**Dziennik, 15 maja 2024**
Co, już jestem stara? Bezużyteczna? głos matki zadrżał z obrazy. Przecież jeszcze wszystko potrafię!
Kasia! Kasieńka! Ile można cię wołać?! krzyk rozlegał się po całym mieszkaniu, docierając choćby przez zamknięte drzwi pokoju dziecięcego, gdzie Katarzyna usiłowała uśpić trzyletniego Bartosza.
Mamo, daj mi pięć minut! Synek zasypia! odparła, gładząc chłopca po plecach.
Jakie pięć minut?! Źle się czuję! Ciśnienie skacze! Obiecałaś przynieść tabletki! w głosie matki pojawiły się dobrze znane histeryczne nuty.
Kasia westchnęła. Bartuś był już prawie u kresu snu, ale teraz otworzył oczy i spojrzał na nią z niepokojem.
Mamusiu, babcia płacze? szepnął.
Nie, skarbie, nie płacze. Śpij, śpij Kasia pocałowała go w czoło, ale w środku wszystko się w niej ścisnęło. Mama nie płakała wrzeszczała. A to było jeszcze gorsze.
Wanda Nowak siedziała w kuchni, teatralnie przyciskając dłoń do serca i ciężko oddychając. Gdy zobaczyła córkę, pokiwała głową z wyrzutem.
Widzisz, do czego doprowadziłaś? Serce wali, w głowie się kręci! A ty z wnuczkiem się bawisz! Mówiłam najpierw leki dla mnie, potem dzieci!
Mamo, jak można tak mówić? Dziecko zasypia, nie można go zostawić w pół drogi. Bartek później całą noc będzie niespokojny. Kasia wyjęła z apteczki znajome tabletki, nalała szklankę wody.
A ja mam umierać, tak? Wanda obrażona odwróciła głowę. Dawniej tak nie robiłaś. Biegłaś na pierwsze skinienie. A teraz Teraz twoja rodzina ważniejsza niż własna matka!
Kasia milcząco podała tabletki. Tak, dawniej rzeczywiście rzucała wszystko. Był czas, gdy prośby matki brzmiały inaczej: Kasieńko, kochanie, podaj mi proszę lekarstwo. Teraz to były rozkazy: Kasia! Natychmiast tabletki!
Mamo, weź lek, połóż się. Będzie ci lepiej. powiedziała cicho.
Położę się! Łatwo mówić! A kto obiad ugotuje? Kto Bartka do przedszkola jutro spakuje? Wanda zaczęła wyliczać swoje obowiązki, a głos robił się coraz bardziej rozgoryczony. To ja tu jestem służąca? Pomagam wam, zdrowie nadwątlam, a wy
Mamo, nikt nie każe ci gotować. Ja mogę. przerwała jej Kasia.
Tak? A kiedy? Po dziewiątej wieczorem? Dziecko głodne, mąż z pracy wróci też jeść będzie chciał. Nie, na to nie mogę patrzeć!
Kasia usiadła naprzeciwko matki. Mieszkali razem od dwóch lat, od narodzin Bartka. Wanda przeprowadziła się wtedy ze swojego mieszkanka, by pomagać z wnukiem. Na początku to była prawdziwa pomoc z euforią zajmowała się chłopcem, gotowała, sprzątała. Kasia czuła się bezpiecznie: dom pod kontrolą, dziecko pod opieką kochającej babci.
Ale coś się zmieniło. Propozycje pomocy stały się obowiązkami. Prośby żądaniami.
Wiesz co, mamo zaczęła ostrożnie Kasia Może pomyślimy o niani dla Bartka? Jesteś zmęczona, nerwy
Niani?! Wanda aż podskoczyła na krześle. Obcą kobietę do mojego wnuka? Rozum ci odebrało? Kto go lepiej wychowa niż ja? Kto lepiej nakarmi, ubierze?
Mamo, nie mówię, iż gorzej. Po prostu
Co? Stara jestem? Niedołężna? Przecież jeszcze dam radę! Dziesięciu takich wnuków bym wyhodowała! Tylko potrzebuję trochę wsparcia, zrozumienia! A nie tego, co teraz robisz!
W przedpokoju rozległy się kroki wracał z pracy Tomasz, mąż Kasi. Odetchnęła z ulgą: może on rozładuje atmosferę.
Witajcie, kochani! zawołał wesoło, zdejmując kurtkę. Jak tam? Bartek śpi?
Śpi. krótko odparła Kasia.
A oto i zięć! Wanda natychmiast zmieniła ton na słodki. Tomeczku, głodny jesteś? Ugotowałam rosół, kotletki usmażyłam. Siadaj!
Tomasz spojrzał na żonę, potem na teściową. Po minie Kasi domyślił się, iż znowu było nieprzyjemnie.
Dziękuję, Wando. Co się stało? Kasia wygląda na smutną.
Nic wielkiego. westchnęła matka. Poprosiłam o lek, a córka uznała, iż wnuk ważniejszy. Ale mniejsza. Tomku, jak tam w pracy?
Kasia w milczeniu nakrywała do stołu. Zawsze tak: przy Tomaszu mama stawała się aniołem. Sam na sam zupełnie inną osobą.
Przy kolacji Wanda opowiadała zięciowi o swoim dniu: spacer z Bartkiem, gotowanie, pranie. Każde jej słowo krzyczało: Widzisz, ile dla was robię?
Mama jest bardzo zmęczona. cicho powiedziała Kasia, krojąc kotleta. Może jednak pomyślimy o niani?
Tomasz zamyślił się:
Wiecie co, może to i dobry pomysł. Wando, tyle sił wkładasz w nas, w Bartka. Może czas trochę odpocząć, zająć się sobą?
Sobą? Wanda uniosła brwi, a powietrze w kuchni zgęstniało. A czym niby? Mam cel wnuk. Mam sens pomagać wam. A wy co proponujecie? Żebym siedziała sama w mieszkaniu, telewizję oglądała?
Dlaczego sama? Tomasz mówił łagodnie. Można spotykać się z koleżankami, do teatru
Koleżanki! zaśmiała się gorzko Wanda. Jakie koleżanki? Wszystkie albo chore, albo z wnukami. A teatr Za co? Za moją emeryturę? Za bilet połowę oddać!
Kasia wiedziała, iż rozmowa zmierza w złym kierunku. Matka zaczynała się użalać, a to zapowiadało łzy i pretensje.
Mamo, nie chodzi o pieniądze. jeżeli chcesz do teatru kupimy bilety.
Nie potrzebuję jałmużny! Wanda zapłonęła. Żebraczka ze mnie? Całe życie pracowałam, uczciwie na emeryturę zapracowałam! Po prostu uważam, iż w moim wieku moim obowiązkiem jest pomagać dzieciom. A waszym doceniać to!
Doceniamy. zmęczonym głosem powiedziała Kasia.
Gdzie tam! Gdybyście doceniali, nie proponowalibyście niani! Nie kazalibyście mi czuć się niepotrzebną!
Tomasz pró