Rząd dużo obiecał nauczycielom, ale nie dotrzymał słowa. Dlatego teraz oni czują się oszukani i rozczarowani. Tak prezes ZNP Sławomir Broniarz tłumaczył, dlaczego nauczyciele skupieni w tym związku postanowili rozpocząć akcję protestacyjną. – Czara goryczy się wypełniła i nie ma pola do dalszych ustępstw – stwierdził Broniarz.
Czują się "oszukani i rozczarowani". I zaczynają walkę
Protest już się zaczął, ale na razie będzie miał "miękką" formą. Związkowcy będą prowadzić akcję informacyjną, mówić o swoich żądaniach i niespełnionych obietnicach rządu, głównie tych dotyczących podwyżek.
Jeśli to nie skłoni rządu do działania, 1 września nauczyciele z całej Polski zamiast na rozpoczęciu roku pojawią się na manifestacji przed siedzibą MEN.
A jeżeli i to nie zrobi wrażenia na premierze i szefowej resortu edukacji, to związkowcy z ZNP sięgną po ostrzejsze metody nacisku.
– Na ten moment nie mówimy o strajku. Dzisiaj mówimy o innych formach i przebiegu akcji protestacyjnej – stwierdził Sławomir Broniarz. gwałtownie jednak dodał, iż strajku "nie można wykluczyć".
Żadna z tych gróźb się nie spełni, jeżeli rząd spełni żądania nauczycieli zrzeszonych w ZNP. Ma na to czas do 29 sierpnia. Do tego dnia ma zapaść decyzja o podwyżkach dla nauczycieli, a Sejm ma przyjąć projekty ustaw, których domaga się ZNP. – Liczę, iż pod koniec sierpnia będziemy mogli powiedzieć, iż większość naszych żądań została spełniona – stwierdził szef ZNP.
Żądania nie do spełnienia
Szanse na to są jednak minimalne. Nauczyciele domagają się bowiem 10-procentowej podwyżki płac i tu już od 1 września 2025 roku, a rząd od dawna powtarza, iż może dać 5 proc.
Do tego ZNP chce też, by od stycznia pensje nauczycieli były powiązane ze średnią krajową. To jednak wymaga zmiany ustawy, a projektu nowelizacji nie ma.
Kolejne żądania dotyczą licznych zmian w Karcie Nauczyciela, w tym jasnych regulacji dotyczących obliczania wynagrodzeń za godziny ponadwymiarowe, rozliczania czasu pracy nauczycieli, wypłat nagród jubileuszowych i ochrony emerytalnej. Te zmiany, jak chce ZNP, też miałyby zacząć obowiązywać już 1 września.
A to, mówiąc wprost, nierealne. Po pierwsze dlatego, iż MEN nie godzi się na spełnienie tych postulatów.
Po drugie, choćby jeżeli Barbara Nowacka nagle przestraszyła się widma strajku nauczycieli i zgodziła się na wszystko, czego chce ZNP, to do przyjęcia ustaw potrzebne są jeszcze głosowania w Sejmie.
A posiedzeń w wakacje będzie zaledwie kilka. Jest więc fizycznie niemożliwe, żeby rząd spełnił postawione przez ZNP ultimatum do 29 sierpnia. A to oznacza jedno – 1 września nauczyciele spotkają się w Warszawie przed siedzibą MEN. A potem zaczną naprawdę ostry protest.