Proszę, oddaj mi syna. Dam ci wszystko, co zechcesz – wyszeptała z ostatnich sił.

twojacena.pl 1 dzień temu

W małym miasteczku pod Łodzią żyły dwie przyjaciółki – Wanda i Bogna. Gdy dziewczyny były w drugiej klasie liceum, matka Wandy zginęła potrącona przez samochód. Wanda z ojcem głęboko przeżywali stratę. Na Wandę spadły teraz domowe obowiązki, ale dziewczyna radziła sobie, nie zaniedbując nauki i zdając maturę z wysokimi wynikami.

Bogna marzyła o wyjeździe do Warszawy i namawiała Wandę, by pojechały razem.

– Ojciec wciąż cierpi po śmierci mamy. A jeżeli i ja wyjadę? Nie zostawię go samego – odmawiała Wanda.

– Daj spokój, twój stary sobie poradzi. Ma dopiero czterdzieści trzy lata. Myślisz, iż będzie wiecznie opłakiwał twoją matkę? Statystyki są jasne – samotnych kobiet jest więcej niż mężczyzn. Na pewno jakaś samotnica go przygarnie. Po jedźmy do Warszawy, nie przeszkadzaj mu układać sobie życia – przekonywała Bogna.

Okrutne słowa przyjaciółki zabolały Wandę, ale musiała przyznać, iż miały w sobie ziarno prawdy. W końcu porozmawiała z ojcem.

– Jedź, córeczko. Nie martw się o mnie. Warszawa nie jest przecież na drugim końcu świata. jeżeli ci się nie spodoba, zawsze możesz wrócić – powiedział ojciec.

I tak Wanda wyjechała z Bogną do stolicy. Mogła dostać się na uniwersytet, ale Bogna miała przeciętne wyniki. Nie chcąc porzucać przyjaciółki, Wanda razem z nią rozpoczęła naukę w szkole pedagogicznej. Na studia mogła iść później, zaocznie. Mieszkały razem w jednym pokoju w akademiku.

Początkowo Wanda co weekend jeździła do ojca. Ale po Nowym Roku zauważyła zmianę – ojciec był wypoczęty, zadbany, w lodówce stał garnek zupy i schabowe.

– To sąsiadka Krystyna mi ugotowała… – wyznał zakłopotany ojciec.

Wanda uspokoiła go, mówiąc, iż cieszy się, iż znalazł towarzystwo. Zrozumiała, iż gdy przyjeżdża, Krystyna nie odwiedza ojca.

– Co wy jak dzieciaki? Niech pani tu przychodzi, kiedy chce – powiedziała Wanda, ale zaczęła rzadziej odwiedzać ojca, by nie krępować ich oboje.

Bogna nie przykładała się do nauki, często opuszczała zajęcia, wieczorami chodziła po klubach z chłopakami, czasem choćby nie wracając na noc. Wanda zawsze ją kryła i pomagała w nauce.

– Zupełnie olewasz studia? Wylatujesz ze szkoły albo zajdziesz w ciążę. Tego chcesz? – próbowała przemówić przyjaciółce do rozsądku Wanda.

– Ależ z ciebie mamusia. Wszystko pod kontrolą. Dzieci mi niepotrzebne. A ty ciągle z tym swoim Darkiem za rękę chodzisz? – śmiała się Bogna.

Letnią sesję na drugim roku ledwo zaliczyła, oczywiście dzięki pomocy Wandy. W ostatnich tygodniach była przygnębiona i roztargniona.

– Co się dzieje? Źle się czujesz? – spytała Wanda, gdy jechały pociągiem do rodzinnego miasteczka.

– Co? Jestem w ciąży – wyznała Bogna.

– Przecież cię ostrzegałam! I co teraz? – załamała ręce Wanda.

– Nie urodzę. Słuchaj, pożyczysz mi od ojca na aborcję? Matka nie da, choćby nie będę pytać – poprosiła Bogna.

– Zwariowałaś? Mówiłaś, iż wszystko pod kontrolą! – oburzyła się Wanda.

– Nie krzycz tak, ludzie patrzą. Było tylko parę razy… Poprosisz ojca?

– Nie pomyślę! Po aborcji możesz zostać bezpłodna. Powiedz swojemu chłopakowi, niech się żeni.

Bogna zagryzła wargę.

– Powiedziałam. Uciekł jak od zapowietrzonej. Matka mnie zabije. Samotnie mnie wychowała, ciągle powtarzała, żebym nie popełniła jej błędu. A ja… – Bogna odwróciła się do okna pociągu.

– Nakrzyczy, ale jak zobaczy wnuka, to się rozczuli – pocieszała ją Wanda.

– Tak, pewnie. Nie znasz mojej matki. Może i się rozczuli, ale najpierw mnie zabije. Wandzia, pomóż – błagała Bogna.

– W porządku, spróbuję – westchnęła Wanda.

Ojciec dałby pieniądze, ale Wanda nie poprosiła. Nie mogła uczestniczyć w zabiciu dziecka. Myślała, iż może w Bogni obudzi się instynkt macierzyński. jeżeli urodzi wiosną, do końca szkoły zostało tylko kilka miesięcy. Wanda postanowiła jej pomóc. Jeszcze Bogna ją podziękuje, iż nie pozwoliła usunąć ciąży.

Gdy powiedziała Bogni prawdę, iż nie poprosiła ojca, ta wpadła w furię:

– Przyjaciółka! Zdrajczyni! – krzyczała.

Ale aborcji nie zrobiła. W małym miasteczku wszyscy się znają, bała się iść do szpitala, bo ktoś na pewno powiedziałby matce. A gdy we wrześniu wróciły do Warszawy, na zabieg było już za późno.

Na zimowe ferie Bogna nie pojechała do domu – brzuch już był widoczny. Ale matka sama przyjechała niespodziewanie, jakby przeczuwając coś złego. Bogna zdążyła się schować, zostawiając Wandę na pierwszej linii.

– Bogna pracuje w ośrodku dla dzieci, zdobywa doświadczenie – kłamała czerwieniąc się Wanda.

Matka zostawiła paczkę ze smakołykami i wróciła do domu.

– Po co tak? To przecież twoja matka. Powiedz jej prawdę – strofowała później przyjaciółkę Wanda.

– Żartujesz? Jak zobaczyłaby mój brzuch, wiesz, co by zrobiła? Jak najszybciej chcę urodzić i zostawić dziecko w szpitalu. Co ja bym z nim zrobiła? – wzdychała Bogna.

– Wcześniej trzeba było myśleć. Jak możesz tak mówić? Ono cię słyszy – gniewała się Wanda.

– To sobie je zabierz, skoro taka święta – rzuciła w złości Bogna. – Mać, Teresa od dzieci znalazła się.

Pewnej nocy Wanda obudziła się od jęków Bogny. Ta wiła się z bólu.

– Już? – Wanda wezwała pogotowie.

– Warnecka, pamiętaj, z dzieckiem nie wracaj – krzyknęła za nimi portierka.

Po trzech dniach Bogna wróciła sama.

– Gdzie dziecko? Zostawiłaś je w szpitalu? Jak mogłaś?! – rzucAle gdy spojrzała w oczy małego Tadzika, któremu dała na imię po ojcu, poczuła, iż to właśnie on wypełnił pustkę po stracie, i postanowiła, iż odtąd będą sobie nawzajem wystarczać.

Idź do oryginalnego materiału