Jan Ruszkowski we wspomnieniach wychowanków – Marian Dobrzyński

pultusk24.pl 6 godzin temu
Pamiętam moją pierwszą zbiórkę w szkole, jako uczeń. Ruszkowski postawił nas w szeregu i zapytał – czy wiecie, co to jest drużyna? Potem poszedł za drzwi, wyciągnął miotłę, popatrzył i wziął najsłabszego z nas. Wyciągnął jedną gałązkę z tej miotły i mówi — złam ją. Ten ją ciach, złamał, bo co to za problem złamać taką cieniutką gałązkę. A potem wziął najsilniejszego, największego, dał mu całą miotłę i mówi – złam ją. Ani on, ani nikt inny nie potrafił jej złamać. Pokazał na tę miotłę i mówi — widzicie — to jest właśnie drużyna — wspomina Wojciech Błaszczyk, wychowanek Jana Ruszkowskiego, żeglarz, nauczyciel, dziś prezes Pułtuskiego Klubu Wodniaków, który to złożył wniosek do Rady Miejskiej w Pułtusku o przyznanie Janowi Ruszkowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Miasta. O Janie Ruszkowskim i zasadności przyznania tytułu mówili nam też inni Jego wychowankowie w swoich wspomnieniach. Zapraszamy do lektury. Zacznę o jego potrzebie działania, której w życiu bym się nie spodziewał. On nie tylko szukał ludzi do swojej drużyny, do tej pasji żeglarskiej, w szkole, tylko potrafił przechodzić po podwórkach pułtuskich i z biegających chłopaków robił grupę do pływania. Potrafił wyciągnąć ludzi z podwórka prosto na rejs. Tak działają prawdziwi pedagodzy.

Moja przygoda z żeglarstwem rozpoczęła się razem z nauką w Technikum Radiowym w Pułtusku 1 września 964 roku. Każdy rok szkolny w drużynie podobny był do poprzedniego: jesień – zima konserwacja i remont sprzętu, wiosna – wodowanie łodzi nauka pływania, wakacje – rejsy po różnych akwenach w Polsce.

Co mi dał ten okres na dalsze lata życia? Systematyczne zbiórki, w czasie których zajęcia podzielone były na pracę, naukę rozrywkę, rozwijały umiejętności, których ilość trudna jest do wymierzenia – umiejętność działania w grupie, prace stolkarsko-szkutnicze, malarskie, prace przy takielunku, w kuchni, śpiew itp.
Idź do oryginalnego materiału