Ministerstwo Edukacji chce, by w każdej szkole powstała obowiązkowa rada złożona z nauczycieli, rodziców i uczniów. Projekt, który ma wzmocnić rolę społeczności szkolnej, już wywołuje burzę – krytycy ostrzegają, iż to narzucanie rozwiązań „na siłę” i ryzyko konfliktów zamiast realnej współpracy.

Fot. Warszawa w Pigułce
Nowy pomysł MEN. W środowisku zawrzało. „Uszczęśliwić na siłę”
Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiada obowiązkowe rady szkół w każdej placówce. Pomysł, który miał zwiększyć wpływ rodziców i uczniów na życie szkoły, już budzi gorące dyskusje w środowisku oświatowym.
Resort planuje, by w każdej szkole powstało gremium złożone z równej liczby nauczycieli, rodziców i uczniów. Do jego kompetencji należałoby m.in. uchwalanie statutu, opiniowanie planu pracy, ocenianie nauczycieli czy zgłaszanie wniosków do dyrektora, rady pedagogicznej i wojewódzkiej rady oświatowej.
Stary pomysł w nowej odsłonie
Koncepcja rad szkół nie jest nowa – podobne zapisy próbowano wprowadzić do prawa oświatowego już 25 lat temu, ale bez sukcesu. w tej chwili takie rady można tworzyć dobrowolnie, jednak – jak twierdzą dyrektorzy – brakuje chętnych do pracy w nich.
– Rodzice i uczniowie często nie mają kompetencji do opiniowania nauczycieli. Ten obowiązek może być fikcją lub źródłem konfliktów – mówi Krzysztof Baszczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Podobnego zdania jest Izabela Leśniewska, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Gdy zaczynałam pracę jako dyrektor, istniała możliwość tworzenia rad, ale chętnych było niewielu. Obawiam się, iż teraz będzie tak samo – komentuje.
Rodzice chcą realnego wpływu, a nie formalności
Elżbieta Piotrowska-Gromniak, prezes Stowarzyszenia Rodzice w Edukacji, uważa, iż bez realnego wzmocnienia roli rodziców projekt nie zadziała. – Aby takie rady miały sens, szkoły muszą zyskać większą autonomię, a rodzice – gwarancję, iż ich głos nie będzie ignorowany – podkreśla.
Sceptycznie do pomysłu odnosi się też Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych. – To powinna być dobrowolna inicjatywa, a nie ustawowy nakaz – mówi.
Jak to działa za granicą?
W wielu krajach europejskich rady szkół funkcjonują, ale z różnym zakresem kompetencji. W Finlandii mają głos głównie doradczy, a o kluczowych sprawach decydują dyrektorzy i nauczyciele. W Niemczech rodzice zasiadają w radach landowych, które opiniują programy nauczania. Z kolei w Wielkiej Brytanii tzw. school governors mają szerokie uprawnienia, ale ich wybór jest procesem wymagającym zgody całej społeczności szkolnej.
Co dalej z projektem?
MEN zapowiada konsultacje społeczne jeszcze w tym roku. Według nieoficjalnych informacji, część zapisów może zostać złagodzona – np. obowiązek tworzenia rad mógłby dotyczyć tylko szkół powyżej określonej liczby uczniów. Projekt ma trafić do Sejmu w pierwszej połowie 2026 r. jeżeli regulacje wejdą w życie, pierwsze obowiązkowe rady szkół mogłyby zacząć działać już od roku szkolnego 2027/2028.