Koniec roku to czas, gdy zaczyna się drama...
"Jak co roku, gdy zbliża się koniec roku szkolnego, rodzice zaczynają coraz bardziej emocjonalnie reagować na oceny swoich dzieci. W mojej pracy nauczycielki spotykam różne reakcje – od spokojnych rozmów, przez prośby o dodatkową pomoc, aż po wybuchy złości i pretensji. Właśnie taka sytuacja przytrafiła mi się niedawno z matką jednej z moich uczennic.
Dziewczynka przez cały rok kompletnie olewała naukę, często nie odrabiała zadań, a teraz, tuż przed końcem, nagle zaczęła oczekiwać cudownej zmiany ocen. A matka… no cóż, zareagowała mocno.
Nagle oczekiwania się zmieniają
Ta dziewczynka od dawna nie przykładała się do nauki. Brak przygotowania, nieobecności, brak zainteresowania – to wszystko przełożyło się na ocenę końcową, czyli trójkę. I nagle, pod koniec roku, gdy oceny już prawie są ustalone, matka zadzwoniła do mnie z pretensjami. Chciała, by ocena została zmieniona – z trójki na czwórkę, a najlepiej na piątkę. Powiedziała, iż 'to jest absurd', iż ja 'szczuję jej córkę' i iż 'to niesprawiedliwe'.
Jej słowa brzmiały jak zimny prysznic: 'To jest absurd'. To nie był spokojny dialog, to była atakująca tyrada, która nie uwzględniała faktów i wysiłku, jaki ja wkładam w nauczanie. W tamtej chwili pomyślałam sobie, jak bardzo niektórzy rodzice potrafią być nieobiektywni i nastawieni tylko na swoje korzyści, nie widząc, co dzieje się naprawdę z ich dziećmi.
Rozumiem, iż rodzice chcą dla swoich pociech jak najlepiej. Chcą, by miały wysokie oceny, lepsze perspektywy, osiągały sukcesy. Ale nie można przesadzać i wymagać cudów, jeżeli dziecko przez cały rok nie wykazywało żadnego zaangażowania.
Wsparcie to jedno, a robienie z nauczyciela kogoś, kto ma spełniać nierealne oczekiwania, to już zupełnie co innego. Czasem mam wrażenie, iż rodzice zapominają, iż oceny są przede wszystkim efektem pracy ucznia, a nie negocjacji".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).