Mój syn został ojcem w wieku 15 lat, ale to nie to mnie przeraża najbardziej.
Gdy Tomek wysłał mi wiadomość ze szkoły: Możesz mnie odebrać? To poważne, nie spodziewałem się, co nastąpi.
Wszedł do samochodu w milczeniu. Jego dłonie drżały, a bluza była niedbale zapięta, jakby uciekł z lekcji. Spróbowałem rozładować napięcie żartem: Pobiłeś się? Oblałeś egzamin?
Odpowiedział tylko: To nie ja to ona. Tak się dowiedziałem. Dziecko już nie należało do jego dziewczyny.
Odeszła ze szpitala, choćby nie podpisując dokumentów.
A Tomek? Mój nastoletni syn, uzależniony od konsoli, nieporadny, dopiero uczący się golić? To on złożył podpis.
Tego wieczoru spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: jeżeli nikt jej nie chce ja chcę.
Najpierw myślałem, iż żartuje. Potem zrozumiałem, iż mówi poważnie. Bardzo poważnie.
Mój 15-letni syn został ojcem i to nie jest choćby najtrudniejsze.
Gdy Tomek napisał: Możesz mnie zabrać? To ważne, nie przypuszczałem, co się wydarzy. Wsiadł do auta, nie patrząc na mnie.
Ręce mu drżały. Bluza rozpięta, jakby uciekł z klasy. Próbowałem poprawić nastrój: Pobiłeś się? Spieprzyłeś sprawdzian?
Szepnął: To nie ja to ona. Tak poznałem prawdę. Dziecko nie było już przy jego dziewczynie.
Wyszła ze szpitala, nie podpisując choćby wypisu.
A Tomek? Mój syn, jeszcze nastolatek, wciągnięty w gry, nieśmiały, ledwo ogarniający maszynkę do golenia Podpisał się.
Tego samego wieczoru powiedział: jeżeli nikt jej nie chce, ja ją przygarnę.
Myślałem, iż to żart. Tomek miał 15 lat. Często zapominał naładować telefon albo wynieść śmieci.
Ale był poważny. Naprawdę. Nie wiem, co robić, tato ale nie mogę jej zostawić. Jestem jedyny, kto się nią chce zająć. Nie chcę, żeby dorastała sama.
Wtedy zrozumiałem: to nie był impuls. To była decyzja. Taka, jaką podejmują dorośli. I był gotów iść na całość.
Kolejne dni były zamglone. Skontaktowaliśmy się z opieką społeczną. Ostrożnie tłumaczyli, iż Tomek sam tego nie udźwignie.
Ale przy każdej propozycji upierał się: Chcę ją zatrzymać. Jestem gotowy.
Początkowo sądziłem, iż chce coś udowodnić. Ale nie. Wiedział, co robi. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy w ciszy, patrząc na malutkie dziecko w różowej kołysce. Kruche. Bezradne. Sam nie miałem pojęcia, jak damy radę.
Chcę tylko, żeby nie czuła się porzucona mówił Tomek, kołysząc je. Wiem, jak to boli.
Nie od rawu pojąłem. Potem zobaczyłem jego twarz. I zrozumiałem: nie mówił tylko o niej. Mówił o sobie.
Mój syn, zawsze zamknięty w sobie, uciekający w gry, gdy życie stawało się trudne, nigdy nieokazujący uczuć w końcu się otworzył.
Jestem przy tobie powiedziałem cicho. Nie musisz tego robić sam. Damy radę razem. Ale prawda była taka, iż się bałem.
Był taki młody. Za młody. A jednak nie miałem wyboru. jeżeli on się angażował, musiałem być przy nim.
Pierwsze miesiące to był wir. Tomek uczył się karmić, przewijać, uspokajać noworodka.
Noce bez snu. Płacz. Chwile zwątpienia. Widziałem, jak czasem słabnie. Ale starałem się nie przejmować wszystkiego.
Musiał poczuć, iż potrafi. choćby jeżeli oznaczało to upadek i powstanie.
Pewnego popołudnia, wyczerpany, przyszedł do mnie: Nie dam rady, tato. Ona zasługuje na kogoś lepszego.
Te słowa złamały mi serce. Ale spojrzałem na niego i powiedziałem: To, iż to mówisz, pokazuje, iż naprawdę starasz się. Rozumiesz wagę tego. To odpowiedzialność.
Szukaliśmy więc pomocy. Rodzina, grupy wsparcia, opieka społeczna tym razem z prawdziwym wsparciem wokół nas.
Z czasem znaleźliśmy rytm. Tomek uczył się być ojcem. Na swój sposób. Nie idealnie. Nie tradycyjnie. Ale prawdziwie.
A potem jego dziewczyna wróciła. Najpierw odeszła. Ale zrozumiała, iż nie może porzucić córki. Chciała być przy niej. Dzielić ciężar. I razem zaczęli odbudowywać więź.
Tomek wciąż był kruchy. Wciąż niepewny. Ale już nie sam. Nie spodziewałem się, jak bardzo się zmieni.
Bałem się, iż nie podoła. Że jest za młody, za zagubiony. Ale zamiast tego zobaczyłem, jak staje się kimś nowym.
Nie idealnym ojcem. Ale młodym człowiekiem, który się uczy, rośnie i daje z siebie wszystko.
Chłopak, który nie mógł żyć bez konsoli, teraz czytał córce bajki. Uczył ją piosenek. Śmiali się razem. A ja patrzyłem na niego i on mnie czegoś nauczył.
Zawsze chcemy prowadzić nasze dzieci. Ale czasem to one pokazują nam drogę. Tomek udowodnił, iż dojrzałość nie zawsze przychodzi z wiekiem, ale z odwagą stawienia czoła życiu.
Pokazał mi, iż nie trzeba być idealnym, żeby kochać, walczyć, uczyć się. I przede wszystkim przypomniał, iż nigdy nie jest za wcześnie, by stać się dobrym człowiekiem.