"Mama jest tu, żeby pomóc"
Użytkowniczka TikToka, matka trójki dzieci, Lottie Weaver, przyznała się na swoim profilu do czegoś, o czym wielu rodziców woli milczeć.
"Muszę się do czegoś przyznać – jeżeli jesteś nauczycielem moich dzieci, po prostu przesuwaj dalej" – zaczęła swój filmik.
A potem dodała: "Jeśli dzieci spędziły cały dzień w szkole, odrobiły pracę domową, zachowywały się wzorowo i wróciły do domu z nową pracą domową, czasami podaję im odpowiedzi do zadań. Robią pierwszą połowę zadania domowego, a potem, kiedy widzę, iż są niespokojni, wiercą się, irytują – iż mają już tego dość – podaję im odpowiedzi, OK?”.
Ta szczerość poruszyła rodziców i nauczycieli na całym świecie. Bo przecież każdy z nas zna moment, kiedy dziecko gapi się w kartkę, a ty – znużona po pracy – masz ochotę napisać te ostatnie pięć odpowiedzi samodzielnie.
Rodzic jako wybawiciel czy sabotażysta?
Weaver tłumaczyła swoje podejście prosto:
"Często wykonuję wiele projektów, ponieważ moje dziecko ma ich dużo i są trudne, Naszym zadaniem jako rodziców jest im pomagać – niektórzy mogą się z tym nie zgadzać, ale mnie to nie obchodzi".
To zdanie brzmi jak manifest całego nurtu "leniwego rodzicielstwa", w którym priorytetem ma być dobrostan dziecka, a nie wypełnianie każdej szkolnej tabelki.
Problem w tym, iż nauczyciele widzą w tym poważne zagrożenie.
"Jako osoba pracująca z dziećmi, proszę, pozwólcie im pracować samodzielnie! Dlatego tak trudno nam sobie radzić w klasie" – odpowiedział jeden z komentujących pedagogów.
Inna osoba dodała:
"Proszę, nie rób tego. Jako nauczycielka pracująca w szkole średniej uważam, iż wyrządzasz im ogromną krzywdę, ponieważ nie budujesz w nich wytrzymałości, której potrzebują, gdy dorastają, by wykonywać coraz więcej zadań – ostrzegała.
"Twoim zadaniem jako rodzica jest również przygotowanie dzieci do życia. Nie ma nic złego w tym, iż pozwalasz dziecku zmagać się z pracą domową, a częste odrabianie jej za niego jest jedynie złą przysługą dla jego przyszłości" – podsumował kolejny z komentujących.
"Leniwe rodzicielstwo" – moda czy bunt wobec systemu?
To nie pierwszy raz, gdy rodzice otwarcie przyznają, iż mają dość. Jak przypomina "The Post", podobną ścieżką idą mamy w Europie, np. Danielle Gallacher ze Szkocji, która pozwala dzieciom swobodnie korzystać z ekranów czy choćby odpuszczać prace domowe.
Krytycy nazywają to "leniwym rodzicielstwem", ale same matki bronią się: to nie lenistwo, to równowaga.
Zadajmy więc uczciwe pytanie: czy odrabianie pracy domowej naprawdę uczy dzieci wytrwałości, czy tylko zabiera im dzieciństwo?
Historia znana każdemu
Kiedy patrzę na tę dyskusję, widzę siebie sprzed lat – siedzącą przy stole z zeszytem do matematyki i ojcem, który powtarzał: "No, pomyśl jeszcze raz". Myślę, iż to było
bardziej frustrujące niż pomocne.
I choć nie pisał za mnie odpowiedzi, w głowie zostawało jedno uczucie: iż nie jestem wystarczająco mądra, skoro potrzebuję aż tylu podpowiedzi.
Może właśnie o to chodzi w całym tym sporze. Jedni chcą, by dzieci walczyły z trudnościami, drudzy – by miały w rodzicach bezpieczną przystań.
Granica między pomocą a wyręczaniem
Eksperci ostrzegają: "Częste odrabianie za dziecko jest jedynie złą przysługą dla jego przyszłości".
Ale równocześnie podkreślają, iż wsparcie jest potrzebne – tyle iż powinno polegać na wskazówkach, przerwach, rozmowie. Bo jeżeli dziecko nauczy się, iż każdą frustrację można zrzucić na mamę czy tatę, w dorosłym życiu nie będzie umiało wytrwać przy trudnych zadaniach.
A może to wina samej szkoły?
Cała ta historia stawia też niewygodne pytanie o sens zadawania tak ogromnej ilości prac domowych (moje dziecko uczy się w prywatnej szkole i takowe ma).
Rodzice są coraz bardziej zmęczeni, dzieci coraz bardziej sfrustrowane, a szkoła… wciąż
działa według schematu sprzed kilkudziesięciu lat.
Może to nie matka z Arizony zawiodła, ale system, który wymaga od dzieci pracy na dwa etaty: szkolnym i domowym?