Jan Ruszkowski we wspomnieniach wychowanków - Zdzisław Łysik

pultusk24.pl 4 godzin temu
Pamiętam moją pierwszą zbiórkę w szkole, jako uczeń. Ruszkowski postawił nas w szeregu i zapytał – czy wiecie, co to jest drużyna? Potem poszedł za drzwi, wyciągnął miotłę, popatrzył i wziął najsłabszego z nas. Wyciągnął jedną gałązkę z tej miotły i mówi — złam ją. Ten ją ciach, złamał, bo co to za problem złamać taką cieniutką gałązkę. A potem wziął najsilniejszego, największego, dał mu całą miotłę i mówi – złam ją. Ani on, ani nikt inny nie potrafił jej złamać. Pokazał na tę miotłę i mówi – widzicie — to jest właśnie drużyna – wspomina Wojciech Błaszczyk, wychowanek Jana Ruszkowskiego, żeglarz, nauczyciel, dziś prezes Pułtuskiego Klubu Wodniaków, który to złożył wniosek do Rady Miejskiej w Pułtusku o przyznanie Janowi Ruszkowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Miasta. O zasadności przyznania tutułu mówili nam też inni Jego wychowankowie w swoich wspomnieniach. Zapraszamy do lektury. Z Janem Ruszkowskim zapoznałem się w latach 60., kiedy zacząłem zawodówkę. Do drużyny należałem do 1967 roku. Moi poprzednicy nie wspominali, ale dzięki panu Ruszkowskiemu, mamy teraz ten port (na przystani – przyp.red.). To my zaczynaliśmy go kopać łopatami i szpadlami. Później załatwił – nie mam pojęcia jak – pogłębiarkę.

Zawdzięczam mu dużo. Przede wszystkim nauczył dokładności wytrwałości, i tego, iż na wodzie jeden polega na drugim. Nie można zlekceważyć jakieś polecenie czy rozkazu, bo na wodzie życie jednej osoby zależy od wszystkich. I dzięki niemu, tak jak tu Henio mówił, tak samo jak Wojtek i Witek świętej pamięci (Brengos) w 1962 roku zrobiliśmy stopnie ratownika. Byliśmy we trzech na tym kursie, najpierw mieliśmy dwójkę, później jedynkę (stopnie ratownicze) i też na rejsach wytyczaliśmy pole do kąpania i pilnowaliśmy, jak towarzystwo się kąpało.

Zdzisław Łysik
Idź do oryginalnego materiału