Nowe życie, nowa rodzina
Kinga szczęśliwa wyszła z gabinetu lekarskiego – będzie matką. gwałtownie wracała do domu, chciała jak najprędzej zrobić niespodziankę mężowi. Marek był w domu, wrócił właśnie z nocnej zmiany. Zwykle w takich sytuacjach spał do południa. Kinga wiedziała jednak, iż już dawno wstał – specjalnie wzięła wolne w pracy, żeby pójść do lekarza.
Okazało się jednak, iż to on sprawił jej niespodziankę, a nie ona jemu. Gdy otworzyła drzwi kluczem, zobaczyła w przedpokoju na komodzie damską torebkę.
– Co to jest? – zdziwiła się nieprzyjemnie. – Czyja to?
Nie chciała otwierać drzwi do sypialni, bała się. Przeczuwała, co tam zobaczy. Gdy w końcu je otworzyła, potwierdziła swoje przypuszczenia. Obca kobieta leżała na jej miejscu, a obok Marek. Może mina Kingi była taka przerażająca, a może po prostu zaskoczenie – kobieta przemknęła obok niej i wybiegła z mieszkania. Marek zaś powoli wstał i zaczął się ubierać.
– Pakuj swoje rzeczy i wynoś się do swojej nowej wybranki – powiedziała stanowczo Kinga i wyszła z pokoju.
Czuła się okropnie, jak nigdy wcześniej. W końcu zadzwoniła po karetkę, trafiła do szpitala, gdzie usłyszała diagnozę:
– Straciła pani dziecko.
Po wyjściu ze szpitala wróciła do domu pełnego ciszy i bałaganu po kłótni z mężem. Po chwili odpoczynku postanowiła zacząć wszystko od nowa – najpierw wniosek o rozwód. Marek nie pokazywał się po tym zdarzeniu, spotkali się dopiero w sądzie. Patrzył na nią zawstydzony, ale milczał.
Dni mijały, minął już półtora roku od rozwodu. Kinga nie patrzyła na mężczyzn, odrzucała ich zaloty, mimo iż miała dopiero dwudziesty siódmy rok życia. choćby w pracy koledzy mówili:
– Kinga, dlaczego jesteś jakby nieżywa? Życie toczy się dalej. No co, zdarzyło ci się nieszczęście, ale przed tobą jeszcze całe życie.
– Nie wiem… coś we mnie pękło, nie czuję euforii – tłumaczyła.
– Przyjrzyj się Bartkowi – radziły koleżanki. – Myślisz, iż przypadkiem czeka na ciebie po pracy i podwozi do domu? To dobry chłopak, daj mu szansę.
Kinga przyjrzała się Bartkowi, poszli choćby razem do kawiarni i na spacer. Z czasem poczuła, iż on jest gotowy na poważną rozmowę, aż w końcu zaproponował:
– Chodź, wyjdź za mnie, Kinga. Nie będę musiał cię odprowadzać – będziemy wracać razem do domu.
Po ślubie tak właśnie było. Razem do pracy, razem z pracy. Kolacje w domu, czasem spacery, wieczory przed telewizorem. Kinga marzyła przede wszystkim o tym, by zostać matką, ale jakoś im się nie udawało.
Pewnego dnia wraz z koleżankami z pracy pojechała do domu dziecka – ich firma była sponsorem, przywieźli pomoc. Tam Kinga zauważyła czteroletnią dziewczynkę o smutnym spojrzeniu. Od tego dnia myśl o niej nie dawała jej spokoju.
– Bartek, może weźmiemy dziecko z domu dziecka? Na razie nie wychodzi z własnym. Te dzieci w Domu Dziecka mają takie oczy… Patrzą na każdego z nadzieją – powiedziała.
– Kinga, wszystkich nie przygarniesz, jest ich wiele – odpowiedział mąż.
– Chociaż jedno dziecko uszczęśliwić – to już wielka rzecz – nalegała.
– Naprawdę tego chcesz?
– Tak, spodobała mi się dziewczynka, ma na imię Ola. Taka śliczna i smutna.
Bartek był zaskoczony, bo wcześniej nie rozmawiali o dzieciach. Choć marzył o własnym dziecku, w końcu się zgodził.
Ola od urodzenia mieszkała w domu dziecka – jej matka się jej wyrzekła. Miała już prawie pięć lat. Kinga rozmawiała z dyrektorką domu dziecka, panią Barbarą.
– Chcę adoptować Olę. Proszę mi powiedzieć, jakie dokumenty są potrzebne?
– Nie ma pani własnych dzieci?
– Nie, pani Barbaro. Nie ma – opowiedziała jej historię o utracie dziecka.
– Ale może jeszcze pani urodzi? I proszę nie myśleć, iż adoptowane dziecko zastąpi to, które pani straciła. To nie tak. Oli trzeba dać rodzinę, a o swoim dziecku pani zawsze będzie pamiętać. Proszę się jeszcze nad tym zastanowić, porozmawiać z mężem. jeżeli zdecydujecie się na pewno – wtedy przyjdźcie.
Wychodząc, Kinga znów zobaczyła Olę. Siedziała na ławce w ogrodzie, trzymając pluszowego misia, podczas gdy inne dzieci bawiły się wokoło. Ola była jedyną, którą Kinga widziała.
Po pewnym czasie Ola stała się córką Kingi i Bartka. Kinga była szczęśliwa i wdzięczna pani Barbarze. Teraz patrzyła na Olę jak na własne dziecko, a nie jak na zastępstwo. Ola też była szczęśliwa – ma mamę i tatę. Wydawało jej się jednak, iż mama kocha ją bardziej. Kinga kupowała jej ładne sukienki, odprowadzała do przedszkola, czytała z nią książki.
Bartek zaś stopniowo oddalał się – od Oli i od żony. Aż pewnego dnia powiedział:
– Kinga, chyba popełniliśmy błąd, biorąc dziecko z domu dziecka. Nie potrafię jej zaakceptować. Chcę własne dziecko, a ona jest dla mnie obca. Może kiedyś urodzi nam się nasze. Nigdy nie chciałem być ojcem cudzego dziecka. Oddajmy ją z powrotem.
To było dla Kingi jak grom z jasnego nieba. Choć sama marzyła o własnym dziecku, pokochała Olę całym sercem. Miała choćby pomysł, by porozmawiać z mężem o adopcji kolejnego dziecka.
– Bartek, dziecko to nie rzecz – wzięliśmy, to oddamy. To człowiek taki jak ty. Nigdy się na to nie zgodzę. Ola jest naszą córką.
– Twoją, nie naszą. Nie uważam jej za swoją. jeżeli nie oddasz jej do domu dziecka, wybieraj: albo ja, albo ona.
– Nie ma wyboru. Ola jest moją córką. A ty rób, co chcesz – odpowiedziała stanowczo.
Po jakimś czasie rozwiedli się – Bartek sam złożył pozew. Kinga zamieszkała z Olą, wrócili do jej dawnego mieszkania. Ola poszła już do pierwszej klasy. Pewnego dnia pod blokiem spotkali Marka.
– Kinga, nareszcie cię znalazłem! Szukałem cię wszędzie, pytałem sąsiadów, gdzie się przeprowadziłaś. Mówili, iż jesteś z nowym mężem.
– Już nie jestem. I czego chcesz? – zapytała niechętnie.
– Kinga, chcę wszystko naprawić. Wiem, iż przez mnie straciłaś dziecko. Przepraszam, zrozumiałem swój błąd. Wybacz. Chcę wrócić.
– Nie, Marek. Nie. Dobrze, musimy już iść – powKinga uśmiechnęła się lekko, ale nie odpowiedziała, bo wiedziała, iż teraz jej prawdziwą rodziną są Ola i nadzieja na nowe życie, w którym miłość zawsze znajdzie sposób.