**Dziennik, 15 października**
Zastanawiałam się, jak mam dalej żyć, jeżeli niewinne dziecko mojego męża, Danka, trafi do domu dziecka…
Dziś wolne, mogłabym poleżeć w łóżku. Ale Agata przeciągnęła się, odsunęła kołdrę i wstała. Umyła twarz, zaparzyła świeżą herbatę i piła ją małymi łykami, patrząc przez okno na ponury podwórzec z ogołoconymi drzewami i kałużami po deszczu. Niebo zasnuła szara, ciężka chmura – lada chwila może zacząć sypać drobny, mokry śnieg.
Ale wyjść trzeba, choćby po to, by wynieść śmieci. Męczyło ją już siedzenie w domu i rozczulanie się nad sobą. Nic nie da się zmienić, Kamila nie wróci. Kiedy umiera ktoś bliski, czujesz, jakby część ciebie odeszła razem z nim. Agata czuła pustkę, której – choć próbowała – nic nie było w stanie zapełnić. Czas nie leczy, tylko zagłusza ból, zaciera wspomnienia. Zmęczyła się tym cierpieniem, smutkiem i łzami. Jak żyć, skoro Kamila już nie ma? Po co?
Poznali się na studiach. Na pierwszym wykładzie usiadł obok niej. Sympatyczny chłopak, który – tak jak ona – patrzył na świat z ciekawością i radością. Potem biegali razem po korytarzach, szukając sal wykładowych. W przerwach pędzili do stołówki.
Na piątym roku rozumieli się bez słów, jak małżeństwo po latach wspólnego życia.
— Jak ja będę żył bez ciebie? Nie wyobrażam sobie. Zdajemy egzaminy i się rozjedziemy. Słuchaj, a może nie rozstawać się? — zapytał kiedyś Kamil.
— I co proponujesz? — odparła Agata.
— Wyjdź za mnie — wyrzucił z siebie.
— Oświadczasz mi się? — spoważniała. — Myślałam, iż nigdy tego od ciebie nie usłyszę. A tu proszę, może się choćby zgodzę.
— Naprawdę? — uśmiechnął się szeroko.
— Z czego się cieszysz? Do małżeństwa potrzeba czegoś więcej niż chęci bycia razem. Trzeba kochać.
— Zżyliśmy się przez te lata. Kto powiedział, iż cię nie kocham? A ty? Kochasz mnie?
Agata wiele razy zadawała sobie to pytanie. Za każdym razem odpowiadała, iż tak. Umarłaby, gdyby Kamil zainteresował się inną. Pod koniec sierpnia wzięli ślub. Agata mieszkała z rodzicami, a Kamil przyjechał do miasta na studia z małej miejscowości.
Rodzice obojga zebrali oszczędności i kupili im kawalerkę. Bez słów zdecydowali, iż z dziećmi poczekają. Agacie wydawało się to niemal zabawą. Ale czas mijał, byli razem i byli szczęśliwi. Dwa lata później Kamil z przyjacielem, Darkiem, otworzyli małą firmę.
Agata nie chciała ryzykować – została na etacie. Gdyby im nie wyszło, przynajmniej ona miałaby stały dochód. Ale Kamilowi i Darkowi się udało. W końcu Agata też do nich dołączyła, przejmując księgowość, by uniknąć niespodzianek.
Po kolejnych dwóch latach kupili duże mieszkanie, samochód, dwa razy w roku jeździli za granicę. Przywozili stamtąd mnóstwo zdjęć i nagrań. Po śmierci męża Agata usunęła wszystkie pliki z pulpitu. Nie mogła na nie patrzeć – zaraz zaczynała płakać.
Pamiętała tamten przeklęty dzień w najdrobniejszych szczegółach. Był weekend. Jedli śniadanie. Nagle zadzwonił telefon, a Kamil zaczął się spieszyć.
— Gdzie idziesz? — spytała.
— Darek nawalił, klient się wycofuje. Muszę jechać. — Pocałował ją w policzek w drzwiach i wyszedł.
Gdyby wiedziała, iż to ostatni raz go widzi. Żadnych przeczuć. Potem żałowała, iż go puściła.
Godzinę później zadzwonili z policji – Kamil miał wypadek, miała przyjechać do szpitala. Natychmiast wzięła taksówkę. Gdyby nie żył, powiedzieliby od razu. Więc wierzyła, iż mąż żyje, dopóki kapitan nie zaprowadził jej do kostnicy.
Śmierć Kamila była końcem także jej życia. Pogrzebem zajął się Darek. Powiedział, żeby się nie martwiła, nie spieszyła z powrotem do pracy…
Agata przebrała się. Cały ranek chodziła w szortach i podkoszulku. Kamil lubił, gdy tak chodziła po mieszkaniu – mówił, iż wygląda w tym seksownie.
Minęły ponad dwa miesiące. Czas wyjść z tej samotniczej nory. Musi wziąć się w garść. W końcu teraz jest właścicielką połowy firmy Kamila. Jutro poniedziałek, dobry moment, by zrobić pierwszy krok. A jeżeli nie da rady, zaproponuje Darkowi wykupienie jej udziałów, wyjedzie gdzieś odpocząć, potem znajdzie nową pracę.
Wyszła na zewnątrz, zabierając ze sobą śmieci. Na dworze nie było tak zimno, jak się wydawało przez okno. Wyrzuciła worek i postanowiła się przespacerować. Zmarznięta, weszła do sklepu i wyszła z nową sukienką w kolorze chabrowym. Nie mogła się oprzeć. W czymś przecież trzeba iść do pracy, a stare sukienki wisiały na niej jak na wieszaku.
Przyjaciółka Kinga kiedyś powiedziała, iż gdyby to ona zginęła, a nie Kamil, on nie zamknąłby się w czterech ścianach. Agata się z nią wtedy zgodziła. Kamil by cierpiał, ale pracowałby dalej – firma wymagała uwagi. Faceci są inni, mniej wrażliwi.
Następnego dnia w biurze otrzymała współczujące spojrzenia i szepty za plecami. Zaległości w papierach były tak duże, iż ręka bolała ją od podpisów. Najpierw czytała uważnie, ale gwałtownie się zmęczyła i tylko przebiegała wzrokiem po tekstach.
Do domu wróciła autobusem. Samochód Kamila po wypadku nadawał się tylko na złom. Zrobiło jej się gorąco, wysiadła dwa przystanki wcześniej i poszła pieszo. Lekki niebieski szalik powiewał na wietrze. Zaraz minie skwer i będzie w domu.
— Patrzcie, jak się wystroiła. Pieniądze po mężu dostała, to może sobie pozwolić. A iż dziecko głoduje, to już jej nie obchodzi — usłyszała za sobą i zatrzymała się.
Na ławce siedziała kobieta około siedemdziesięciu lat i wpatrywała się w Agatę.
— Do mnie? — spytała Agata.
— Do ciebie, a do kogo? — Kobieta rozejrzała się. — Nikogo więcej tu nie ma.
— Pani mnie zna?
— Jesteś Agata Bolesławówna Kowalska. Kamil Marek Kowalski to twój mąż. Tak? Więc do ciebie mówię. — Kobieta wbiła w nią czarne,Agata spojrzała w te zimne oczy, a w jej sercu narastała burza, bo choć nie chciała wierzyć słowom staruszki, wiedziała, iż musi zmierzyć się z tą prawdą, choćby miała ją zabić.