Nie mam problemu z tym, iż ktoś pali. To jego sprawa, jego pieniądze. Mam problem z tym, iż moje dzieci są biernymi palaczami, mimo iż w naszym domu nie trzymamy choćby zapalniczki. Mieszkamy w bloku z wielkiej płyty – ciasno, balkon przy balkonie. Każdy dymek sąsiada wpada do naszych okien. Codziennie.
„Nie zamierzam sobie smrodzić w mieszkaniu. Mój balkon, więc będę sobie palić” – odpowiedział mi sąsiad, gdy zapukałam pierwszy raz. Miał rację. Tylko na balkonie. Ale za każdym razem ten balkon staje się także naszą kuchnią, pokojem dzieci, salonem. Wystarczy, iż otworzymy okna. Latem to szczególnie uciążliwe.
Bo w tym kraju prawa palacza wciąż są silniejsze niż prawo dziecka do czystego powietrza. Dzieci są bezbronne. A jednak to właśnie one najczęściej cierpią z powodu sąsiedzkich nałogów. Mnie naprawdę jest głupio chodzić do tego sąsiada, upominać się. Ale to mnie powinno być głupio, tylko jemu!
Czy można palić na balkonie w bloku?
Powyższa historia to dla Agaty, mieszkającej w Warszawie mamy dwóch przedszkolaków. Jak mówi, zgłosiła sprawę do zarządu wspólnoty, usłyszała, iż sprawą się zajmą i... cisza. Bo mają związane ręce? Czy może sąsiedzkie potyczki są nisko na swoich priorytetów?
Tu pojawia się pytanie: czy można palić na własnym balkonie w bloku? Teoretycznie – tak. Prawo nie zakazuje palenia na własnym balkonie. Ale to nie oznacza, iż sąsiad nie może ponosić za to odpowiedzialności.
Wspólnoty mieszkaniowe mają możliwość wprowadzenia regulaminów zakazujących palenia w miejscach, gdzie dym dostaje się do innych lokali. Problem w tym, iż mało która to robi. A choćby jeżeli – egzekwowanie takich zapisów graniczy z cudem, na co dowodem (choć anegdotycznym) jest historia Agaty.
Palisz? Nie zmuszaj innych, by robili to z tobą
Ta historia nie jest przeciwko palaczom. Jest przeciwko obojętności. Nikt nie każe rzucać palenia. Ale warto zapytać: czy twoja przyjemność jest ważniejsza niż zdrowie cudzych dzieci? Czy naprawdę nie da się zapalić tak, żeby nie truć sąsiadów?
Balkon nie jest komorą beztlenową. Twój dym nie zostaje tylko u ciebie. Wnika pod parapet dziecięcego pokoju, do talerza z obiadem w kuchni obok, w ręcznik suszący się na balkonie u sąsiadki.
Twoje prawo kończy się tam, gdzie zaczyna się cudzy oddech.
Zobacz także:
- Wystawiłam basenik na balkon. 20 minut później dostałam SMS-a od sąsiadki
- „Sąsiedzi pienią się, iż moja córka rysuje kredą”. Awantura o chodnik na nowym osiedlu
- Nie jestem atrakcją dla dzieci sąsiadów. Mój ogród to nie plac zabaw