Magdalena wydeptała z biurowca, głęboko zaczerpując powietrza przesiąkniętego zapachem złotej polskiej jesieni. Babie lato rozpinało się nad Warszawą, a słońce sączyło ostatnie ciepłe promienie. Noce były już chłodne, ale w dzień wciąż można było pozwolić sobie na sukienki i lekkie sweterki.
Zastanawiała się, co zrobić najpierw – zabrać Krzysia z przedszkola i razem z nim wstąpić do Biedronki, czy może najpierw zrobić zakupy? W sklepie zawsze stały półki z drobnymi zabawkami, a Krzyś potrafił uprzykrzyć życie, błagając o kolejną plastikową błyskotkę. A przed wypłatą każdy grosz był na wagę złota.
Spojrzała na zegarek. jeżeli się pospieszy, zdąży jeszcze zrobić zakupy, wrzucić je do domu i wrócić po syna. Przyspieszyła kroku, nie zwracając uwagi na przechodniów, zatopiona w układaniu w głowie listy zakupów. „Sól, koniecznie sól! – powtarzała sobie w myślach. – Dlaczego zawsze kończy się tak niespodziewanie?” Dwa dni temu poszła specjalnie po sól, a wróciła z torbą pełną rzeczy, tylko bez soli. „Marchewka, mleko, masło, sól…”
— Magda! Rozpędziłaś się jak szalona! — ktoś zawołał ją po imieniu.
Zanim się zatrzymała, zdążyła zrobić jeszcze kilka kroków i dopiero wtedy odwróciła głowę. Przed nią stała kobieta.
— Nie poznajesz? A to którą przysięgałaś, iż będziemy przyjaciółkami na wieki wieków? — zaśmiała się.
Magdalena najpierw usłyszała o przysiędze, potem domyśliła się, kto może do niej mówić, a dopiero na końcu przypomniała sobie szkolną koleżankę, Kingę Nowak. Nie była to już szczupła, ciemnowłosa nastolatka, ale elegancka kobieta w modnym płaszczu.
Kinga przyszła do ich klasy w drugiej szkole podstawowej, usiadła obok Magdy w ławce i tak już zostało aż do matury. W gimnazjum przysięgły sobie wieczną przyjaźń. Życie je rozdzieliło. Jak widać, nic nie trwa wiecznie, choćby przyjaźń, a co dopiero miłość.
— Wyglądasz, jakbyś miała w domu ośmioro do wykarmienia — przyjrzała się Kinga, zauważając zmęczone oczy przyjaciółki, proste biurowe ubranie. Magdalena też czuła, iż wypada przy niej blado.
— Ty chyba nie narzekasz? — gwałtownie zmieniła temat.
— Nie. Wyszłam drugi raz za mąż. Dzieci jeszcze nie mam. A ty?
W głosie Kingi Magdalena wyłowiła nutkę smutku i postanowiła nie drążyć tematu.
— Nie jestem zamężna, ale nie jestem sama. Mam syna — powiedziała z dumą.
— Pewnie już kończy liceum? A może studia? — zainteresowała się Kinga.
— Nie, chodzi jeszcze do przedszkola — uśmiechnęła się Magdalena.
— No nieźle! Byłaś taka piękna, myślałam, iż pierwsza wyjdziesz za mąż. U nas już dzieci w wojsku służą, a ty masz malucha w przedszkolu… Zawsze byłaś taka poukładana, w książkach utopiona, na chłopaków choćby nie patrzyłaś.
Magdalena poczuła urazę, czego nie ukrywała. Kinga gwałtownie zrozumiała swój błąd.
— No weź, nie dramatyzuj. Znasz mnie, zawsze mówię, zanim pomyślę.
— Wybacz, muszę lecieć po syna — zrobiła krok, żeby ominąć przyjaciółkę.
— Czekaj! — Kinga wyciągnęła telefon. — Podaj numer, odnowimy kontakt, spotkamy się, pogadamy.
Magdalena wymamrotała cyfry, żeby tylko się uwolnić, pożegnała się i ruszyła w stronę przedszkola.
Ale Kinga nie zamierzała odkładać sprawy na później. Nazajutrz zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w sobotę w centrum.
— Dobrze, tylko muszę sprawdzić, czy mama zajmie się Krzysiem. Oddzwonię — odpowiedziała Magdalena z wyraźnym żalem w głosie. „Nawiedziła mnie jak zła wróżba. Pożegnanie z wolną sobotą. No trudno, spotkam się, może wtedy da mi spokój. Przecież już nic nas nie łączy. Jesteśmy z innych światów” — myślała, wybierając numer do matki.
W sobotę spotkały się w ekskluzywnej kawiarni. Magdalena nigdy wcześniej tu nie była — od kiedy urodziła Krzysia, w ogóle rzadko wychodziła. Czuła się niekomfortowo. Kinga to wyczuła i od razu zamówiła wino, żeby ją rozluźnić. Trunek okazał się wyśmienity. Piły i wspominały szkołę, kolegów z klasy. Kinga wiedziała o niemal wszystkich — kto z kim jest, ile ma dzieci, gdzie pracuje…
Magdalena piła i słuchała. Gdy wspomnienia się wyczerpały, Kinga zmieniła temat.
— Słuchaj, moja koleżanka z pracy ma syna, w naszym wieku. Ola narzeka, iż siedzi całymi dniami przed komputerem. Programista. Zarabia przyzwoicie, nie pije. W ogóle złoty chłopak. A ona marzy o wnukach. Łapiesz, o co chodzi? Powinnam was poznać.
— Nie musisz nikogo mi swatać — ostro postawiła kieliszek. — Wyglądam, jakbym desperacko szukała faceta? choćby takiego, którego własna matka chce się pozbyć?
— Nie odrzucaj od razu. Nie widziałaś go choćby — próbowała złagodzić Kinga.
— jeżeli taki wspaniały, dlaczego jeszcze z mamą mieszka? Coś z nim nie tak? — zmiękła nieco Magdalena.
— Miał niefortunny romans. Słyszałaś o wodzie i mleku? Boi się kolejnej pomyłki. Myślę, iż tak jak ty — przyjaciółka była przenikliwa.
— To jego problem. Nie interesuje mnie aranżowane randkowanie. Spotkania powinny dziać się spontanicznie, z potrzeby serca. Myślałam, iż zaprosiłaś mnie na kawę, a ty od razu swatanie? — w Magdalenie rosła irytacja.
— Pomyśl tylko. Krzyś rośnie, potrzebuje ojca…
— Właśnie dlatego — mam już jednego chłopca do wychowania, drugiego mi nie potrzeba. I proszę, skończmy ten temat.
— Nie gniewaj się, chciałam dobrze. Tylko zaproponowałam. Jak nie chcesz, to trudno — Kinga nalała więcej wina.
— Spójrz w lustro. Zmęczona, zapracowana, cała w sobie. Gdyby pojawił się mężczyzna, odżyłabyś na nowo. Może chociaż spróbujesz? Jedna randka, nic wielkiego. jeżeli nie podejdzie, nikt cię siłą za mąż nie pociągnie.
I Magdalena uległa. Dlaczego nie spróbować?
W następną niedzielę, po śniadaniu, zawiozła Krzysia do mamy, ułożyła włosy, delikatnie podkreśliła rzęsy, ubrała się skromnie. Nie zamPo roku okazało się, iż przypadkowa randka w kawiarni była najlepszym błędem w jej życiu, bo teraz stała przed ołtarzem z Pawłem, a Krzyś trzymał ich obrączki i uśmiechał się od ucha do ucha.