Mąż chce kupić mieszkanie „na przyszłość” dla dzieci, a ja jestem przeciwna. Mam wrażenie, iż jedno mieszkanie ich poróżni, a na dwa nas po prostu nie stać

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Od pewnego czasu sprzeczamy się o tę kwestię. Mąż twierdzi, iż choćby jedno mieszkanie się przyda – najpierw zamieszka w nim starszy, potem je sprzedadzą i podzielą pieniądze.

A jeżeli nas kiedyś zabraknie, to jeden dostanie to kupione mieszkanie, a drugi to, w którym teraz mieszkamy.

Tyle iż ja jestem temu przeciwna. Uważam, iż jesteśmy jeszcze stosunkowo młodymi rodzicami, żeby dzieci mogły liczyć na jakiekolwiek „wczesne spadki”. Poza tym, jest w tym coś niezdrowego, kiedy dzieci zaczynają kalkulować, iż mama z tatą prędzej czy później „zejdą z tego świata”.

W praktyce wychodzi na to, iż będzie tylko jedno mieszkanie – a to prawie gwarantuje kłótnie. Sama to przeżyłam z moją siostrą. Owszem, rozdzieliłyśmy się, sprzedałyśmy mieszkanie, podzieliłyśmy pieniądze, ale od tamtej pory nie rozmawiamy. A kiedyś byłyśmy naprawdę blisko.

U nas wyglądało to tak: w rodzinie były dwa mieszkania – jedno, w którym do dziś mieszkają rodzice, i drugie, które tata odziedziczył po swojej mamie, zmarłej młodo.

Byłam najstarsza, siostra młodsza o osiem lat. Po studiach wyprowadziłam się właśnie do tego drugiego mieszkania. Od razu usłyszałam od rodziców, żebym mieszkała i odkładała na swoje, bo kiedy siostra dorośnie, trzeba będzie się podzielić.

Odkładałam przez osiem lat. Kiedy siostra skończyła studia, zażądała, by też dostać „swoje”, bo jej zdaniem nie było fair, iż ja mieszkam sama w dwupokojowym mieszkaniu, a ona gnieździ się z rodzicami.

Rodzice dotrzymali słowa – sprzedali mieszkanie i pieniądze podzielili po równo. Ja dołożyłam swoje oszczędności i od razu kupiłam kawalerkę. Siostra natomiast urządziła awanturę, bo uznała, iż została skrzywdzona – przecież ja już w tym mieszkaniu mieszkałam, miałam z tego korzyść, a ona musi brać kredyt.

Rodzice próbowali jej tłumaczyć, ale nic to nie dało. Najbardziej obraziła się na mnie – iż niby byłam „tą ulubioną”.

Z mamą i tatą w końcu się pogodziła, ale ze mną kontakt się urwał na dobre. Próbowałam to naprawić, ale odbijałam się od ściany. Rodzice też żałowali – pamiętam, jak mama płakała i mówiła, iż gdyby wiedzieli, sprzedaliby to mieszkanie wcześniej i podzielili pieniądze od razu, żeby nikomu nie było przykro.

I teraz mój mąż proponuje dokładnie ten sam scenariusz, który poróżnił mnie z siostrą. Boję się, iż młodszy syn poczuje się pokrzywdzony i zacznie się na nas gniewać.

Mąż twierdzi, iż to bzdury i „babskie fanaberie” – efekt histerii mojej siostry. Ale ja nie chcę ryzykować. Całe życie staram się postępować tak, by żaden z moich synów nie czuł się gorszy. A to mieszkanie, moim zdaniem, tylko wprowadzi między nich niepotrzebny rozłam.

Wolę odkładać pieniądze osobno dla starszego i osobno dla młodszego – co do grosza po równo. To może nie jest gwarancja, iż nigdy się nie pokłócą, ale przynajmniej zmniejsza ryzyko, iż w przyszłości staną się sobie obcy przez coś tak przyziemnego, jak mienie.

Idź do oryginalnego materiału