Mała Zosia nie mogła pojąć, dlaczego rodzice jej nie kochają.

twojacena.pl 2 godzin temu

Mała Zosia nie mogła zrozumieć, dlaczego rodzice jej nie kochają. Ojciec irytował się jej obecnością, a matka wykonująca obowiązki opiekuńcze jak automat bardziej interesował ją nastrój męża.

Babcia ze strony ojca, Halina Kazimierzówna, tłumaczyła, iż tata dużo pracuje, mama też, żeby Zosieńka niczego jej nie brakowało. No i domowe sprawy

Prawda wyszła na jaw, gdy Zosia skończyła osiem lat i przypadkiem usłyszała kłótnię rodziców.

Krysia, znowu zupa przesolona! ryknął ojciec. Niczego porządnie zrobić nie potrafisz!

Kaziu, co ty?! Przecież próbowałam, było w porządku broniła się matka.

U ciebie zawsze w porządku! A choćby syna urodzić nie umiałaś! Chłopaki się ze mnie śmieją tylko córkę zrobił!

Mało prawdopodobne, żeby ktoś się z niego naśmiewiał był surowym facetem, jeździł ciężarówką po Europie i wiele w życiu widział ale w jego głosie czuła się taka uraza i złość na żonę za córkę, iż Zosi zrobiło się głupio.

Teraz zrozumiała, dlaczego rodzice wysyłali ją do babci, gdy ojciec wracał z trasy po prostu nie mógł patrzeć na niesyna.

U Haliny Kazimierzównej Zosi podobała się. Razem odrabiały lekcje, gotowały, szyły ubrania Mimo wszystko bolało ją, iż rodzice tak się zachowują.

A niedługo po tej rozmowie Kazimierz i Krystyna nagle oświadczyli, iż wyjeżdżają do dużego miasta.

Mówili, iż tu się zakisili, chcą czegoś nowego, może i syn się urodzi w nowym miejscu. Zdecydował o tym, oczywiście, ojciec, a matka tradycyjnie się zgodziła.

Tylko był jeden problem Zosi nie chcieli zabrać do nowego życia.

Pobędziesz z babcią, a potem cię zabierzemy wymijająco burknęła matka.

Ja i tak z wami jechać nie chcę lepiej mi z babcią! dumnie oświadczyła Zosia, choć serce ściskało się z żalu.

Ale co tam! Tu zostaje z kochającą babcią, z przyjaciółmi, ze znajomymi nauczycielami.

A rodzice niech żyją, jak chcą ona już przez nich cierpieć nie będzie!

Zosia ledwie skończyła dziesięć lat, gdy Kazimierzowi i Krystynie urodził się długo wyczekiwany syn jej brat Bartek.

Ojciec uroczyście poinformował o tym babcię i córkę przez wideorozmowę rodzice ani razu przez te lata nie odwiedzili Zosi, matka ograniczała się do telefonów, a ojciec przekazywał pozdrowienia.

Czasem przesyłali Halinie Kazimierzównie jakieś grosze, ale głównie wnuczka była na jej utrzymaniu.

A rok później matka nagle oznajmiła, iż Zosia ma do nich przyjechać. Na tyle ważna sprawa, iż przyjechała osobiście.

No, słoneczko szczebiotała. Teraz będziemy razem mieszkać. W końcu poznasz brata Pobawicie się.

Nie chcę nigdzie jechać zmarszczyła się Zosia. Z babcią jest mi dobrze.

Nie marudź, córeczko! Jesteś już duża, musisz mamie pomagać.

Krystyna, konia z rzędem! wtrąciła się Halina Kazimierzówna. jeżeli chcesz zrobić z Zosi darmową niańkę, to ja nie pozwolę!

To moja córka i my się sami dogadamy! warknęła matka.

Ale babci nie tak łatwo było zatrzymać:

Jak będziesz się tu awanturować, złożę wniosek do opieki społecznej, iż porzuciliście dziecko! Odbiorą wam prawa rodzicielskie wstyd na całą rodzinę!

Posprzeczali się jeszcze. O czym? Zosia już nie słyszała babcia gwałtownie wysłała ją po zakupy ale matka więcej o przeprowadzce nie mówiła i po dwóch dniach wyjechała.

Przez następne dziesięć lat rodzice nie dawali znaku życia. Zosia skończyła szkołę, potem technikum i dzięki staremu przyjacielowi babci, Ignacemu Wojciechowiczowi, dostała pracę jako księgowa w małej firmie.

Poznała kierowcę Darka, para planowała ślub, ale musieli go przełożyć Haliny Kazimierzówny zabrakło.

Rodzice przyjechali na pogrzeb we dwoje. Bartka zostawili u znajomych nie ma co, żeby chłopak uczestniczył w tak smutnym wydarzeniu.

Zosia była obojętna kochała babcię ponad wszystko, a strata ją oszołomiła.

Może dlatego nie od razu zrozumiała, o czym ojciec mówi przy stypie.

Ta-ak Mieszkanie zaniedbane przeciągnął, rozglądając się. Dużo za nie nie dadzą.

Kaziu z wyrzutem spojrzała na niego matka. Nie teraz

A co? Trzeba od razu załatwić sprawy. Musimy wracać Bartek sam.

Ignacy Wojciechowicz, może polecisz kogoś? Jakiegoś pośrednika, żeby się zajął sprzedażą.

A co chcesz sprzedawać, Kaziu? doprecyzował Ignacy.

Jak to co? To mieszkanie. Bartkowi trzeba kupić lokum Oczywiście, tych pieniędzy nie starczy na porządne w naszym mieście, ale na wkład własny spokojnie, a do osiemnastki Bartka spłacimy kredyt.

Zapłakana Zosia obojętnie patrzyła w okno i nie uczestniczyła w rozmowie.

Chcesz własną córkę na bruk wyrzucić? spytał Ignacy. Gdzie ona będzie mieszkać?

Przecież to już dorosła baba! machnął ręką ojciec. Niech za mąż wyjdzie, to mąż ma jej dać dach nad głową!

No tak przeciągnął przyjaciel babci. Halina chyba miała rację co do ciebie Ale nic z tego, Kazimierzu. Jest testament, prawnie sporządzony, i to mieszkanie należy wyłącznie do Zosi.

Ojciec zamilkł.

Wpłynęłaś więc na babcię? rzucił w stronę Zosi, która w końcu zaczęła słuchać. No nic! Jeszcze zobaczymy testament można podważyć.

I to Halina przewidziała spokojnie odparł Ignacy. Miej to na uwadze, Kazimierzu, Zosi ci nie dam.

Ojcu wystarczył dzień, żeby się gdzieś poradzić i zrozumieć, iż prawo stoi po stronie córki.

Można próbować, ale to duże koszty, a pozytywny efekt niepewny.

Zosia, sumienie masz? Spróbował z innej strony. Wyjdziesz za mąż, mąż cię utrzyma, a Bartkowi mieszkanie potrzebne on mężczyzna. Zrzeknij się spadku!

choćby nie myśl

Idź do oryginalnego materiału