Można i przeoczyć
„Kasia, wyjdź za mnie!” wykrztusił Kacper, czerwieniąc się, i podał dziewczynie aksamitne pudełeczko. Siedzieli w przytulnej kawiarni, gdzie słodko pachniało świeżym drożdżowym ciastem, a w tle cicho grała muzyka. Jego oczy błyszczały nadzieją, a usta lekko drżały ze zdenerwowania Chłopak zawahał się i, widząc zakłopotanie dziewczyny, dodał:
Więc zgadzasz się? Czy
Kasia, która przed chwilą beztrosko się uśmiechała, nagle spoważniała, a po jej twarzy przemknął cień irytacji. Odsunęła kieliszek z musującym winem i powiedziała leniwie:
Kacperku, wybacz, ale nie mogę!
Jak to nie możesz? Dlaczego? zdumiał się chłopak. Pomyśl, jesteśmy razem już pięć lat. Studia za nami. Mamy dobrą pracę, własne mieszkanie. Dlaczego nie mielibyśmy tego zalegalizować? Naprawdę nie chcesz, żebyśmy stały się rodziną?
Kasia wzruszyła ramionami:
Kacper, zrozum, nie czuję się jeszcze gotowa na taki krok! Chcę trochę pożyć dla siebie. Wiesz, te wszystkie uroki małżeństwa bigos, pieluchy, wizyty u teściów w weekendy to jeszcze nie dla mnie! Chcę zobaczyć świat, pobywać z przyjaciółmi. Robić to, co mnie interesuje. Jestem młoda, całe życie przede mną! Nie chcę się teraz wiązać!
Czyli jestem dla ciebie ciężarem? zapytał urażony Kacper.
No nie od razu ciężar! Po prostu mam teraz inne plany! A poza tym, czy naprawdę jest nam źle bez tego znaczka w dowodzie? próbowała złagodzić cios Kasia. Przecież najważniejsza jest miłość, prawda?
Lecz w sercu Kacpra zawrzało oburzenie:
Inne plany? Myślałem, iż mamy wspólne marzenia! A ty wciąż chcesz hasać po klubach jak ta mucha z bajki!
Ach, tak! Więc ja jestem muchą, a ty takim świętym mróweczkiem, co już wszystko za nas postanowił? I nie obchodzi cię, co dla mnie ważne? wpadła w złość i Kasia. Wiesz co, spadaj!
Niedoszła panna młoda zerwała się od stolika i wybiegła z kawiarni, zostawiając Kacpra w kompletnym osłupieniu.
Wściekła i rozdrażniona biegła ulicami Krakowa, aż w końcu dotarła do Plant. Z impetem opadła na pierwszą wolną ławkę. Gniew kipiał w jej piersi jak rozgrzana lawa, gotowa wybuchnąć z wulkanu.
„Jak on śmiał! Myśli, iż ma prawo decydować za mnie! Nie skończyliśmy jeszcze trzydziestki, choćby nie zdążyliśmy pożyć! A on już chce zamknąć mnie w domowej niewoli?” myślała, gotując się ze złości.
Była tak pochłonięta irytacją, iż nie zauważyła, gdy obok niej przysiadła jakaś kobieta. Dopiero ostry, nieprzyjemny zapach zwrócił jej uwagę. Obejrzała się obok siedziała żebraczka, brudna, w podartym ubraniu, z gasnącym spojrzeniem.
Mogę zabrać? wskazała wzrokiem na pustą butelkę stojącą pod ławką.
Kasia, wciąż pod wpływem kłótni, spojrzała na nią z wrogością.
A ty pracy nie próbowałaś? Ręce i nogi masz całe, mogłabyś się za coś wziąć! wyrzuciła z siebie bez zastanowienia.
Zwykle Kasia współczuła ludziom w trudnej sytuacji, ale teraz chciała wyładować gniew, który palił jej wnętrzności i napierał na oczy.
Kobieta skinęła głową:
Pracowałabym, ale kto by taką jak ja przyjął? Nie wszędzie nas biorą.
I kto ci winien?
Nikt! zgodziła się chętnie śmierdząca kobieta.
Wsunęła rękę w ogromną kieszeń swoich zniszczonych dresów, wyciągnęła niedopałek i próbowała zapalić, ale po chwili schowała go z powrotem. Milczenie Kasi potraktowała jako zachętę do dalszej rozmowy:
Mówią na mnie Magda Bezdomna. Gdybym nie była taka głupia w młodości, może nie siedziałabym tu teraz z tobą. Może wnuki bym niańczyła, pomidory na zimę zakręcała, mężowi koszule do roboty prasowała. Też byłam taka ładna jak ty! uśmiechnęła się bezzębnie i zakaszlała. A w młodości zawsze się wydaje, iż świat leży u stóp, iż wszystko dasz radę i zawsze tak będzie! A potem okazuje się, iż nie Byłam z domu dziecka, ale znałam swoją wartość! Chłopaki za mną chodzili gromadami, a ja nos zadzierałam. Szukałam ideału. Kochał się we mnie jeden elektryk, zwyczajny. Chyba Wojtek mu było. Szaleństwo. I kwiaty nosił, i wiersze czytał, na rękach mnie nosił! Wszyscy mówili, żebym go nie odrzucała, iż z nim będę jak za kamiennym murem A ja co? „Fe, jakiś tam Wojtek!” mówiłam. Marzyłam o księciu na białym koniu, żeby egzotyczne imię miał, wiesz? Żeby bogaty był, i przystojny, i żeby cały świat mi pod stopy rzucił. I za mąż nie chciałam. Mówiłam, iż jestem wolnym ptakiem, chcę się nacieszyć życiem
Magda zamilkła, wspominając coś swojego.
I co było dalej? spytała Kasia z prawdziwym zainteresowaniem.
Jej własne problemy zeszły na dalszy plan teraz słuchała tej zaniedej kobiety, która nieprzypadkowo znalazła się na tej samej ławce.
A nic! wzruszyła ramionami Magda. Szukałam tego księcia, szukałam Bawiłam się na całego, „imprezowałam”, jak wy teraz mówicie. Aż trafiłam na jednego przystojniaka, głupia byłam! Pięknie mówił, w miłość wieczną przysięgał. Oślepił mnie tak, iż choćby nie zauważyłam, jak przepisał na siebie moje mieszkanie, co dostałam z opieki społecznej. A potem potem użył mojej urody i młodości i wyrzucił mnie jak śmieć. Wiedział, iż nie mam nikogo, kto by się za mną ujął. Kto by się troszczył o sierotę z taką opinią? I zostałam Magdą Bezdomną. A Wojtek słyszałam, iż od dawna szczęśliwy z inną. Dzieci mają, dom jest pełen. Raz choćby widziałam go z żoną i dzieciakami. Szli ulicą. Tylko ja nie podeszłam. Schowałam się za przystanek, żeby mnie nie zobaczył. Tak mi wstyd było! Wstyd i gorzko! Bo przecież to ja mogłam być na miejscu jego żony