**Idealna Żona**
Od czasów studiów Bartosz wiedział, iż ożeni się tylko z dziewczyną spokojną i zrównoważoną. Takie są dobre na żony. A jednak spotykał się z innymi żywiołowymi, gadatliwymi, niektóre od razu żądały kwiatów, prezentów i kawiarni. Skąd biedny student miał na to pieniądze? Więc rozglądał się, szukał, kalkulował.
Pod koniec studiów związał się z Iwoną inteligentną, cichą perfekcjonistką. Od razu widać było, iż dba o każdy szczegół.
Wojtek mówił przyjacielowi chyba czas się żenić. Ty już dawno założyłeś rodzinę, a u was niedługo powiększenie.
No wreszcie, Bartek! Od lat ci to mówię. To na Iwonie się zdecydowałeś? Z mojego roku? dopytywał się przyjaciel. Świetny wybór, ma głowę na karku, jest piękna, a przede wszystkim spokojna, zero histerii. Uwielbia porządek notatki zawsze idealne, ja sam nieraz je od niej przepisywałem
No tak, Wojtek, myślę, iż to najlepsza opcja, przynajmniej z tych, które znam śmiał się Bartosz.
Przed końcem studiów oświadczył się Iwonie, a ona się zgodziła.
Iwona z młodszą siostrą często zostawały same w domu, gdy chodziły jeszcze do szkoły. Ojciec kierowca ciężarówki wyjeżdżał na długo, a matka wracała dopiero wieczorem. Gdy Iwona podrosła, przejęła obowiązki: gotowała, sprzątała, sprawdzała lekcje. Matka nie zmuszała jej do tego, ale taka już była z natury.
Kiedy Iwona z siostrą i matką odwiedzały ciocię Halinę, starszą siostrę matki, zawsze się dziwiła.
U cioci Haliny wszystko lśni myślała, rozglądając się po domu. Piękne serwetki szydełkowe, naczynia jak nowe.
Czystość niemal sterylna, jakby nikt tu nie mieszkał. Wtedy jeszcze nie rozumiała, iż tę cechę odziedziczyła właśnie po ciotce. W domu też starała się utrzymać porządek, choć nie zawsze wychodziło. Za to w zeszytach i na biurku perfekcja. Na studiach notatki prowadziła wzorowo, zdawała egzaminy bez problemu, zawsze elegancko ubrana, uczesana.
Gdy Iwona i Bartosz się pobrali, od razu wprowadzili się do jego małego dwupokojowego mieszkania.
Bartek, masz fart zazdrościł mu przyjaciel Wojtek. Od razu własne cztery kąty, żona piękność. Nie to co my wynajmujemy pokój, a o własnym mieszkaniu choćby nie marzymy.
Po ślubie Iwona postanowiła stworzyć dom idealny. Tak jak u cioci Haliny. Porządek, czystość, pedanteria.
Nikt jej nie wytłumaczył, iż dla żony i matki najważniejsze są bliscy, a nie lśniące podłogi. Zrozumiała to dopiero po wielu życiowych lekcjach.
Oni z Bartoszem byli zupełnie różni. On głośny, towarzyski, dusza imprezy. Ona cicha, skupiona na domu. Jego pasją były wyjazdy pod namiot, wędkowanie, grillowanie. Jej haftowanie, czasem czytanie.
Przed narodzinami pierworodnego syna jeszcze jakoś znosiła propozycje męża, choć sama nie czerpała z tego przyjemności. Po prostu jechała, by go wspierać.
Gdy zaczynało się lato, Bartosz nie mógł się doczekać weekendów.
Iwona, jedziemy jutro nad jezioro. Nocleg pod namiotem, ryby, kiełbaski. Pakuj się.
Bartek, przecież ja nie lubię tej twojej przyrody. Tylko komary, twarda ziemia, brud. Boję się, iż coś złapiemy odpowiadała, ale wiedziała, iż i tak pojedzie.
Gdy była w zaawansowanej ciąży, odmawiała, a mąż nie nalegał. Wtedy oddawała się urządzaniu „gniazda”. Czystość, zdrowe jedzenie, sterylność.
Iwona, u ciebie jak w szpitalu dziwiła się przyjaciółka Kasia, która czasem ją odwiedzała. Jak ty to wszystko ogarniasz? Ja nie daję rady u mnie chaos, chłopaki wszystko przewracają do góry nogami. Mąż daje mi czasem wytchnienie sam ich zabiera na spacer, żebym mogła odetchnąć.
Bartosz bywał natarczywy, czasem wciągał ją do sypialni w środku dnia, a ona się opierała.
Muszę jeszcze wyprasować pościel, inaczej się zgniecie
Iwono, mnie to nie obchodzi mruczał, obejmując ją. Czasem nasze mieszkanie przypomina mi salę operacyjną. Taka sterylna czystość.
Nie podoba ci się?
Podoba, ale chyba za bardzo się w to wkręciłaś mówił, ciągnąc ją za sobą.
Pewnego wieczoru po pracy oznajmił:
Jedziemy w weekend z chłopakami w Bieszczady. Narty, sanki, grill. Pakuj się.
Co ty wygadujesz? Jestem w szóstym miesiącu, a ty mnie chcesz ciągnąć w zimę? Jeszcze się przeziębimy.
Boże, jaka z ciebie nudziara. Zawsze coś nie pasuje.
Gdy urodził się Kacper, Iwona niemal oszalała na punkcie czystości. Rozumiała, iż to przesada, ale nie potrafiła przestać. Gdy Kacper skończył trzy lata, wróciła do pracy, ale niedługo potem
Bartek, chyba znowu jestem w ciąży.
Jutro jedziemy do lekarza powiedział i zawiózł ją na badania.
No tak uśmiechnęła się, gdy wsiadła do samochodu.
Wiedziałem, po twojej minie odparł, też szczęśliwy.
Gdy urodziła się Zosia, znów utonęła w praniu, prasowaniu, sprzątaniu. choćby mąż nie wytrzymywał.
Iwona, zmieniasz się w kwokę narzekał. Dzieci, czystość, kotlety na parze nic cię nie obchodzi. Te twoje kotlety już mi wychodzą uszami.
Smażone jest niezdrowe, zwłaszcza dla dzieci broniła się. Powinieneś się cieszyć, iż dbam o was.
Kłótnie stały się codziennością. Bartosza wkurzała sterylność mieszkania.
Pojedźmy gdzieś, tylko we dwoje. Dzieci zawieziemy do mamy.
Twoja matka ma dwa psy i kota! Wszędzie sierść, kurz
Jezu, Iwona, mam tego dość! Inni jeżdżą z rodziną, a my
Gdy Zosia poszła do przedszkola, Iwona poczuła, iż oddalają się od siebie. Nie rozumiała dlaczego.
Dlaczego się od siebie oddalamy? Przecież jestem idealną żoną.
Powiedziała mu to choćby wprost, a on nagle rzucił:
Tak, idealna. Ale strasznie nudna. Nigdzie ze mną nie jedziesz.
Bartosz je