Mamy dwójkę, dorobimy trzecią?

polregion.pl 3 dni temu

No i z dwójką damy radę, a trzecie też się zmieści. Wezmę jakieś dodatkowe zlecenia. A może chcesz się pozbyć dziecka? – zapytał wprost mąż.

Kinga od kilku dni czuła ciągłe zmęczenie. Wszystko ją przerastało, marzyła tylko o tym, żeby usiąść i nic nie robić, a najlepiej położyć się i leżeć. Na jedzenie patrzyła z niechęcią. Zrobiła test ciążowy, który potwierdził jej przypuszczenia.

Dopiero dwa lata temu wróciła z urlopu macierzyńskiego, ledwo odeszła od pieluch i bodziaków, a tu znowu… Była załamana. Kacper za chwilę skończy pięć lat, Ola właśnie poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebują jej uwagi, a ona będzie zajęta niemowlakiem. Czy zrozumieją? Nie będą zazdrościć nowemu rodzeństwu?

„No tak, dziecko to przecież dar od Boga. Dał Bóg dziecko, da i na dziecko – mówi przysłowie. Ale czasy są niepewne, choć… kiedy były pewne? Kobiety rodziły choćby podczas wojny. Co powiedzieć w pracy? Że znów idę na macierzyński, iż będę brać ciągłe zwolnienia?”

„A w ogóle o jakiej pracy mówię z trójką dzieci? Rodzina się powiększy, a żyć trzeba będzie tylko z pensji Tomka…” Kinga męczyła się wątpliwościami i nie spieszyła się z „dobrą nowiną” dla męża. Miała jeszcze czas na decyzję.

Nie tak dawno szef pytał, czy ktoś przypadkiem nie planuje macierzyńskiego czy odejścia. Zrozumiałe, bo w zespole pracują głównie kobiety. Kinga zapewniała, iż ma już komplet – chłopak i dziewczynka – i na pewno nie planuje kolejnego. A tu proszę.

„Ale co ja się tak martwię pracą? Rodzina jest najważniejsza, praca akurat…” Czas mijał, a Kinga wciąż roztrząsała sprawę na wszystkie strony.

– Nie jesteś chora? Jesteś jakaś blada i cały czas myślisz o czymś. Już trzy razy cię pytałem, co kupimy Kacprowi i Oli na urodziny, a ty jakbyś mnie nie słyszała. Coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru mąż.

Wtedy Kinga wszystko mu wyznała. Tomek chwilę milczał, po czym spytał:

– No to co robimy?

Nie powiedział „co ty zrobisz?”, tylko „co my zrobimy?”. I za to ją kochała. Nie zostawi jej samej z tymi myślami. Zrobiło jej się głupio, iż próbowała rozwiązać to w pojedynkę. Nagle poczuła ulgę, jakby ktoś zdjął jej z ramion ciężar. Podzieliła się obawami.

– Z dwójką damy radę, trzecie też się zmieści – stanowczo odpowiedział Tomek.

– Ale pójdę na macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej pensji. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, czy w ogóle wrócę… Dopłaty pewnie będą, ale… – znów zaczęła wątpić.

– Jakoś przetrwamy. Wezmę dodatkowe zlecenia. A może chcesz usunąć ciążę? – zapytał wprost.

– Nie wiem… – przyznała Kinga. – Ty będziesz harować, ja będę kręcić się w domu z dziećmi. Tak nam życie przeleci…

– I z dwójką, i z trójką przeleci tak samo. Dobra, mamy jeszcze czas na decyzję?

– Trochę mamy.

– To nie spieszmy się. Wrócimy do tematu później, choć myślę, iż ty już podjęłaś decyzję. Czyż nie?

– Jak my się wszyscy pomieścimy w tych dwóch pokojach? – Kinga rozejrzała się po ciasnym mieszkaniu, które dostała od babci Tomka.

– Pogadam z rodzicami. Może zamienimy się mieszkaniami. Mają trzy pokoje, a są tylko we dwoje. Tata sam proponował, gdy czekaliśmy na Olę.

Kinga spojrzała na męża sceptycznie, ale nic nie powiedziała. Jak się spodziewała, teściowa stanęła okoniem.

– Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyciągnąć od nas większe mieszkanie. Robi z ciebie parobka, a ty się na wszystko zgadzasz.

– Mamo, to mój pomysł z tym mieszkaniem. Kinga nie ma z tym nic wspólnego – bronił żony Tomek.

– Więc to ty, synu, chcesz nas pozbawić spokojnej starości? Nie spodziewałam się. Jesteśmy tu od lat. W naszym wieku przeprowadzka to nie jest dobry pomysł. Ale wy myślicie tylko o sobie.

– Mamo, przestań. Zapytałem. Nie? To nie. Coś wymyślimy.

– Wymyślą… A może Kinga zrobi aborcję? Macie dwoje dzieci, w tych czasach to i tak dużo. Wszystkim byłoby lżej.

– Już wszystko jasne, mamo.

Gdy Tomek wrócił od rodziców przygnębiony, Kinga domyśliła się wszystkiego i nie dopytywała. Unikali tematu. Raz godziła się z myślą o dziecku, innym razem bała się powrotu pieluch, nieprzespanych nocy, rozdarcia między milionem obowiązków…

Czas na decyzję mijał, a Kinga wciąż się wahała. Pewnej nocy śniła się jej pięcioletnia dziewczynka, która biegała po mieszkaniu, śpiewając, z koszyczkiem jak u Czerwonego Kapturka. „Co tam masz?” – spytała Kinga. Dziewczynka zajrzała do koszyka i podniosła na nią smutne, zdumione oczy. Kinga zajrzała – koszyk był pusty…

Najpierw ucieszyła się, iż urodzi się dziewczynka. Ale co oznaczał pusty koszyk? Sen nie dawał jej spokoju.

– No i co? Podjęłaś decyzję? – spytał któregoś wieczoru Tomek.

– Tak… Nie. – Kinga opowiedziała mu sen.

– To tylko sen. Będzie dziewczynka, twoja pomocnica.

„Jaki on jednak wspaniały – pomyślała Kinga. – Urodzę. Z Tomkiem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia na aborcję, a ja wciąż się waham.” – Przytuliła się do męża.

Na decyzję wpłynęła jeszcze jedna rzecz. Poszli na urodziny do przyjaciół. Dom jak z marzeń, a gospodyni piękna jak z okładki magazynu. Szkoda tylko, iż nie mają dzieci. Gdy Kacper i Ola biegali i śmiali się, Kasia zabroniła Kingi ich uciszać.

– Niech się bawią. To szczęście, gdy w domu słychać śmiech dzieci. Gdybym mogła, miałabym tyle, ile Bóg dał – powiedziała smutno.

– Ale przecież są metody… – zaczęła Kinga.

– Myślisz, iż nie próbowaliśmy in vitro? – Kasia westchnęła. – Gotowa jestem adoptować, ale mąż jeszcze się waha… Gdy się zgodzi, weźmiemy od razu dwoje.

Po tej rozmowie Kinga zdecydowała – dziecko zostanie. I od razu poczuła spokój.

W weekend przyszła teściowa, pytając wprost, czy KingaKiedyś, gdy ich trzecie dziecko będzie biegać po domu z własnym koszyczkiem, Kinga zrozumie, iż ten sen był nie ostrzeżeniem, ale obietnicą.

Idź do oryginalnego materiału