Prawdziwa siła męskości

newskey24.com 3 dni temu

Karolina i Wojtek byli razem od dwóch lat. Jej matka już zaczynała się martwić, iż córka marnuje z nim czas, a do ślubu wciąż nie dochodzi. Sam Wojtek mówił, iż nie ma się co spieszyć, zdążą, i tak jest im dobrze razem…

Minęło lato, z drzew opadły liście, pokrywając chodniki złotym dywanem, zaczęły się deszcze. I jednego z tych mokrych, przejmujących październikowych dni Wojtek nagle niezręcznie oświadczył się Karolinie, wręczając jej skromny, mały pierścionek.

Oplotła mu szyję rękami i szepnęła do ucha: „Tak”, a potem nałożyła pierścionek na palec i radośnie krzyknęła: „Tak!”, wyciągając ręce w górę i podskakując z euforii w miejscu.

Następnego dnia poszli do urzędu stanu cywilnego i, zawstydzeni, złożyli wniosek. Ślub wyznaczono na połowę grudnia.

Karolina marzyła o letnim weselu, żeby wszyscy zobaczyli, jaka jest piękna w białej sukni. Ale nie sprzeciwiła się Wojtkowi. Co, jeżeli odłoży na kolejne lato, a potem zmieni zdanie? A ona go kocha i nie przeżyłaby rozstania.

W dzień ślubu sypał gęsty śnieg. Wiatr zniszczył starannie ułożoną fryzurę. Powiewający dół białej sukni unosił się jak dzwon, i wydawało się, iż kolejny podmuch porwie piękną pannę młodą i zaniesie ją daleko. Na schodach Wojtek złapał szczęśliwą żonę i na rękach zaniósł do samochodu. I nic – ani zawierucha, ani zniszczona fryzura – nie zepsuło euforii zakochanych.

Pierwsze miesiące Karolina pływała w miłości i szczęściu. Wydawało się, iż tak już zostanie. Owszem, zdarzały się małe sprzeczki, ale nocą gwałtownie się godzili i kochali jeszcze mocniej.

Po roku w szczęśliwej młodej rodzinie urodził się Dominik.

Chłopiec rósł spokojny i bystry ku euforii rodziców. Wojtek, jak większość mężczyzn, mało pomagał Karolinie w opiece nad synem, bał się brać niemowlę na ręce, a jeżeli już to zrobił, Dominik zaczynał wrzeszczeć, i Karolina gwałtownie go odbierała.

– Ty lepiej sobie z nim radzisz. Jak podrośnie, to będziemy grać w piłkę. Ja lepiej będę was utrzymywać – mówił Wojtek, ale jego pensja ledwo starczała dla trójki.

Dominik podrósł, poszedł do przedszkola, Karolina wróciła do pracy. Ale pieniędzy nie przybyło, na wkład własny do kredytu mieszkaniowego nie było szans. Zaczęły się pretensje, małżonkowie kłócili się, wyrzucając sobie niepotrzebne wydatki. Już nie potrafili się tak łatwo godzić jak kiedyś.

– Wszystko, zrobiło się nudno. Harujesz-harujesz, a tobie wciąż mało. Zjadasz je, czy co? – zirytowany spytał raz Wojtek.

– To ty je zjadasz – odcięła się Karolina. – Popatrz tylko, jaki brzuch ci wyrósł.

– Nie podoba ci się mój brzuch? Ty też się, wiesz, zmieniłaś. Ożeniłem się z pięknym motylem, a ty zamieniłaś się w gąsienicę.

Słowo za słowem, pokłócili się na śmierć i życie. Karolina, ocierając łzy, poszła po Dominika do przedszkola. Wracając, słuchając paplaniny syna, nagle zrozumiała, iż nie może stracić Wojtka. Wróci do domu, go przytuli, pocałuje i poprosi o przebaczenie. A Wojtek, jak dawniej, odwzajemni pocałunek i wszystko wróci do normy. Jak to mówią – kochają się jak koty. Nastrój jej się poprawił, więc poganiała ledwo nadążającego Dominika.

Ale mieszkanie przywitało ich ciszą i ciemnością. Z wieszaka zniknęła kurtka męża, nie było też butów. „Ochłonie, wróci” – pomyślała Karolina i zabrała się za smażenie ziemniaków ze smalcem, które Wojtek uwielbiał.

Ale Wojtek nie wrócił, nie odbierał telefonów. Rano Karolina, wykończona bezsennością i czarnymi myślami, odprowadziła Dominika do przedszkola i pojechała do pracy. Z trudem doczekała się przerwy obiadowej, wymówiła się złym samopoczuciem, ale zamiast do domu, pojechała do biura Wojtka.

Podeszła do jego gabinetu i, powtarzając w myślach przygotowane wcześniej słowa, otworzyła drzwi. Wojtek stał do niej plecami i całował się z kobietą. Na ciemnej marynarce jego pleców błyszczały dłonie kobiety z jaskrawym manicurem, przypominające rozłożone liście klonu.

Kobieta nagle otworzyła oczy i zobaczyła Karolinę, ale nie odsunęła się od Wojtka, nie zdjęła rąk z jego pleców, wręcz przeciwnie – przytuliła się mocniej.

Karolina wybiegła z biura jak oparzona. Szła, nie patrząc na drogę, potykając się o przechodniów, nic nie widząc przed sobą przez łzy. Nogi same zaniosły ją do domu matki.

– Mamo, za co on mnie tak potraktował? Czy naprawdę wszyscy mężczyźni tacy są? – zapytała Karolina przez łzy.

– Jacy tacy? – spytała matka.

– Zdradzają. Pewnie to u nich już od dawna, a ja nie zauważyłam. Nie może być tak, iż nagle, z dnia na dzień?

– Nie wiem, córko. Gdy kochasz, cały świat zamyka się w jednym mężczyźnie. Dlatego wydaje nam się, iż jeżeli on zdradza, to i cały świat, wszyscy mężczyźni to zdrajcy – westchnęła matka. – Nic się nie martw, wróci.

– A jeżeli nie? – głucho spytała Karolina.

– Z czasem ból minie. Masz syna. Myśl o nim. A jeżeli nie wróci, może to i lepiej. Jesteś młoda, jeszcze znajdziesz swoje szczęście.

– Ty nie znalazłaś.

– Skąd wiesz? Po prostu bałam się, iż z innym wszystko może się powtórzyć. I ty już byłaś duża, bałam się o ciebie. A ty masz syna, on potrzebuje ojca…

Nieco uspokojona u matki, Karolina pojechała do przedszkola po Dominika.

– Mamo, pobawmy się – poprosił syn w domu.

– Zostaw mnie w spokoju – odparła ostro Karolina.

– Nie lubię, gdy tak mówisz – drżącym głosem powiedział chłopiec i już więcej do niej nie podchodził.

Wojtek wrócił do domu, gdy Karolina już układała Dominika do snu. Wyciągnął walizkę i zaczął pakować swoje rzeczy.

– Gdzie się wybierasz? – spytała Karolina, choć już się domyśliła.

– Wyprowadzam się. Koniec, mam dość. Dość kłótni, dość tego ciasnego mieszkania, dość twojego wyglądu. – Wojtek był zdenerwowany,Odeszła, zamknęła oczy i pomyślała, iż życie jednak potrafi być sprawiedliwe, gdy syn, tak różny od ojca, okazał się prawdziwym mężczyzną.

Idź do oryginalnego materiału