OCHRONE POCZUCIE MIŁOŚCI

newsempire24.com 21 godzin temu

OCHRONIENI MIŁOŚCIĄ
Spotkanie Zosi i Tomka było zapisane w gwiazdach.

…Tomek nigdy nie widział swojego ojca. Wychowywała go mama i babcia. Gdy mały Tomek pytał o tatę, mama mruczała coś niewyraźnego, iż ojciec jest geologiem, ciągle w terenie, szuka cennych minerałów. A raz, rozdrażniona, krzyknęła: — Nigdy nie miałeś taty, Tomku, i już!

Jako dziecko Tomek bez zastrzeżeń wierzył mamie. Ale kiedy podrósł, postanowił rozwikłać tajemnicę. W końcu nie z nieba spadł! Okazało się, iż mama Tomka w młodości wyjechała w delegację i wróciła z… przyszłym dzieckiem, czyli z Tomkiem. To babcia zdradziła mu to sekretnie.

Tomek był niesamowicie szczęśliwy, iż zagadka została rozwiązana. Chwała Bogu, iż nie znaleźli go w kapuście. Postanowił, iż przy pierwszej okazji spotka się z ojcem, czy tego chce, czy nie. — W końcu jestem jego synem, a nie pierwszym lepszym gościem z ulicy! — myślał. A przy okazji dał sobie słowo: — Będę miał prawdziwą rodzinę. Żonę i dzieci. Jedną żonę i dużo dzieci.

…Zosia też nie poznała ojcowskiej miłości. Jej mama rozstała się z nim, gdy Zosia nie miała choćby dwóch lat. Ojca zastąpił ojczym. Niezły człowiek, ale jednak… Ciągle stawiał Zosi za przykład swoje dzieci z pierwszego małżeństwa. To ją wkurzało. w uproszczeniu — Zosia mogła liczyć tylko na miłość mamy.

Gdy dorosła, postanowiła: — jeżeli już wyjdę za mąż, to tylko raz i na zawsze! Tylko gdzie znaleźć takiego faceta?

I znalazła.

…Był wigilijny wieczór. Styczeń, mróz, księgarnia. Tomek i Zosia stali w kolejce do kasy. Oboje trzymali w rękach tomiki Adama Mickiewicza. Ich spojrzenia przypadkiem się spotkały. I Tomek ruszył do ataku. Zasypał Zosię komplementami, pytaniami (taktycznymi i taktownymi). Nie mógł tak po prostu puścić tej dziewczyny. Miała zostać jego żoną! Właśnie ona! Ta jedna jedyna.

A Zosia choćby nie kokietowała. Czuła się z tym rozgadanym chłopakiem tak, jakby znała go od stu lat.

Co prawda, Zosia była z dobrego domu, a nie wypadało dziewczynie poznawać się byle gdzie i byle z kim. Tomek docenił jej skromność i zaproponował wymianę numerów. Zosia zapisała jego telefon, ale swojego nie podała. — Zadzwonię po świętach — obiecała niejasno.

Tomek nie mógł puścić takiego prezentu z nieba w postaci Zosi. Pożegnali się, ale Tomek podkradł się za nią i sprawdził, gdzie mieszka.

Przez całe święta chodził jak w transie. W końcu znalazł swoją „żabkę” i miał zamiar kochać ją zawsze.

Minęły święta, a „żabka” nie dzwoniła. Tomek zaczął działać.

Włożył swój tomik Mickiewicza, kupiony tamtego wieczoru, do skrzynki Zosi. Czyżby nie domyśliła się, od kego? Dziewczyna zadzwoniła tego samego wieczora z pretensjami:

— Cześć, Tomek! Dlaczego nie dzwoniłeś? Czekałam!

— Zosiu, nie mam twojego numeru. Dałbym ci znać dawno temu. Chyba pamiętasz, iż w księgarni bałaś się go podać? — Tomek promieniał.

— Ale przecież jakoś mnie znalazłeś! — nie dawała za wygraną Zosia.

„Kobieta logika” — pomyślał Tomek. Był wniebowzięty, iż w końcu wszystko się wyjaśniło. Zosia wcale nie była mu obojętna!

Nie czekając na lepsze czasy, Tomek i Zosia wzięli ślub. A jakże inaczej? Mieli ze sobą wiele wspólnego. Po pierwsze — czystą, nieziemską miłość; po drugie — pragnienie posiadania tylu dzieci, ile Bóg da; po trzecie — zamiłowanie do twórczości Mickiewicza. Czy to mało?

Na tak solidnym fundamencie postanowili budować rodzinne życie.

Zosia uczyła studentów języka polskiego na uniwersytecie, Tomek był świetnym programistą.

Po czasie urodziła się Ania. Dwa lata później — Wojtuś. Wszystko szło jak z płatka.

Tomek wciąż myślał o odnalezieniu ojca. Pomógł internet. Wśród dziesiątek osób o tym samym nazwisku znalazł się ten jedyny. Napisali do siebie. Ojciec mieszkał w Warszawie. Zaprosił Tomka w gości.

Spotkanie było wzruszające. Ojciec miał swoją rodzinę, ale przez wszystkie te lata pamiętał o Tomku.

— Świetnie, synu, iż mnie znalazłeś. Teraz będziemy w kontakcie — przytulił Tomka.

Tomek z dumą wymienił wszystkich członków swojej rodziny. Żeby tata widział, iż jest już dwukrotnym dziadkiem. I to nie koniec…

Ojciec Tomka był profesorem medycyny.

Do domu Tomek wrócił szczęśliwy. Tata bardzo mu się spodobał. Ciepły, prawdziwy człowiek.

Oczywiście, obowiązki rodzinne nie pozwalały Tomkowi często widywać się z ojcem. W końcu kontakt się urwał.

Ania i Wojtuś podrośli. Zosia postanowiła zrobić doktorat. W końcu jej babcia i mama miały tytuły naukowe. Zosia nie chciała być gorsza.

Temat doktoratu wybrała nieprzypadkowo. O Mickiewiczu. Mama dwójki dzieci przygotowywała się skrupulatnie, zbierała materiały.

Tomek wspierał żonę, pomagał w domu, jak mógł. Trzy lata minęły na przygotowaniach do obrony. W tym czasie Ania i Wojtuś doczekali się siostrzyczki — Marysi.

Z obroną trzeba było poczekać.

Gdy Marysia poszła do przedszkola, Zosia wróciła do pracy naukowej. Już prawie, prawie miała tytuł w kieszeni…

Nagle zachorował Tomek. Lekarze rozkładali ręce — diagnoza nieznana, ale stan zagrażający życiu. Leczenie nie pomagało. Zosi delikatnie zasugerowano, iż szanse na przeżycie są minimalne. A Tomek miał zaledwie czterdzieści lat!

Co przeżyła Zosia w tych dniach, nie da się opisać. Tomek, świadomy swojego stanu, przepraszał Zosię, iż nie będzie mógł pomóc jej wychować trójki dzieci…

Zosia płakała w ukryciu. A do tego wiedziała, iż w niej rośnie nowe życie. Tomkowi nie powiedziała, by nie sprawiać mu dodatkowego bólu.

W głębi duszy nie wierzyła, iż jej szczęście może się tak nagle i absurdalnie skończyć. Czym zasłużyli sobie na taki gniew Boga?

— Tomek, musisz wyzdrowieć! Nie zostawisz mnie samej z dziećmi! Chcę, żebyZosia wtuliła twarz w poduszkę, ale gdy usłyszała, jak Marysia śmieje się w pokoju obok, a Tomek słabym głosem żartuje z Wojtusiem, pomyślała: “Może to nie koniec, a dopiero początek naszej historii.”

Idź do oryginalnego materiału