DWAJ BRACIA, CZYLI JAK ŻYCIE WYPROSTOWAŁO WSZYSTKO
Kiedy Krzysztof był mały, nie zastanawiał się, dlaczego nie ma taty. Wystarczała mu miłość mamy. Ale w gimnazjum koledzy zaczęli się przechwalać – czyj ojciec ma lepsze auto, czyj telefon jest droższy. Krzysztof milczał. Czym mógł się pochwalić? On i mama nie mieli samochodu, a jego telefon był zwykły. Mama pracowała jako lekarz w przychodni, nie znała żadnych ważnych osób – tylko staruszków.
Pewnego dnia po szkole Krzysztof zapytał mamę o ojca.
— Nie pamiętasz go? Gdy miałeś trzy lata, znalazł sobie inną kobietę. Nie potrafiłam wybaczyć zdrady. Więc się rozstaliśmy, a on odszedł do niej. Na początku przychodził, przynosił ci prezenty, choć tanie. Potem urodziło im się dziecko… — Mama westchnęła.
W jej oczach pojawił się smutek, więc Krzysztof uznał, iż nie będzie już pytał. Po co? Skoro ojciec go nie chciał, to on też go nie potrzebuje. Za to miał najlepszą mamę na świecie – młodą i piękną. Wszyscy ją znali, pozdrawiali na ulicy. Był z niej dumny.
A potem w życiu mamy pojawił się mężczyzna. Często wychodziła wieczorami lub w weekendy – na urodziny koleżanki, w gości, albo do ciężko chorych pacjentów. Tak mówiła. Ale Krzysztof nie był już dzieckiem, wszystko rozumiał. Do pacjentów nie chodzi się w sukienkach i perfumach. Wracała do domu z kwiatami, uśmiechała się, a jej oczy błyszczały szczęściem.
Pewnego dnia, kiedy mama stroiła się przed lustrem przed randką, nucąc pod nosem, Krzysztof zapytał:
— Mamo, idziesz na randkę? Masz kogoś?
Zaskoczona, zastygła na moment, a potem odwróciła się do syna. Jej policzki się zaróżowiły, a wzrok stał się niepewny.
— Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć… Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejszy. Ale…
— Nie musisz nic tłumaczyć. Jestem dorosły, wszystko rozumiem. To coś poważnego? Wyjdziesz za niego?
— Nie wiem. Jeszcze nie zdecydowałam. A ty jesteś przeciwko? — spytała wprost.
— Nie, ale… Przywykłem, iż jesteśmy tylko we dwoje. jeżeli się pobierzecie, nie będę go nazywał tatą — odparł stanowczo.
— On jest dobry. Od dawna chciałam was poznać, tylko nie miałam odwagi.
— Niech przyjdzie — zgodził się Krzysztof z lekką niechęcią.
— Dziękuję. — Mama podeszła i przytuliła go. — Naprawdę jesteś dorosły. Może w niedzielę?
Krzysztof wtulił się w nią, wdychając znajomy zapach. Chciał powiedzieć, iż nie chce się z nikim dzielić, iż nikogo nie potrzebują, ale mama tylko szeptała, iż jest z niego dumna. Więc milczał.
W niedzielę mama uczesała się inaczej, założyła elegancką sukienkę, a gdy nakrywała do stołu, jej policzki lekko się zaróżowiły. Dawno nie widział jej takiej. W mieszkaniu unosił się zapach jedzenia i perfum. Szkoda tylko, iż nie robiła tego dla niego, tylko dla obcego mężczyzny.
Wyobrażał go sobie wysokiego i przystojnego, takiego jak mama. Ale przyszedł łysiejący, postawny facet, znacznie starszy od mamy. Na obcasach była od niego wyższa. Mocno uścisnął Krzysztofowi dłoń i przedstawił się jako Jan Kowalski.
— No to zapraszam do stołu, bo wszystko wystygnie — uśmiechnęła się mama.
Krzysztof bał się, iż Jan Kowalski zacznie pytać o szkołę i oceny, narzekać, iż za jego czasów edukacja była lepsza, jak to robili inni dorośli.
Ale Jan tylko zachwycał się jedzeniem, patrzył na mamę z uczuciem. Pytał Krzysztofa, w jakie gry komputerowe gra, o nowe filmy akcji. Krzysztof opowiadał z zapałem, a Jan słuchał, nie przerywając, tylko czasem dopytując. Umiał słuchać i nie narzucał swoich opinii.
Dwa tygodnie później Jan wprowadził się do nich. Mama powiedziała, iż po rozwodzie z żoną dostał tylko pokój w starej kamienicy. Krzysztof choćby nie wiedział, iż takie miejsca jeszcze istnieją.
Widząc w łazience obcą maszynkę do golenia i szczoteczkę, po raz pierwszy zrozumiał, iż ten mężczyzna zostanie z nimi na długo, iż będzie musiał dzielić się mamą, iż jego życie zmieni się na zawsze. W dzień jeszcze jakoś szło, ale nocą słyszał szepty i stłumiony śmiech mamy z jej pokoju. Nakrywał się kołdrą, by tego nie słyszeć.
W trzeciej klasie liceum mama, czerwieniąc się jak nastolatka, oznajmiła, iż spodziewa się dziecka. Krzysztofa ta wiadomość nie ucieszyła. Wiedział, iż teraz będzie tym „starszym”, a więc mniej kochanym. Odpowiedział tylko, iż jeżeli już musi być, to wolałby brata. Co więcej mógł powiedzieć? Winił za wszystko Jana. Od kiedy się pojawił, jego spokojny świat się zawalił.
— Zazdrościsz? Nie gniewaj się na mnie. Ja nie nalegałem. To mama chciała dziecka. pozostało młoda, a ty już dorosły… — próbował tłumaczyć się Jan.
Dlaczego on, Krzysztof, miał to rozumieć? Czy ktoś pytał go o zdanie? Dobrze, wyszła za mąż, a teraz będzie chodzić z wielkim brzuchem. Nie wiedział, co o tym myśleć, jak zareagują koledzy. Ale okazało się, iż nikogo to nie obchodziło. Więc się uspokoił.
Poród był trudny. Nazajutrz Jan przyszedł do Krzysztofa i oznajmił, iż ma brata. Ale nie wyglądał na szczęśliwego.
— Nie cieszysz się, iż to chłopak? — spytał Krzysztof.
— Dziecko urodziło się chore. Podejrzewają mózgowe porażenie dziecięce. Wiesz, co to jest?
— To znaczy, iż będzie upośledzony? — Krzysztof wpatrzył się w Jana z przerażeniem.
— Mam nadzieję, iż nie. Uszkodzony jest rdzeń kręgowy, będą problemy z poruszaniem się. Ale nie wiadomo, jak poważne. Każdy przypadek jest inny. Musisz wiedzieć. Mama… Ona nie chce wierzyć lekarzom. Wesprzyj ją, dobrze?
— A nie można takich dzieci zostawić w szpitalu? — Krzysztof nie mógł uwierzyć, iż mama urodziła chore dziecko.
— Ona się nie odwróci. Wierzy, iż będzie dobrze — westchnął Jan.
Michał, bo tak nazwano chłopca, był niespokojny, zasypiał tylko na rękach mamy. Krzysztof przychodził do szkoły niewyspany, wściekły na nią. ŻyliKrzysztof po latach zrozumiał, iż prawdziwą siłę ma nie ten, kto ucieka od trudności, ale ten, który potrafi wyciągnąć rękę do tych, którzy go kiedyś potrzebowali.