O ósmej rano, po całej nieprzespanej nocy, zadzwoniłam do teściowej. Nigdy wcześniej nie narzekałam, nie „wynosiłam brudów z domu”, ale tym razem emocje się ze mnie wylały: powiedziałam wszystko – iż nie liczy się ze mną, iż dziećmi się nie zajmuje, iż w domu nic nie robi. Reakcja teściowej mnie zaskoczyła. Przerwała mi w połowie zdania i powiedziała, iż jej skargi nie interesują, a my mamy sami sobie radzić w naszej rodzinie

przytulnosc.pl 4 dni temu

Mam 30 lat, jestem mężatką, mamy z mężem dzieci. Przed ich narodzinami żyliśmy z mężem cztery lata jak w bajce. Byłam pewna, iż trafił mi się najlepszy mężczyzna na świecie. Koleżanka, która właśnie wtedy rozwodziła się ze swoim, ostrzegała mnie: „Prawdziwego faceta poznaje się w czasie urlopu macierzyńskiego”. Mówiła: „Przeżyjesz z nim razem ten czas, to wtedy powiesz, iż masz dobrego męża. Na razie za wcześnie”. Nie wierzyłam jej. Myślałam – zazdrości! A teraz widzę, iż miała rację…

Jestem już piąty rok na urlopie wychowawczym, mamy dwóch chłopców – czteroletniego i półtorarocznego – i coraz częściej czuję, iż mój mąż ostatnio bardzo się rozleniwił. Drugi synek był trochę „przyspieszony”, planowaliśmy później, ale tak wyszło. W sumie mała różnica wieku ma też plusy: ubranka te same, dzieci mają siebie nawzajem, rosną razem. A dla mnie też wygodniej – jeden długi macierzyński i potem powrót do pracy bez przerw.

Ale teraz dzieci dwoje, ja dalej w domu, a do normalnego życia jeszcze daleko. I coraz częściej przypominają mi się słowa koleżanki: „Męża poznaje się w macierzyństwie”. Bo swojego męża już prawie nie poznaję.

Przy pierwszym synku pomagał, choć nie był idealnym tatą. Ale robił to, o co prosiłam: wstawał w nocy (w weekendy), chodził z nami na spacery, pomagał przy kąpieli, woził nas do przychodni. Potrafił odkurzyć, ugotować coś szybkiego, umyć naczynia – to było w całości na nim. A teraz? Jakby ktoś podmienił człowieka. Przychodzi, je i od razu do komputera. Dzieci go nie obchodzą, w domu nic nie robi. choćby pieniędzy mi już nie daje: „Po co ci, przecież jesteś na wychowawczym”.

W domu zero wsparcia – twierdzi, iż wrócił zmęczony z pracy i potrzebuje odpoczynku. Z dziećmi „nie umie”, bo podobno chcą tylko do mnie. W weekendów nie spędza z nami – trudno go w ogóle odciągnąć od komputera, a jak już wyjdzie, idzie obrażony i z miną męczennika.

Koleżanka, która rozwiodła się kilka lat temu, tylko kiwa głową: „To samo miałam z byłym. Najpierw obojętność, potem rozwód. A u ciebie dwójka dzieci…”.

W zeszły piątek przeszedł samego siebie – w ogóle nie wrócił na noc. Zadzwonił z pracy, iż wieczorem idzie z kolegami „na miasto”. Powiedziałam, iż się nie zgadzam – młodszy synek dwie noce nie spał, starszy przeziębiony, a on na imprezę? Odpowiedział: „To zawołaj mamę, niech pomoże z dziećmi”. Powiedziałam, iż dzieci rodziłam jemu, a nie teściowej.

Wyłączył telefon. Całą noc siedziałam jak na szpilkach, próbowałam się dodzwonić – bez skutku. Nie było go ani o północy, ani o czwartej nad ranem.

O ósmej zadzwoniłam do teściowej. Myślałam – posłucha jej, bo ją szanuje. Pani Halina ma niespełna sześćdziesiąt, zadbana, nowoczesna, dalej pracuje. Wnuki kocha, ale tak „na odległość” – w odwiedziny z prezentami, nigdy sama z nimi nie zostawała.

Wylałam jej wszystko: iż mnie nie szanuje, iż w domu nie pomaga, iż dzieci ma w nosie, a teraz to już przesada – całą noc go nie było, telefon wyłączony! Prosiłam: „Pani Halino, proszę z nim porozmawiać, rodzina się rozpadnie!”.

A ona? Powiedziała chłodno: „Nie będę się wtrącać. To wasze życie, wasze problemy. On jest dorosły, radźcie sobie sami. Mnie to nie interesuje – czy wraca na noc, czy zajmuje się dziećmi, czy myje naczynia. To twoja sprawa i twojego męża. A może sama też nie jesteś idealna? Może trzeba zacząć zmiany od siebie?”.

Mąż wrócił rano, nie tłumacząc, gdzie był. I teraz nie wiem – rozwodzić się czy jeszcze czekać… Najgorsze, iż nie mam żadnego wsparcia.

Idź do oryginalnego materiału