Mój piętnastoletni syn został ojcem, ale to nie to mnie przeraża najbardziej.
Gdy Mikołaj wysłał mi wiadomość ze szkoły: Możesz mnie odebrać? To poważne, nie spodziewałam się, co nastąpi.
Wszedł do samochodu w ciszy. Jego dłonie drżały, bluza nawiącona byle jak, jakby uciekał z lekcji. Spróbowałam rozluźnić atmosferę żartem: Pobiłeś się? Oblałeś sprawdzian?
Odpowiedział tylko: To nie ja. To ona.
Tak się dowiedziałam. Dziecko już nie należało do jego dziewczyny.
Odeszła ze szpitala, nie podpisując choćby dokumentów.
A Mikołaj? Mój nastoletni syn, uzależniony od konsoli, nieporadny, ledwie uczący się golić?
To on złożył podpis.
Tamtego wieczoru spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: jeżeli nikt jej nie chce ja chcę.
Najpierw myślałam, iż żartuje. Potem zrozumiałam, iż mówi serio. Bardzo serio.
—
Mój piętnastoletni syn został ojcem a to nie było choćby najtrudniejsze.
Gdy Mikołaj wysłał tę wiadomość, nigdy bym nie pomyślała, co się wydarzy. Wszedł do auta, nie patrząc na mnie.
Jego ręce drżały. Bluza rozpięta, jakby uciekał przed czymś. Próbowałam rozładować napięcie: Pobiłeś się? Zawaliłeś egzamin?
Szepnął tylko: To nie ja to ona. Tak poznałam prawdę. Dziecko już nie było związane z jego dziewczyną.
Wyszła ze szpitala, nie podpisując wypisu.
A Mikołaj? Mój syn, wciąż nastolatek, wciągnięty w gry, niezgrabny towarzysko, ledwie ogarniający maszynkę do golenia Podpisał się.
Tego samego wieczoru spojrzał mi w oczy i rzekł: jeżeli nikt jej nie chce, ja ją wezmę.
Myślałam, iż to żart. Mikołaj miał 15 lat. Czasem zapominał naładować telefon czy wynieść śmieci.
Ale mówił poważnie. Naprawdę. Nie wiem, co robić, mamo ale nie mogę jej zostawić. Jestem jedyny, który chce się nią zająć. Nie chcę, żeby dorastała sama.
Wtedy zrozumiałam: to nie był kaprys. To była decyzja. Taką podejmują dorośli. A on był gotów iść na całość.
Kolejne dni były mgliste. Skontaktowaliśmy się z opieką społeczną. Ostrzegali nas delikatnie, iż Mikołaj sam nie da rady.
Lecz na każdą sugestię odpowiadał uparcie: Chcę ją zatrzymać. Jestem gotów.
Z początku myślałam, iż chce coś udowodnić. Ale nie. Wiedział, co robi. A przynajmniej tak twierdził.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy w milczeniu w salonie, wpatrując się w malutkie dziecko w różowej kołysce. Kruche. Bezbronne. A ja nie miałam pojęcia, jak to ogarniemy.
Chcę tylko, żeby nie czuła się porzucona mówił Mikołaj, kołysząc je. Wiem, jak to jest.
Nie od razu pojęłam. Ale gdy spojrzałam na jego twarz, zrozumiałam: nie mówił tylko o niej. Mówił o sobie.
Mój syn, zwykle zamknięty w sobie, uciekający w gry, gdy życie stawało się zbyt trudne, nigdy nieokazujący uczuć W końcu się otworzył.
Jestem tu powiedziałam cicho. Nie musisz tego robić sam. Damy radę razem. Ale prawda była taka, iż bałam się.
Był taki młody. Za młody. A jednak nie miałam wyboru. jeżeli on się angażował, ja musiałam być przy nim.
Pierwsze miesiące to był wir. Mikołaj uczył się karmić, przewijać, uspokajać noworodka.
Nieprzespane noce. Płacz. Chwile zwątpienia. Widziałam, jak czasem się chwieje. Ale zmuszałam się, by nie przejmować wszystkiego.
Musiał poczuć, iż potrafi. choćby jeżeli oznaczało to upadki i wstawanie.
Pewnego popołudnia, wyczerpany, przyszedł do mnie: Nie dam rady, mamo. Ona zasługuje na kogoś lepszego.
Te słowa złamały mi serce. Ale spojrzałam na niego i odparłam: To, iż tak mówisz, dowodzi, iż naprawdę starasz się. Rozumiesz, jakie to ważne. A to jest odpowiedzialność.
Więc szukaliśmy pomocy. Rodzina, grupy wsparcia, opieka społeczna tym razem z prawdziwym wsparciem wokół nas.
Z czasem znaleźliśmy rytm. Mikołaj uczył się być ojcem. Na swój sposób. Nie idealnie. Nie tradycyjnie. Ale prawdziwie.
A potem, pewnego dnia, wróciła jego dziewczyna. Zostawiła dziecko, ale później pojęła, iż nie może go porzucić. Chciała być przy nim. Dzielić ciężar. Razem zaczęli odbudowywać coś nowego.
Mikołaj wciąż był kruchy. Wciąż niepewny. Ale nie był już sam.
Nie spodziewałam się jednak, jak bardzo się zmieni.
Bałam się, iż zawiedzie. Że jest za młody, za zagubiony. Ale zamiast tego zobaczyłam, jak staje się kimś nowym.
Nie idealnym ojcem. Ale młodym człowiekiem, który uczy się, rośnie i daje z siebie wszystko.
Chłopak, który nie mógł wytrzymać pięciu minut bez konsoli, teraz czytał córeczce bajki. Uczył ją piosenek. Śmiali się razem. A ja patrzyłam na niego i on uczył mnie.
Zawsze chcemy prowadzić nasze dzieci. Ale czasem to one pokazują nam drogę. Mikołaj nauczył mnie, iż dojrzałość nie zawsze przychodzi z wiekiem, ale z odwagą stawienia czoła życiu.
Udowodnił, iż nie trzeba być idealnym, by kochać, walczyć, uczyć się. I przede wszystkim przypomniał mi, iż nigdy nie jest za wcześnie, by stać się dobrym człowiekiem.