**Dziennik, 12 maja 2023**
Przy stole trzeba było się przechylać. Pięciometrowa kuchnia ledwo mieściła pięcioro: dwoje dorosłych i troje dzieci.
— Krzysiek, przynieś stołek z pokoju — powiedziała matka.
Siedemnastoletni chłopak przewrócił oczami, ale posłusznie poszedł i wrócił z krzesłem.
— Przesuniemy stół, wszyscy się zmieścimy. Nic nie szkodzi, Maxiu, nic — kobieta nie patrzyła na pięcioletniego chłopca, przez którego całe to zamieszanie. Zwróciła się za to do męża, którego mina wyraźnie pokazywała, jak bardzo nie podoba mu się ta reorganizacja.
Pierwszą miskę gorącego barszczu Helena postawiła przed ojcem rodziny. gwałtownie pokroiła chleb, słoninę, podała córce główkę czosnku do obrania. niedługo na stole pojawiły się reszta talerzy. Najstarszy syn, naśladując ojca, nakładał na kromkę chleba cienki plaster wędzonej słoniny, przeplatając to łyżką barszczu. Czosnek ojciec i syn rozebrali gwałtownie między siebie, pozostawiając pusty spodek.
Maks trzymał łyżkę, ale nie jadł, tylko obserwował dwóch mężczyzn naprzeciwko. Tak bardzo chciał robić to samo, ale talerze stały za daleko.
— Jedz — dziesięcioletnia Ania podała mu kawałek chleba, potem słoniny.
Chłopiec chwycił je i żuł tak, jakby to były czekoladki. Helena uśmiechnęła się i też wzięła łyżkę.
Na dokładkę ojciec odmówił. Krzysiek tylko skinął głową. Córka poprosiła sól, by posypać chleb. Herbatę pili w milczeniu. Każdy wpatrywał się w swój kubek. Sucharki i pierniki znikały ze spodka w mgnieniu oka.
Po kolacji Aleksander wstał pierwszy i powiedział:
— Teraz dzieci jedzą pierwsze, potem my. Stół za mały.
Helena zastygła z talerzem w rękach, chciała zaprotestować, ale nie sprzeciwiła się mężowi. Krzyś spojrzał z nienawiścią na chłopca gryzącego piernik.
Wczoraj ojciec wrócił do domu nie sam. Otworzył drzwi i popchnął przed sobą chłopca.
— Wchodź, Maks — Helena stała w przedpokoju z ręcznikiem.
Widać było, iż rodzice omówili tę chwilę, a dla nich pojawienie się Maksa było przemyślanym krokiem.
— Kto to? — Krzyś wyjrzał z pokoju z podręcznikiem.
— To Maks — odpowiedziała łagodnie matka.
— Słyszałem, jak ma na imię. Kim jest? — powtórzył syn.
Aleksander i Helena nie byli na to przygotowani. Powinni byli wcześniej powiedzieć dzieciom, ale uznali, iż to nieistotne.
— Maks będzie mieszkał z nami. Do waszego pokoju wstawimy składane łóżko.
— Do naszego pokoju? — Ania też wyskoczyła na korytarz.
Ich pokój był podzielony szafą, a wstawienie łóżka oznaczało remont całej przestrzeni.
— Przeżyjecie.
Autorytet ojca był niepodważalny. Często wystarczyło jedno spojrzenie, by dzieci zrobiły to, co trzeba, bez pytań.
Siedem lat temu ojciec odszedł z domu. Był potworny skandal. zwykle spokojna matka płakała i błagała, by nie zostawiał jej z dwójką małych dzieci. Ale Aleksander spakował jedną torbę i wyszedł. Zakochał się. Poznał Martę w fabryce i nie mógł myśleć o niczym innym. Dzieci go nie powstrzymały.
Po dwóch latach wrócił. Z tą samą torbą.
— jeżeli wniosłaś o rozwód, to odejdę. Tam wszystko bezpowrotnie.
Helena nie mogła wydusić słowa. Tyle nocy czekała na ten moment, a teraz nie potrafiła mówić. Wybaczyła dawno. Chciała tylko zobaczyć.
Prawie rok żyli jak sąsiedzi, aż Aleksander wszystko wyjaśnił i przeprosił. Helena odtajała, wszystko wróciło do normy, choć w nieco innym kształcie. A teraz był Maks.
Tamta kobieta, Marta, nie zachorowała, po prostu nie chciała dziecka. Przeszkadzał jej w życiu.
— Zabieraj go, bo oddam do domu dziecka — powiedziała Aleksandrowi, gdy przyszedł zobaczyć syna.
— Gdzie go zabiorę? Mieszkamy we czworo w dwupokojowym.
— Nie wiem. Gdy rodziłam, nie pytałeś.
— Myślałem, iż mnie kochasz i chcesz Maksia.
— Ha. Do końca miesiąca masz czas. Inaczej pierwszego oddam go.
Oczywiście blefowała. Wiedziała, jak Aleksander jest przywiązany do syna. Tak też się stało.
Helena od razu zgodziła się przyjąć chłopca. Nie robiła różnicy między dziećmi.
Czas mijał. Kupili większy stół, by wszyscy mogli jeść razem. Dla Ani udało się wydzielić kąt w salonie, by zrobić miejsce dla braci. Krzyś poszedł na studia, Maks zaczął szkołę.
Ale Krzyś coraz częściej okazywał niezadowolenie. choćby to, iż mieli tego samego ojca, nie miało znaczenia. Matka interweniowała dyskretnie, by nie ranić Maksa. Ania od razu pokochała brata.
Maks nie był pomijany. Dostawał ubrania, zabawki, wszystko jak inne dzieci. Ale Krzyś nazywał go „Zbędna Gęba” i dokuczał mu, gdy rodziców nie było.
Pewnego dnia, po studiach, Krzyś zjadł na obiad dwie kotlety, choć wiedział, iż każdy miał dostać jedną.
Wieczorem Helena wyjęła patelnię z lodówki.
— O, kto zjadł dodatkową? — spytała.
— Maks podjadał w południe, Ania widziała — powiedział Krzyś z satysfakcją.
Ania skinęła głową. Faktycznie widziała, jak brat jadł kotlety.
— Tak, zjadłem jedną — przyznał Maks.
— Tylko jedną? Prosiłam, by każdy zostawił na wieczór.
— Tak. To Krzyś zjadł, a teraz mnie obwinia.
Helena choćby nie spojrzała na starszego syna, tylko postawiła przed Maksem talerz z kaszą i kotletem.
— Gdzieś czytałem, iż zbędna gęba gorsza od pistoletu. Tak, mamo?
Ojciec uderzył pięścią w stół, wstał i zabrał talerz Krzysiowi. Stał tak przez chwilę, patrząc na syna z dezaprobatą. Talerz postawił przed Heleną, a jej rzucił przed Krzyśiem.
— Zbędna gęba jest tylko jedna. To ty. Masz dwadzieścia lat i siedzisz na naszych karkach. Chcesz jeść? Idź do pracy. Koniec!
Maks patrzył w talerz, nie podnosząc głowy. Ojciec wyszedł na balkon. Krzyś wstał, chKiedy Krzyś następnego dnia znalazł Maksa pobitego przez starszych chłopaków za szkołą, bez słowa rzucił się im naprzód, a potem pomógł bratu wstać, i od tamtej chwili już nigdy nie nazwał go “Zbędną Gębą”.