Wśród koleżanek wszystkie mamy są młode i ładne, tylko u mnie tak nie jest. Moja bardziej przypomina babcię, bardzo mnie to drażni…
— Kasia, Kasiu! Tam babcia po ciebie przyszła! — Kasia wyjrzała na korytarz i zmarszczyła brwi — pod ścianą stała jej mama.
— Mamo, no po co ty po mnie przychodzisz… Samam mogę dojść, nie jestem mała — mówiła Kasia, zirytowanym wzrokiem patrząc na matkę.
— Kasiu, już ciemno. Dziewczynkom nie wolno chodzić samym po nocy, to niebezpieczne — tłumaczyła się matka.
— Mamo, jaka noc! Dopiero siódma wieczorem. I dom prawie pod nosem… Jestem już dorosła, prawie trzynaście lat — dziewczynka złapała torbę i wybiegła ze szkoły muzycznej.
…Kasia urodziła się, gdy rodzice dawno stracili już nadzieję. Pierwsza oznaka, iż Natalia spodziewa się dziecka, zaskoczyła ją, gdy razem z mężem wybierali się do przyjaciół…
— Wojtku… Coś mi niedobrze… Mdłości, jakaś słabość. Może zjadłam coś nieświeżego… Poleżę trochę. Jedź sam, jeżeli coś… — ale on oczywiście bez niej nie pojechał.
Przez dwa dni leżała w łóżku, lecząc się domowymi sposobami — płukaniem żołądka, głodówką, ziołowymi naparami… Ale nie było lepiej i trzeciego dnia mąż, mimo jej słabego oporu, wezwał lekarza.
Pielęgniarka, uważnie słuchając Natalii, opukała plecy, zajrzała do gardełka. Mierzyła temperaturę i zadawała niecodzienne, jak się jej wydawało, pytania. Zupełnie nie na temat. I zerkała jakoś podejrzliwie, nieszczerze. Chciała już wybuchnąć i zwrócić jej uwagę o nieprofesjonalizmie, ale zabrakło sił…
Następnego ranka, na polecenie lekarza, razem z mężem poszli do ginekologa.
Mąż Wojtek został na korytarzu, nerwowo mierząc go krokami, chodząc tam i z powrotem… Gdy Natalia wyszła, przeraził się jej wyglądu. Tak dziwny był wyraz jej twarzy. Najpierw głupio się uśmiechała drżącymi ustami, a potem nagle rozpłakała się, podając mu jakiś papier. Z przerażeniem wziął kartkę do rąk, spodziewając się przeczytać coś strasznego…
— Wojtek… Wojtku… Będziemy mieli malutkiego — powiedziała Natalia i wybuchnęła płaczem, zakrywając twarz dłońmi. Objął ją i milczał, ogłuszony tą nowiną, nie wierząc własnym uszom i bojąc się spłoszyć ten magiczny moment…
Mieli po czterdzieści dwa lata. Natalia urodziła niemal w czterdziestym trzecim roku życia i była najstarszą pacjentką na całym oddziale. A pielęgniarki między sobą nazywały ją — starsza pierworódka z ósmego pokoju…
Odpowiednio do terminu Natalia urodziła dziewczynkę. Ku zdziwieniu lekarzy i samej Natalii, poród przebiegł gładko, bez komplikacji. Łatwiej niż u wielu młodych mam. Dziecko urodziło się duże, zdrowe i głośne.
Gdy Kasia była mała, nie widziała różnicy między swoją mamą a mamą sąsiadki Marysi. Mama to mama. Ale gdy podrosła, a była bystrą dziewczynką, po raz pierwszy usłyszała okrutną prawdę w przedszkolu.
— Mamo, mamo, a mamusia Kasi jest staruszka i niedługo umrze. Bo starzy umierają. Prawda, mamo? — mówił chłopiec Tomek z jej grupy.
W odpowiedzi Kasia, nie zastanawiając się długo, uderzyła go w głowę pajacykiem. Na szczęście pajacyk był plastikowy. Skończyło się na wielkim guzie, ale mama Tomka darła się jak opętana na całe przedszkole.
— Namnożyli sobie dzieci na starość! Już nie emeryturę jej powinni płacić, tylko dziecko sobie sprowadziła! I wychować nie potrafią, widać! Będę skargę pisać! Niech opieka społeczna się tym zajmie! — trzęsła się ze złości mama Tomka, wycierając nos ryczącemu synkowi.
W domu Kasię czekała poważna rozmowa z rodzicami, ale od tamtej pory tłukła i Tomka, i każdego, kto pozwalał sobie na podobne uwagi. A jeszcze zaczęła się zastanawiać, iż może w ich słowach jest ziarno prawdy, i choćby nie zauważyła, jak zaczęła się wstydzić swoich rodziców…
Później Kasia podrosła i poszła do szkoły. Zebrania rodziców były dla niej udręką. Z drżeniem serca wyobrażała sobie, jak nauczycielka na zebraniu zwróci się do jej rodziców. Widziała już swoją stojącą i rumieniącą się ze wstydu mamę albo zmieszanego, siwego tatę… Dlatego obecność niestarych rodziców przyniosła jej też korzyść. Nie dawała żadnego powodu do uwag i uczyła się znakomicie.
Oczywiście jej mama i tata byli wspaniali, cudowni i w ogóle najlepsi na świecie! Kochała ich całym sercem. Ale jak bardzo pragnęła, żeby jej mama wyglądała jak mama Oli, na przykład, która bardziej przypomina starszą siostrę niż matkę. Albo tata, jak tata Kuby, w świetnych skórzanych spodniach, przyjeżdżający do szkoły supernowoczesnym samochodem.
Ale nie… Ona miała rodziców w średnim wieku, i to zupełnie niemodnych. Mama nie lubiła się stroić. Najlepszym zakupem była dla niej książka, a nie szpilki. Tata kochał swoją starą “Niwę” i wszystkie weekendy spędzał w garażu, bez końca doprowadzając ją, jak mówił, do perfekcji… Kochał też filozofować, czytał powieści historyczne, znał się na polityce i sam kisił przepyszną kapustę!
Kasia dorosła, skończyła szkołę i dostała się na medycynę. Przyzwyczajenie do sumiennej nauki w szkole zaprocentowało. Skończyła studia z wyróżnieniem i dostała się na staż do pobliskiego szpitala. Praca bardzo jej się podobała, zwłaszcza iż trafiła na świetnego opiekuna, za pomocą którego zakochała się w stomatologii. Tata, śmiejąc się, nazywał ją kapitanem białego uśmiechu.
Pewnego dnia, gdy Kasia asystowała lekarzowi, do gabinetu wszedł młodzieniec skarżący się na ból zęba. Okazało się, iż sprawa była banalna. Chłopak zgryzł orzech i złamał ząb. Był bardzo zażenowany obecnością sympatycznej dziewczyny i trochę się speszył. Ale wszystko poszło gładko — ząb został naprawiony, a młodzieniec odszedł zadowolony. Po pracy Kasia niespodziewanie spotkała go pod szpitalem…
— Jeszcze raz dzień dobry, magiczne ręce! Dowiedziałem się, o której kończysz pracę, i postanowiłem zaczekać. Mam nadzieję, iż się nie gniewasz? — Jakub, tak się nazywał chKasia wyciągnęła rękę po kwiaty, a gdy ich dłonie się spotkały, zrozumiała, iż szczęście nigdy nie przychodzi za wcześnie ani za późno.