Nowe życie, nowa rodzina

newsempire24.com 16 godzin temu

Nowe życie, nowa rodzina
Barbara wyszła z gabinetu lekarza pełna szczęścia – zostanie matką. gwałtownie wróciła do domu, chcąc jak najprędzej zrobić niespodziankę mężowi, który akurat miał wolne po nocnej zmianie. zwykle w takich sytuacjach Roman spał do południa, ale tego dnia już nie śpi. Wiedziała, iż wstał, bo sama wzięła urlop, by pójść na badania.

Ku jej zaskoczeniu, to on przygotował jej niespodziankę, nie odwrotnie. Gdy przekręciła klucz w zamku, w przedpokoju na komodzie dostrzegła damską torebkę.

— Co to? — zdziwiła się nieprzyjemnie. — Czyja to?

Drzwi do sypialni otwierała z drżeniem serca, przeczuwając już, co zobaczy. I nie pomyliła się. Obca kobieta leżała na jej łóżku, a obok spał Roman. Może to jej wyraz twarzy, może zaskoczenie – kobieta przemknęła koło niej i wybiegła z mieszkania. Mąż zaś wstał powoli, ubierając się bez pośpiechu.

— Pakujesz swoje rzeczy i wynosisz się do tej swojej — powiedziała stanowczo Barbara i wyszła z pokoju.

Czuła się okropnie. Tak źle jeszcze nigdy. niedługo wezwano pogotowie, szpital, a potem wyrok lekarza:

— Dziecko stracone.

Po wyjściu ze szpitala w domu zastała ciszę i bałagan po kłótni z mężem. Ochłonęła trochę i postanowiła zacząć wszystko od nowa. Pierwszym krokiem było złożenie pozwu o rozwód. Roman się nie pokazywał, spotkali się tylko w sądzie. Patrzył na nią ze wstydem, ale milczał.

Mijały miesiące, od rozwodu minęło już półtora roku. Choć miała dwadzieścia siedem lat, unikała męskich zalotów. choćby koleżanki z pracy zauważyły:

— Basia, dlaczego żyjesz jak w letargu? Życie toczy się dalej. Co się stało, to się nie odstanie, ale przed tobą jeszcze całe życie.

— Nie wiem, coś we mnie pękło — tłumaczyła. — Nie czuję radości.

— A może popatrz na Jacka? — radziły dziewczyny. — Myślisz, iż przypadkiem czeka na ciebie po pracy i podwozi do domu? To porządny chłopak, daj mu szansę.

Barbara rzeczywiście się przyjrzała, choćby poszli razem do kawiarni i na spacer. niedługo Jacek zaczął mówić o małżeństwie.

— Wyjdź za mnie, Basiu. Nie muszę cię już odprowadzać, będziemy wracać razem.

Po ślubie tak właśnie było: razem do pracy, razem po pracy. Kolacje w domu, czasem spacery, wieczory przed telewizorem. Barbara marzyła przede wszystkim o dziecku, ale jakoś nie mogła zajść w ciążę.

Pewnego dnia firma zorganizowała wyjazd do domu dziecka, gdzie przekazywali dary. Tam zauważyła małą, może czteroletnią dziewczynkę o smutnych oczach. Od tamtej chwili myśl o niej nie dawała jej spokoju.

— Jacek, może weźmiemy dziecko z domu dziecka? Skoro nie wychodzi z naszym… Takie maluchy tam są… patrzą z taką nadzieją.

— Basiu, wszystkich nie zbawisz. Jest ich wiele.

— Ale możemy dać szczęście choć jednemu.

— Naprawdę tego chcesz?

— Tak. Polubiłam tę dziewczynkę… ma na imię Ola. Taka ładna, a taka smutna.

Jacek zdziwił się jej decyzji – nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. Choć marzył o własnym dziecku, zgodził się.

Ola od urodzenia mieszkała w domu dziecka. Jej matka zostawiła ją zaraz po porodzie. Mijał właśnie jej piąty rok życia. Barbara rozmawiała z dyrektorką, panią Zofią.

— Chciałabym zaadoptować Olę. Jakie dokumenty są potrzebne?

— Nie ma pani własnych dzieci?

— Nie, pani Zofio. Jeszcze nie. — Opowiedziała swoją historię.

— Ale może jeszcze pani zajdzie w ciążę. jeżeli myśli pani, iż adopcja zastąpi utracone dziecko, to jest pani w błędzie. To nie tak działa. Ola potrzebuje prawdziwej rodziny. Proszę się jeszcze zastanowić.

Wychodząc, Barbara znów zobaczyła Olę. Siedziała na ławce z pluszakiem, otoczona bawiącymi się dziećmi. Tylko ona miała w oczach tęsknotę.

Wkrótce Ola została ich córką. Barbara była szczęśliwa i wdzięczna pani Zofii. Kochała Olę jak własne dziecko, a nie jako zastępstwo. I Ola odwdzięczała się miłością.

Jednak z czasem Jacek stał się chłodniejszy. Pewnego dnia wybuchnął:

— Basiu, chyba pomyliliśmy się, biorąc dziecko z domu dziecka. Nie potrafię jej zaakceptować. Chcę własnego dziecka. Może oddajmy ją z powrotem…

Barbara oniemiała. Pokochała Olę całym sercem.

— Dziecko to nie rzecz, żeby brać i oddawać. Ola jest naszą córką.

— Twoją, nie moją. jeżeli jej nie oddasz, wybieraj: ja czy ona.

— Nie ma wyboru. Ola jest moją córką. Ty rób, co chcesz.

Nie minęło wiele czasu, a Jacek sam złożył pozew. Barbara z Olą wyprowadziły się do swojego mieszkania. Dziewczynka poszła już do pierwszej klasy. Pewnego dnia pod blokiem spotkały Romana.

— Basiu, nareszcie cię znalazłem! Pytałem sąsiadów, gdzie się przeprowadziłaś. Mówili, iż jesteś z nowym mężem.

— Już nie jestem. Czego chcesz?

— Chcę wszystko naprawić. Wiem, iż przez mnie straciłaś dziecko… wybacz mi. Proszę.

— Nie, Romanie. Nie. Musimy już iść. — Weszły z Olą do klatki.

Za nimi Roman krzyknął:

— Basia! Mój numer się nie zmienił. Zawsze ci pomogę!

Myśl o dziesięcioletniej dziewczynce, którą znów zobaczyła w domu dziecka, nie dawała Barbarze spokoju. Była podobna do Oli.

— Szkoda, iż nie możemy jej adoptować… byłyby jak siostry. — Wiedziała jednak, iż sama nie dostanie zgody.

Pewnej zimy, gdy wracali z kolejnej wizyty w domu dziecka, Ola zapytała:

— Mamo, a może Tamara mogłaby być moją siostrą?

Barbara przypomniała sobie słowa Romana. Może…? Wyjęła telefon.

— Cześć, musimy porozmawiać.

— Basiu, będę za chwilę. — niedługo siedzieli w jej kuchni.

— Więc chcesz, żebym pomógł ci adoptować Tamarę? — patrzył na nią uważnie.

— Tylko jeżeli naprawdę chcesz…

— Basiu, jak mogę nie chcieć? Po tym, co zrobiłem… Chcę, żebyśmy byli rodziną. adekwatną rodziną.

Barbara zrozumiała, iż dla Tamary jest w stanie wybaczyć.

— Więc zgadzasz się, Romek?

— Oczywiście! Dzieci są dla mnie po prostu dziećmi. WychowRazem, z Romanem, Olą i Tamarą, wkroczyli w Nowy Rok jako prawdziwa rodzina, gotowa stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie los.

Idź do oryginalnego materiału