Próby, które trzeba pokonać

newsempire24.com 1 dzień temu

Weronika Andrzejewna czekała na męża i syna z podróży służbowej. Wyjechali do sąsiedniego województwa, by rozszerzyć rodzinny biznes. Interesy szły świetnie – ich firma kwitła.

Weronika szczególnie nie mogła się doczekać syna. Musiała mu natychmiast powiedzieć, co usłyszała od jego żony, Oli, która lada dzień miała urodzić. Wszyscy wiedzieli, iż Ola nie kocha Igora, ale dla dobra przyszłego wnuka tolerowali ten związek.

Pewnego dnia Weronika podsłuchała, jak Ola rozmawiała przez telefon:
– Jak tylko urodzę, ucieknę z dzieckiem. Zabiorę, co się da, i zwieję. Tu jest sporo do wzięcia.

Pierwszym odruchem teściowej było zadzwonić do syna, ale się powstrzymała – mieli ważne spotkanie. Opowie im, gdy wrócą.
– Dziecko odbierzemy ze szpitala, a Ola niech się wynosi. I tak nie chce go wychowywać.

Kiedy u Oli zaczęły się skurcze, mąż i syn byli już w drodze powrotnej. Karetka zabrała ją do szpitala. Niedługo potem Weronika odebrała telefon – jej mąż i syn mieli wypadek. Mąż zginął na miejscu, syn żył jeszcze dwadzieścia minut, zanim zmarł. Zdołał tylko szepnąć:
– Odbierzcie od niej dziecko…

Policjant tłumaczył Weronice, iż w samochodzie nie było żadnego dziecka. Ale ona odpowiedziała cicho:
– Żona syna właśnie urodziła. To mój wnuk, są jeszcze w szpitalu. Ola go nie chce, dlatego mój syn tak powiedział…

Nie miała nadziei, iż zobaczy wnuka, ale sama pojechała po Olę ze szpitala. Jak przez to przeszła? Nie wiedziała. Pomógł jej Artur, przyjaciel męża i syna, który pracował z nimi jako finansista. Zajął się wszystkim – pogrzebem, stypą, zapewnił Weronice opiekę lekarską.

Ze szpitala przywiózł też Olę z małym Kacprem. Po śmierci męża Ola nie zamierzała wyprowadzać się z ich dużego domu. Weronika wynajęła nianię, bo sama nie mogła zajmować się wnukiem – zaczęła angażować się w interesy firmy, która teraz do niej należała. Ale na razie wszystkim zarządzał Artur, któremu ufała bezgranicznie.

Ola kilka uwagi poświęcała synkowi, często znikała z domu. Po pół roku zabrała Kacpra i zniknęła, zabierając pieniądze znalezione w biurku teścia. Do sejfu nie miała dostępu – nie znała kodu.

Weronika znów przeżyła szok. Kacper był jedyną cząstką jej syna, jaka jej pozostała. Ale niedługo potem Ola się pojawiła.
– Daj mi pieniądze i udziały w firmie, wszystko, co mi się należy po śmierci męża. Inaczej nigdy nie zobaczysz wnuka. Oddam go do domu dziecka i już go nie znajdziesz.

Weronika spełniła jej żądania, oddała choćby swoje złote precjoza, których Ola zażądała.
– Ola, proszę, pozwól mi widywać się z Kacprem… – błagała.

Obiecała, ale słowa nie dotrzymała.

Minął czas. Weronika powoli dochodziła do siebie, zajmując się firmą. Artur był jej prawą ręką – uczciwym i lojalnym współpracownikiem. Najbardziej bolała ją nieobecność wnuka.

Artur zasugerował zgłoszenie sprawy na policję.
– Weroniko, mam znajomego w wydziale śledczym. Chodźmy do niego – zgodziła się.

Śledczy gwałtownie odnalazł Olę. Okazało się, iż związała się z podejrzanymi typami. Oddała im papiery wartościowe, obiecali jej dom, ale oszukali – przywieźli ją do nędznej chaty. Ola zaczęła pić, zaniedbywała syna. W końcu jeden z jej kumpli dał jej ultimatum:
– Albo ja, albo twoje dziecko.

Wybrała jego. Razem zawieźli Kacpra do lasu i tam go porzucili. Śledczy dowiedział się o tym, gdy wpadł na ślad grupy, która próbowała sprzedać udziały firmy. Ola wskazała miejsce, gdzie zostawiła syna, ale chłopca już tam nie było. Rozpoczęto poszukiwania, ale bez skutku. Olę aresztowano.

**Życie na wsi**

Kasia wychowała się w domu dziecka. Gdy była już dorosła, postanowiła zamieszkać na wsi, niedaleko miasta, w którym dorastała. Dostała mały domek i była szczęśliwa. W końcu miała swój kąt.

– Nie jest nowy, ale solidny. Zrobię z niego przytulne miejsce – marzyła.

Znalazła pracę w lokalnej stołówce. Od dziecka chciała być kucharką – choćby w domu dziecka pomagała kucharce, babci Marysi. Życie powoli się układało. W remoncie pomagał jej sąsiad, Krzysiek, który mieszkał z rodzicami.

Kasia nie zastanawiała się, dlaczego jej pomaga. Myślała, iż to z dobroci, ale Krzysiek po prostu się w niej podkochiwał, tylko był zbyt nieśmiały, by to powiedzieć.

Pewnego dnia Kasia poszła do lasu po grzyby. Chciała upiec pierogi. Szła, zbierając dorodne okazy, gdy nagle zauważyła pod krzakiem dziecko. To był mały chłopiec, brudny, zwinięty w kłębek.

– Kochanie, obudź się… – delikatnie pogłaskała go po policzku.

Chłopiec otworzył oczy i wybuchnął płaczem. Kasia wzięła go na ręce, ale malec rzucał się i krzyczał.
– Nie bój się, nic ci nie zrobię… – szeptała mu do ucha. – Chodź ze mną do domu.

Chłopiec się uspokoił. Kasia zabrała go, wykąpała i nakarmiła. Poprosiła Krzysztofa, by przyprowadził pielęgniarkę.
– Jak się nazywasz? – pytała, ale chłopiec milczał. – No dobrze, będziesz Staśkiem, dobrze?

Mimo iż się nie odezwał, tak go nazywała.

Wieść o Staśku gwałtownie się rozeszła. Sąsiedzi przynosili mleko, śmietanę, ubrania.

Chłopiec chował się za Kasią, gdy widział obcych. Pielęgniarka go zbadała.
– Jest tylko wyczerpany. Nakarm go, a wróci do sił. Pewnie nie był sam w lesie długo.

Staś chodził za Kasią krok w krok. Czasem zabierała go do pracy, czasem zostawiała pod opieką matki Krzysztofa. Dopóki nie wracała, nie wychodził na dwór.

Pewnego dnia niespodziewanie nazwał ją „mamą”. Kasia rozpłakała się. Od tej pory zaczął mówić.
– Synku, nikt cię już nie skrzywdzi – obiecała.

Była pewna, iż Staś zostanie z nią na zawsze. Wiedziała, iż powinna zgłosić sprawę, ale odkładała to.

Niestety, pewnego dnia przyjechali pracownicy opieki społecznej.
– Dostaliśmy zgłoszenie, iż macie nielegalWeronika uśmiechnęła się przez łzy, widząc, jak Staś i Kasia trzymają się za ręce, wiedząc, iż mimo wszystkich trudności los w końcu połączył ich rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału