Nie kupuję dziecku zabawek i wcale nie dlatego, iż mnie nie stać. Mam istotny powód

mamadu.pl 9 godzin temu
W świecie, gdzie półki uginają się od plastikowych cudów, można odnieść wrażenie, iż bez zabawek dziecko będzie się nudzić. Tymczasem odkąd przestałam kupować kolejne "edukacyjne" gadżety, moje dziecko zaczęło naprawdę się bawić – z wyobraźnią, swobodą i radością. Bo jak się okazuje, najlepsze scenariusze rodzą się nie w sklepie, tylko w głowie.


Pół pokoju zabawek. I ciągłe "nudzi mi się"


Zaczęło się niewinnie – jedna pozytywka, jedna układanka, kilka grzechotek. Potem przyszły urodziny, święta, imieniny, Dzień Dziecka, "bo w sklepie była promocja" i "bo to edukacyjne".

I nagle zorientowałam się, iż moje dziecko mieszka w fabryce zabawek. Kolorowe plastiki piętrzyły się wszędzie: w kątach, pod łóżkiem, na półkach, w łazience (!), a mimo to codziennie słyszałam to samo zdanie: "Mamo, nudzi mi się".

Najpierw się denerwowałam. Potem się tłumaczyłam ("jak ci się może nudzić, przecież masz wszystko!"). A na końcu… zrozumiałam. Moje dziecko miało za dużo. Za dużo rzeczy, za mało przestrzeni. Za dużo gotowych rozwiązań, za mało własnych pomysłów. I wtedy powiedziałam: stop. Przestaję kupować zabawki.

Cisza po plastikowym sztormie


Nie było to od razu drastyczne. Nie wyrzuciłam wszystkiego na raz i nie przeszłam na edukację leśną. Ale zaczęłam po cichu wycofywać rzeczy. Najpierw te, którymi nie bawił się od miesięcy. Potem te, które działały tylko po naciśnięciu guzika i robiły wszystko za niego – śpiewały, mówiły, kręciły się. Zostawiłam kilka drewnianych klocków, kartki, kredki, plastelinę, parę puzzli i... tyle.

I wtedy stało się coś dziwnego. Nagle przestałam słyszeć "nudzi mi się". A zaczęłam słyszeć: "Mamo, a jakbyśmy zrobili rakietę z pudełka?", "Czy mogę sobie zbudować sklep z krzeseł i koca?", "Narysuję dziś cały kosmos!".

Przestrzeń, która wcześniej była zagracona dźwięcznymi kolorowymi atrapami, stała


się jego własną sceną. Zamiast odtwarzać, zaczął tworzyć.

Oto, co zrozumiałam


Dziecko nie potrzebuje miliona bodźców. Potrzebuje przestrzeni, czasu i... nudy. Tak, nudy, która nie jest zagrożeniem, tylko zaproszeniem. To z niej wyrastają najlepsze

pomysły. Ale nuda nie ma szansy zakwitnąć, kiedy coś co chwilę brzęczy, mruga i domaga się uwagi.

Zabawki, które robią wszystko za dziecko, zabierają mu to, co najcenniejsze – proces twórczy. Gotowa historyjka, gotowy głos, gotowy efekt. A gdzie miejsce na wyobraźnię? Na błąd? Na eksperyment?

Moje dziecko nauczyło się, iż może coś wymyślić samo. Że plastikowe jajo nie musi wydawać 27 dźwięków, żeby było fajne – wystarczy rolka po papierze i wyobraźnia.

A ja? Oddycham


Odkąd przestałam gromadzić zabawki, moje dziecko zyskało więcej niż nowy pokój – zyskało sprawczość. A ja? Ja zyskałam spokój. Mniej hałasu, mniej sprzątania, mniej rozczarowań. I więcej miejsca – w pokoju i w głowie.

Bo dziecko naprawdę nie potrzebuje całej kolekcji zabawek, żeby być szczęśliwe. Potrzebuje przestrzeni, zaufania i twojej obecności.

Idź do oryginalnego materiału