Była chwila, gdy wszystko się zmieniło. W małym miasteczku pod Warszawą żyły dwie przyjaciółki – Jadwiga i Kornelia. Ich świat wywrócił się do góry nogami, gdy mama Jadzi zginęła pod kołami samochodu. Ojciec, pan Tomasz, pogrążył się w żałobie, a Jadzia przejęła obowiązki domowe, nie zaniedbując przy tym szkoły.
Kornelia marzyła o Warszawie. „Po co tu zostawać? Twój ojciec sobie poradzi. Ma dopiero czterdzieści lat! Myślisz, iż wiecznie będzie płakał? Zaraz jakaś samotna kobieta go przygarnie” – mówiła bezlitośnie.
Jadzia wahała się, ale w końcu dała się namówić. Zamiast studiów wybrała z Kornelią szkołę pedagogiczną. Z początku co weekend wracała do domu, aż pewnego dnia zauważyła, iż ojciec wygląda… inaczej. W lodówce stał rosół i kotlety. „Pani Helena z drugiego piętra…” – wyznał zawstydzony.
Kornelia zaś traktowała naukę po macoszemu. Wieczorami znikała w klubach, a gdy w końcu zaszła w ciążę, wpadła w panikę. „Pożycz mi pieniędzy na aborcję!” – błagała. Ale Jadzia odmówiła.
Dziecko urodziło się w zimie. Kornelia zostawiła je w szpitalu. Jadzia jednak nie mogła zapomnieć o tym malcu. Wykorzystała znajomość z Michałem, gwałtownie wzięli ślub, by oficjalnie adoptować chłopca. niedługo się rozstali – Michał nie potrafił zaakceptować ojcostwa.
Minęły lata. Pewnego mroźnego dnia, gdy Jadzia wracała z przedszkola z Jasiem, spotkała Kornelię. „To mój syn!” – krzyknęła dawna przyjaciółka, teraz bogata kobieta w drogim futrze.
Następnego dnia Kornelia porwała chłopca. Jadzia oszalała z rozpaczy. Policja tylko wzruszyła ramionami: „W Warszawie nie znajdziemy igły w stogu siana”.
Ale Kornelia zadzwoniła. „Mój mąż mnie zostawi, jeżeli nie oddam dziecka” – syknęła przez telefon. Spotkały się w kawiarni. Gdy Jadzia przytulała Jasia, pan Tomasz zatrzymywał Kornelię.
„Puść ją” – powiedziała Jadzia. „I tak już wystarczająco ucierpiała.”
Przyjaźń kobiet nie przetrwała, gdy między nie stanął… syn. Jedna go urodziła i porzuciła. Druga pokochała całym sercem.
A Jasio? Pamiętał tylko, iż „ta pani” zabrała go do wielkiego miasta, gdzie cały czas się kłóciła z mężem. Grał tam z dziwną, ale miłą dziewczynką. I bardzo tęsknił za mamą – za prawdziwą mamą, za Jadzią.