Liza unika małżeństwa z wdowcem: Obawa przed zostaniem macochą.

newsempire24.com 2 dni temu

**Dziennik osobisty Strach przed macochą: Elżbieta unika małżeństwa z wdowcem**
Macocha doskonale widziała, iż Elżbieta nie chce wyjść za wdowca nie dlatego, iż miał małą córeczkę, ani iż był starszy, ale dlatego, iż się go bała. Jego zimne spojrzenie wnikało aż w głąb serca, które zaczynało bić mocniej, jakby broniło się przed strzałami ciskanych wzrokiem pocisków. Elżbieta trzymała wzrok wbity w podłogę, nie chcąc go podnieść, a gdy już to zrobiła, wszyscy widzieli łzy w jej oczach.
Łzy spływały po policzkach, zaczerwienionych od wstydu. Drżały jej dłonie, małe pięści pragnęły się bronić przed macochą i narzucanym kandydatem. Zdradziecki język, przeklęty niech będzie, wypowiedział: Wyjdę za niego.
No to ustalone! Do takiego domu, za takiego mężczyznę to grzech nie iść! Z pierwszą żoną obchodził się jak z damą dworu, była miękka jak wosk, słaba, chuda, ciągle chorowała i kaszlała. On szedł trzy kroki, ona jeden. Stawała, oddychając ciężko jak lokomotywa, a on obejmował ją i uspokajał, bez sprzeciwu, w przeciwieństwie do twojego ojca, tego pijanego szaleńca.
Gdy była w ciąży, prawie nikt jej nie widywał na nogach. Wciąż leżała, a po porodzie to on wstawał w nocy do dziecka, bo ona całkiem opadła z sił. Tak mówiła jego matka.
A ty zdrowa jak rzepa! On posadzi cię w czerwonym kącie. Znasz się na wszystkim na kosie, sierpie, przędzeniu i tkaniu. Grzech cię wydać za młokosa, jeszcze charakteru nie mają, głupot nie pokazali, a ten mężczyzna jest otwarty, wszystko o nim wiemy. Co za szczęście!
Wyprawimy huczne wesele, posiedzimy przy stole, a wdowcowi nie potrzeba wielkich godów, nie będziemy drażnić zmarłej tańcami. Skrzyni posagowej kazał nie zbierać, mówił, dom pełen jest wszelkiego dobra.
Jakub poślubił pierwszą żonę z miłości, choć wiedział, iż Agnieszka często choruje, była wątła, ale matka mówiła, iż on to przecież przystojny, silny mężczyzna, potrzebuje gospodyni, nie dziewczynki. Nikogo nie słuchał tylko Agnieszki pragnął.
We wsi szeptano, iż go urzekła, bo tylko człowiek opętany, nieznający życia, zamieni je w szpital, w cierpienie i ból. Lekarze mówili, iż Agnieszka ma słabe płuca, każdy przeziębienie prowadzi do zapalenia, do astmy, a dalej Bóg wie, może i gorzej.
Jakub wierzył, iż jego miłość odsunie śmierć od żony, iż wyleczy ją troską, a choroba odejdzie. Na początku po ślubie wszystko układało się cudownie. Szczęśliwi małżonkowie nie mogli nacieszyć się sobą.
Potem, gdy Agnieszka zaszła w ciążę, jakby całe jej wnętrze się wywróciło. Ciągłe osłabienie, zawroty głowy, senność stała się tak słaba, iż nie mogła prać, doić krowy, choćby czesać swoich pięknych, długich włosów.
Lekarze mówili, iż to ciąża, po porodzie się wzmocni. Jakub bez słowa skargi opiekował się żoną. Jego matka dzień i noc wyrzucała mu, iż sprowadził pod dach nie gospodynię, a kłopot. Jakub bronił żony jak głodny orzeł gniazda, aż w końcu poprosił matkę, by przestała ich nachodzić.
Agnieszka urodziła córeczkę, a Jakub miał nadzieję, iż siła i euforia wrócą do rodziny. euforia wróciła, ale nie na długo. Raz przeziębiona, Agnieszka już nigdy nie odzyskała zdrowia i po prostu gasła w oczach.
Zabrano ją do szpitala, ale lekarz powiedział wprost:
Jej płuca już nie wytrzymają.
Mówił prosto, po chłopsku. Agnieszka wiedziała, iż zostało jej kilka czasu. Z początku się trzymała, nie pokazywała tego. Wymuszony uśmiech, bardziej podobny do grymasu bólu, a w oczach strach przed jutrem, przed losem córki.
Jej chudość z wystającymi żebrami, zapadnięta pierś, wysuszone palce, opadające ramiona wszystko mówiło, iż śmierć chodzi tuż obok, czekając na ostatnie tchnienie swojej wybranki.
Czując zbliżający się koniec, Agnieszka poprosiła męża o wysłuchanie jej prośby.
Nie ma jeszcze człowieka, który zmieniłby Boże plany. Nasza miłość zmęczyła się walką ze śmiercią, nie ma już sił, nie mogę dłużej zmęczył mnie ból, myśli. Przepraszam ciebie i córkę. Byłam skazana na cierpienie od urodzenia, a wyście przez mnie cierpieli.
Jakub wziął jej gorące dłonie i całował je. Po ciężkim, urywanym oddechu zrozumiał, iż spieszy się, by powiedzieć coś ważnego. Czuł, iż zostało jej tylko kilka chwil.
Mówiła o swojej miłości do nich, o trosce o córkę, mówiła, dławiąc się, aż w końcu wzięła głęboki oddech i powiedziała cicho:
Ożeń się z Elżbietą. Będzie dobrą żoną, tyś dobry mąż i ojciec, a ona będzie dobrą matką. Przeżyła nie mniej niż ja z macochami, z niedobrymi ojcami. Jej życie mnie zachwyca, a moja mama przyjaźni się z ich rodziną. Ma sokoli wzrok, widzi wszystko z góry.
Elżbieta jest bardzo kochająca, pracowita, cierpliwa, nie skrzywdzi córki, a ciebie pokocha. Bądź z nią tak, jak ze mną. Traktuj ją tak, jakbym ja sama była przy niej. Przepraszam, iż tak mówię, ale nie tylko płuca mi ciemnieją dusza też od troski o córkę. A twój los też Bóg układa, jak zechcesz, tak będzie. Ale pamiętaj nie krzywdź córki, bo przeklnę cię zza grobu. Ostatnie słowa wypowiedziała powoli, dobitnie.
W tym samym momencie, z całych sił, ścisnęła dłoń męża.
Jakub wybuchnął płaczem, łzy zasłoniły mu twarz żony. Czuł po oddechu, jak ukochana odchodzi. Anielska, spokojna twarz z uśmiechem patrzyła w jeden punkt. Jej dłoń wciąż ściskała jego rękę.
Jakub całował ją od stóp do głów, szepcząc obietnice, iż spełni wszystko, co kazała. Dlatego też, ledwie rok po jej śmierci, przyszedł oświadczyć się Elżbiecie.
Przygoto

Idź do oryginalnego materiału