Powrót po latach

twojacena.pl 1 dzień temu

— Synu…

— Przepraszam, ale nie jestem pańskim synem. Proszę tak do mnie nie mówić. Nazywam się Bartosz.

— Bartosz… Bartku… Synu!

Katarzyna podniosła głowę i spojrzała z bólem w twarz mężczyzny stojącego obok. W jej głosie była cała nadzieja, błaganie i rozpacz, ale Bartosz stał nieruchomo, jakby słowa Katarzyny w ogóle na niego nie działały.

— Prosiłem, żeby mnie tak nie nazywać.

— Ale ja jestem twoją matką! Twoją rodzinną matką!

— Za późno sobie o tym przypomniałaś.

Bartosz patrzył na kobietę siedzącą na ławce i wracał myślami do dzieciństwa. Wspomnienia były bolesne, mimo iż od dnia, kiedy ostatni raz widział matkę, minęło ponad trzydzieści lat. Trzydzieści lat! Praktycznie połowa życia, i wydawało się, iż nigdy więcej się nie spotkają, nie zamienią ani słowa, ale los zadecydował inaczej.

Dwa dni wcześniej Bartoszowi zadzwonił nieznany numer. Najpierw nie chciał odbierać, myśląc, iż to kolejny naciągacz albo nachalny telemarketer, ale coś podpowiadało mu, iż ten telefon jest inny.

— Słucham — powiedział sucho i służbowo. — Proszę mówić.

W słuchawce rozległ się szelest i obce dźwięki, Bartosz już miał się rozłączyć, gdy nagle usłyszał niepewny kobiecy głos:

— To ja, cześć.

— Kto — ja? — spytał z niedowierzaniem, czując, jak ściska go w gardle. — Mówi pani?!

Serce zamarło mu w piersi, jakby miało wyskoczyć. Było mu przykro, chciał przerwać ledwo zaczętą rozmowę, ale opanował się i przycisnął telefon mocniej do ucha.

— To ja, twoja mama.

W oczach Bartosza pociemniało. Najpierw ogarnęła go fala wściekłości, chciał rzucić telefon i natychmiast zablokować numer, ale po głębokim oddechu znalazł w sobie siłę, by odpowiedzieć:

— Nie mam matki. Pomyliła się pani numerem.

Słowa same wyleciały z niego, niekontrolowane i pełne emocji. Rozłączył się i przez kilka minut bezmyślnie wpatrywał się w ekran, odpędzając fale wspomnień, które na niego spadły. Miał nadzieję, iż ta krótka rozmowa się nie powtórzy, ale się mylił.

Telefon znów zadzwonił. Matka była uparta, a Bartosz nie miał już wątpliwości, iż to ona. Katarzyna zawsze była wytrwała w dążeniu do celu, a skoro postanowiła się z nim skontaktować, to nie odpuści.

— Wszystko już pani powiedziałem — odparł ostro, choć w środku wszystko w nim wrzało. — Niech pani więcej nie dzwoni.

— Proszę cię o jedno spotkanie! Tylko jedno! Wysłuchaj mnie, to wszystko!

— Skąd pani ma mój numer? — spytał Bartosz, zwracając się do matki per „pani”. Było to dziwne, ale inaczej nie potrafił — dla niego Katarzyna przez cały czas była obcą kobietą. Dawno wymazał ją ze swojego życia i nie zamierzał tego zmieniać.

— Dała ciocia Jolanta, moja siostra.

Bartosz skrzywił się. W końcu i tu matka postawiła na swoim! Ciotka Jolanta nigdy nie podałaby numeru swojego siostrzeńca nieodpowiedzialnej siostrze, ale widocznie ta zdołała ją przekonać, aż w końcu, żeby się jej pozbyć, ciotka uległa. Co za uparta baba!

— Nie chcę się z panią spotykać — powiedział. — Nie widzę sensu tej rozmowy.

— Dla mnie ma sens! — nalegała kobieta po drugiej stronie. — Tylko jedno spotkanie, synu!

Bartosz się zgodził. Wiedział, iż jeżeli odmówi, matka przyjdzie do jego domu, zaczepi jego dzieci, będzie nękać żonę. Nie mógł na to pozwolić. Łatwiej było poświęcić pół godziny na spotkanie niż później się z nią użerać.

Katarzyna zniknęła z życia syna, gdy Bartosz miał dziewięć lat. Przez kilka miesięcy po jej wyjeździe chłopiec czekał na jej powrót, całymi dniami siedział przy kuchennym oknie u ciotki Jolanty, prawie nie jadł i nie wychodził na dwór. Ciotka krzyczała na niego, próbowała go oświecić, ale Bartosz był pewien, iż mama nie mogła go zostawić na zawsze.

— Ona wróci! — krzyczał, rozcierając łzy po twarzy. — To moja mama! Ona mnie kocha!

— Bartku, twoja matka nie kocha nikogo poza sobą. Kiedyś to zrozumiesz.

Wtedy Bartosz nienawidził ciotki Jolanty, myślał, iż to przez nią matka uciekła z miasta, porzucając jedynego syna. Dopiero wiele lat później był jej wdzięczny za wszystko, co dla niego zrobiła. Zresztą ciotka zawsze mówiła prawdę o swojej siostrze, choćby jeżeli była dla Bartosza bolesna.

Katarzyna od młodości była piękna i pewna siebie. Wiedziała, co jest warta, umiała się obracać wśród mężczyzn, przyciągała ich uwagę, ale dopuszczała do siebie tylko wybranych. Jednym z nich okazał się ojciec Bartosza.

Jan był żonaty, miał dwoje dzieci, kochającą żonę i wysokie stanowisko. Te fakty nie powstrzymały dwudziestopięcioletniej Katarzyny przed zdobyciem jego serca, a to, iż miał pieniądze i znajomości, było w jej oczach największą zaletą.

Różnica wieku też jej nie przeszkadzała. Jan był od niej starszy o trzydzieści lat, ale był zakochany, więc starał się wyglądać młodziej i dbać o siebie. Otoczył ukochaną troską, uwagą i — co najważniejsze — finansami. Wynajął dla Katarzyny osobne mieszkanie, i wreszcie mogła się wyprowadzić od starszej siostry, zaczynając samodzielne życie.

— Na cudzym nieszczęściu swojego nie zbudujesz — ostrzegała Katarzynę Jolanta, ale tamta tylko machnęła ręką.

— Co ty wiesz o życiu! — prychnęła Katarzyna. — Sama męża straciłaś, a teraz udajesz, iż wszystko wiesz. Odejdź!

Żeby jeszcze mocniej związać się z Janem, Katarzyna zaryzykowała. Zaszła w ciążę i oznajmiła, iż usunie dziecko i zerwie z nim, jeżeli on nie podejmie zdecydowanych działań. Przez „działania” rozumiała rozwód i ślub z nią.

Jan bardzo się denerwował, przeżywał, szykował się do rozmowy z żoną, aż w końcu nagle zmarł na zawał. Nie wytrzymał stresu związanego z romansem, i Katarzyna została z niczym.

Było za późno na aborcję, minęło już dwadzieścia tygodni, a przez cały ten czas Jan karmił ją obietnicami. Żadnego ślubu nie było, Katarzynie nie pozostało nic innego, jak urodzić.

Bartosz odwrócił się i odszedł, wiedząc, iż tym razem zamknął rozdział swojego życia, który przez lata wisiał nad nim jak cień, a teraz wreszcie odzyskał spokój.

Idź do oryginalnego materiału