Rodzina z obowiązku, nie z wyboru
"Z teściową łączy mnie specyficzna więź. Ona jest matką mojego męża, ja jestem matką jej wnuka – to wszystko. Nie jesteśmy przyjaciółkami, nie mamy wspólnych wspomnień, nie łączy nas żaden sentyment, tylko 'konstrukcja społeczna'.
Konstrukcja, w której z założenia 'powinnyśmy się dogadywać', najlepiej bezkonfliktowo, najlepiej bez słów.
I przez lata próbowałam. Grzecznościowe herbatki, sztuczne uśmiechy, 'dziękujemy za wszystko', choć sernik był z proszku, a krytyka wyboru szkoły dziecka wbita jak sztylet między ciastem, a kawą.
Tak było do dnia, w którym poprosiłam ją o pomoc. Nie po raz pierwszy. Poprosiłam, żeby została z wnukiem jeszcze chwilę, bo utknęłam w korku.
A ona wtedy powiedziała:
'Nie jestem służącą'.
Nie jestem służącą – czyli jestem kim?
To nie było pytanie o rolę, tylko o wartość. O to, czy moje dziecko – jej wnuk – jest obowiązkiem, ciężarem, czymś, co trzeba 'załatwić', czy może relacją, która wymaga zaangażowania, miłości i obecności.
To nie była opieka nad obcym dzieckiem. To była opieka nad jej własną krwią. A mimo to usłyszałam ten zimny, suchy komunikat.
I nie chodzi o to, iż nie miała prawa odmówić – miała. Każdy ma. Ale sposób, w jaki to zrobiła, i to, iż powiedziała to przy dziecku, przekreślił coś ważnego.
Granice granicami, ale w rodzinie też obowiązuje język serca
Jasne, iż nie oczekuję, by ktokolwiek był zawsze dostępny. Sama jestem matką i wiem, jak bardzo można mieć dość. Ale są sposoby. Można powiedzieć: 'Dziś nie dam rady, jestem zmęczona', 'Potrzebuję chwili dla siebie'. Można mówić ludzkim językiem.
Problem nie leży w samej odmowie. Problem leży w chłodzie, braku czułości, w tym, iż ktoś nie widzi we wnuku dziecka, tylko 'obowiązek do przekazania'. Bo jak mam zaufać komuś, kto mówi o moim dziecku jak o paczce do odebrania z paczkomatu?
Moje dziecko zamarło. Słyszało każde słowo. I choć jeszcze nie wszystko rozumiało, zrozumiało wystarczająco.
'Babcia nie chce ze mną być' – powiedziało potem.
Pytanie, jak wytłumaczyć sześciolatkowi, iż to nie jego wina, tylko dorośli są pogubieni, smutni i pełni żalu z przeszłości, których nie potrafią przekroczyć?
I nie, nie oczekuję, iż babcia będzie animatorką czasu wolnego. Ale jeżeli nie czuje więzi, jeżeli nie chce jej budować, to niech chociaż nie udaje. Niech nie przychodzi na święta z wielką torbą prezentów, a potem znika z życia na trzy miesiące.
Kto komu robi przysługę?
Teściowa powiedziała, iż 'nie jest służącą'. A ja zrozumiałam, iż całe życie traktowała relację ze mną i moim dzieckiem jak przysługę, a nie jak coś, co robi z serca. Że pomoc była 'łaską' a obecność – obowiązkiem.
I tak sobie myślę: może to dobrze, iż powiedziała to głośno. Bo ja już nie muszę się domyślać. Nie muszę się łudzić".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).