Historia teściowej – nieuwierzysz, kogo właśnie spotkałam!

polregion.pl 6 godzin temu

Historia jednej teściowej. – Nie uwierzycie, z kim się właśnie poznałam!

Ola wpadła do domu, gwałtownie umyła ręce i prosto do kuchni. Rodzice już siedzieli przy stole.

Dziewczyna przeprosiła za spóźnienie na obiad i zaczęła opowiadać z przejęciem o niesamowitej nowinie. „Nie uwierzycie, kogo właśnie poznałam! Mój brat znalazł sobie dziewczynę. Śliczna, wesoła, rudowłosa – jak małe słońce. Ma na imię Ania. Pracuje na myjni, gdzie myjemy auto. Tam się poznali. Wygląda na to, iż jest między nimi coś poważnego. No nieźle!” – paplała bez przerwy Ola. Jan Kowalski, ojciec Oli, podniósł wzrok znad talerza i z zadowoloną miną stwierdził, iż to dobrze, bo już zaczynał wątpić w orientację syna. Matka Oli, Barbara Nowak, oburzyła się na słowa męża i zmartwiła, iż syn znalazł sobie dziewczynę na myjni.

„Ale kto tam może pracować? Tylko te, które nigdzie indziej nie dostały roboty. Ani wykształcenia, ani manier, ani wychowania. I w ogóle wszystkie jakieś nieatrakcyjne. Jednym słowem – myjniarki. Żadna z nich nie jest godna naszego syna!” – nie mogła się uspokoić Barbara. Jan nie zgodził się z żoną i stanął w obronie dziewczyn: „No, czemu od razu tak mówisz? Ludzie bywają różni. Może ta dziewczyna dorabia, a sama studiuje zaocznie? To przecież nic złego, gdy ktoś pracuje. Znaczy, zna wartość pieniądza. I nie będzie syna naciągała na kasę, skoro sama zarabia. A tobie od razu wszystko nie pasuje. Przecież choćby jej nie widziałaś. Może jest fajna? Nie sądzę, żeby nasz syn wybrał byle kogo.” Ale Barbara była uparta i nie dała się przekonać: „No to pójdę i zobaczę tę piękność. Zobaczę, czym omotała naszego syna. Zrobię tak, iż ją zwolnią, bo nie ma co się patrzeć na dobrze sytuowanych chłopaków. Niech sobie znajdzie narzeczonego z własnego podwórka.”

Następnego dnia Barbara istotnie pojawiła się na myjni. Od progu zaczęła awanturę. Krzyczała, żeby zawołano jakąś Anię, która wiesza się na szyi jej syna. Domagała się, by ją zwolnili za romansowanie z klientami. Ale dziewczyna o imieniu Marta, która wyszła jej naprzeciw, powiedziała, iż nie zna takiej, może pracuje w innej zmianie, i zaproponowała, by przyszła jutro. Barbara oczywiście chciała natychmiast zawstydzić „nieprzyzwoitą” Anię i z hukiem wyrzucić ją z myjni. Ale nic nie wskórała – musiała wrócić do domu z niczym, jak mówią, „z kwitkiem”. Zapowiedziała jednak, iż wróci następnego dnia.

Marta podeszła do Ani i powiedziała, iż nie powinna wdawać się w relacje z klientami, bo za to faktycznie można stracić pracę, tak jest w regulaminie. Ale Ania odparła, iż z Jackiem chodzą już od roku. Z początku choćby nie chciała się z nim spotykać, ale on nie dawał za wygraną. Teraz chce przedstawić ją rodzicom, ale ona sama odkłada tę chwilę – najpierw chce skończyć studia, znaleźć porządną pracę, a dopiero potem poznać jego bliskich.

Teraz ta praca była jej potrzebna, bo studiowała i mieszkała w akademiku, a nie chciała brać pieniędzy od rodziców. Marta obiecała, iż nie powie o zajściu kierowniczce, ale Ania musi poprosić narzeczonego, żeby porozmawiał z matką i powstrzymał ją przed kolejnymi wizytami na myjni.

Wieczorem Jacek wrócił do domu i od progu przemówił do matki stanowczo: „Czego ty chcesz? Chcesz, żebym się z Anią pokłócił? Na myjni pracuje tylko tymczasowo. I w ogóle, każda praca jest szanowana. choćby jej nie znasz. To dobra i mądra dziewczyna. Kocham ją. jeżeli jeszcze raz pojawisz się na myjni, wyprowadzę się, wezmę Anię i wynajmiemy mieszkanie. W ogóle nas nie zobaczysz. Nie wtrącaj się w nasze sprawy. Chcę się z nią ożenić. I to moje ostatnie słowo.” Barbara nic nie odpowiedziała synowi. Znała jego charakter – nie rzucał słów na wiatr. Jak powiedział, tak zrobi. Nie chciała go stracić, więc postanowiła więcej nie pojawiać się na myjni.

Minęły dwa lata, a Jacek z Anią wzięli ślub. Krewni pana młodego byli zachwyceni uroczystością. Barbara z dumą opowiadała, iż w przygotowaniach pomagała jej synowa, Ania. Okazała się piękną i bardzo inteligentną dziewczyną. Skończyła studia z wyróżnieniem, dostała pracę w firmie i zarabia nie mniej niż jej syn. A na dodatek spodziewają się dziecka – Ania jest już w trzecim miesiącu. Jacek ledwo namówił ją na ślub, bo wolała najpierw zamieszkać na kocią łapę. Dobrze, iż Barbara wtedy posłuchała syna i nie mieszała się w sprawy młodych.

Jan podszedł do żony i zaprosił ją do tańca. Szepnął jej do ucha, iż ma tyle szczęścia do żony, co ich syn. Dołączyli do młodych i zatańczyli wspólnego walca.

A co wy sądzicie – czy matka powinna wybierać synowi żonę?

Idź do oryginalnego materiału