Jan Ruszkowski we wspomnieniach wychowanków – Andrzej Łysakowski

pultusk24.pl 5 godzin temu
Pamiętam moją pierwszą zbiórkę w szkole, jako uczeń. Ruszkowski postawił nas w szeregu i zapytał – czy wiecie, co to jest drużyna? Potem poszedł za drzwi, wyciągnął miotłę, popatrzył i wziął najsłabszego z nas. Wyciągnął jedną gałązkę z tej miotły i mówi — złam ją. Ten ją ciach, złamał, bo co to za problem złamać taką cieniutką gałązkę. A potem wziął najsilniejszego, największego, dał mu całą miotłę i mówi – złam ją. Ani on, ani nikt inny nie potrafił jej złamać. Pokazał na tę miotłę i mówi — widzicie — to jest właśnie drużyna — wspomina Wojciech Błaszczyk, wychowanek Jana Ruszkowskiego, żeglarz, nauczyciel, dziś prezes Pułtuskiego Klubu Wodniaków, który to złożył wniosek do Rady Miejskiej w Pułtusku o przyznanie Janowi Ruszkowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Miasta. O zasadności przyznania tytułu mówili nam też inni Jego wychowankowie w swoich wspomnieniach. Zapraszamy do lektury. Dzięki Janowi Ruszkowskiemu przeżyłem naprawdę wielką przygodę. Kiedy przyszedłem do technikum w 1962 roku, zapisałem się do Drużyny Żeglarskiej i rozpocząłem systematyczne przychodzenie na zbiórki, pracę przy łódkach i tak dalej. W 1962 roku pojechaliśmy na obóz do Nidzicy. Już wcześniej Jan Ruszkowski zaskakiwał mnie pewnymi swoimi zachowaniami. Po pierwsze reprezentował typ człowieka starej daty, to tak jak się mówiło — człowiek przedwojenny. On reprezentował pewne cechy, wielu ludziom obce, jak dyscyplina, prawdomówność, a przede wszystkim merytoryczne przygotowanie – skończył przedwojenną Szkołę Techniczną im. Wawelberga, jego przygotowanie było więc bardzo wysokie.


Posiadał cechę człowieka, który chce coś zrobić naprawdę i nie pozwala na takie rzeczy, jak – tu coś ukradniemy, to nie zrobimy, coś pominiemy. On organizował warsztaty na wysokim poziomie. Wtedy nie było niczego, była bieda w porównaniu do obecnych czasów, ale on potrafił zorganizować
Idź do oryginalnego materiału