Przestrzeń wolna od dzieci? Matka: Robiłam wszystko, by moje dziecko było niewidzialne

gazeta.pl 1 miesiąc temu
"Prosimy o nieprzyprowadzanie dzieci" - takie ogłoszenia można coraz częściej zobaczyć przy wejściach do restauracji, hoteli czy stref wypoczynkowych w Polsce. Trend, który od lat funkcjonuje w wielu krajach Europy Zachodniej, zaczyna zadomawiać się także u nas. Dla jednych to praktyczne rozwiązanie zapewniające ciszę i komfort, dla innych forma dyskryminacji.
Temat obecności dzieci w przestrzeni publicznej poruszyła tiktokerka @milenialsi. Autorka nagrania podkreśla, iż sama nie ma dzieci i nie przeszkadza jej, iż powstają miejsca, w których najmłodsi nie są mile widziani. Dodała jednak, iż zauważa brak tolerancji także dla dzieci, które pojawiają się w miejscach publicznych. "Jeżeli idziecie do przestrzeni publicznej, to naturalne jest, iż będą tam również dzieci" - mówi na swoim nagraniu. Dodaje także, iż nie akceptuje komentarzy na temat tego, iż obecność maluchów zaburza czyjś wewnętrzny spokój. "Moim zdaniem ten brak tolerancji idzie w bardzo złą stronę".


REKLAMA


Zobacz wideo Kiedy dziecko się zakrztusi. Przede wszystkim nie panikować. Działać!


Komentujący: każdy z nas był dzieckiem
Internauci podchwycili temat, a pod nagraniem zaroiło się od komentarzy. "Tak, jak mówisz, dzieci to części społeczeństwa. Każdy z nas był kiedyś dzieckiem i nasi rodzice, opiekunowie korzystali z nami z tej przestrzeni", "Dobrze znana przestrzeń publiczna jest dla wszystkich, jak komuś to przeszkadza, niech sam siedzi w domu", "Właściwie, miejsca publiczne są publiczne i będą tam dzieci, psy, starsi ludzie, zakochane pary itd. U siebie w domu można wybrać, kogo się do niego zaprosi" - twierdzą użytkownicy TikToka.
Pojawiają się jednak także głosy, twierdzące, iż brak tolerancji dla obecności dzieci w przestrzeni publicznej jest związany z tym, iż rodzice nie reagują na nieakceptowalne zachowania ich pociech. "A może warto zwrócić uwagę na to, dlaczego tak jest. A dlatego, iż dzieci są niczego nieuczone i niewychowane", "Masz małe dziecko? Nie wybieraj 20 minut bułki. Nie plotkuj przy kawusi, gdy twoje dziecko się nudzi" - punktują komentujący


Matka: wyjścia z dzieckiem mnie stresowały
Zapytaliśmy kilka matek o to, czy rzeczywiście spotkały się z niepochlebnymi komentarzami dotyczącymi ich dzieci w przestrzeni publicznej.
- Jak byłam początkującą mamą jednego dziecka, bardzo mnie stresowały wszelkie wyjścia - mówi w rozmowie z portalem eDziecko.pl Ola, mama Dorotki i Czarka. - Czułam, iż muszę sprawić, aby moje dziecko było praktycznie niezauważane w przestrzeni publicznej. Z czasem się to zmieniło. Rozmawiam ze swoim dzieckiem, śmieję się z nim, gilgoczę je w autobusie, aż zanosi się śmiechem. Mam świadomość, iż jeżeli coś mu się nie podoba, to krzyczy, bo jeszcze inaczej nie umie - wyjaśnia nasza rozmówczyni i dodaje, iż już nie stresuje się komentarzami osób postronnych.


- Oczywiście staram się nauczyć go innych sposobów, ale przestałam się przejmować karcącymi spojrzeniami lub westchnieniami. Mam to gdzieś. Moim zadaniem jest chronić moje dziecko i nie zamierzam zwracać uwagi na krytyczne spojrzenia ludzi, którzy nie rozumieją, na czym polega rozwój dziecka. Ono też ma prawo być uczestnikiem miejsc publicznych razem ze swoimi deficytami i potrzebami. Nie zmienimy świata, jeżeli będziemy dawać się zakrzyczeć osobom, które chcą stworzyć świat dostosowany tylko do ich potrzeb - tłumaczy.


Ola przytacza też jedną z historii, w których musiała znosić nieprzyjemne spojrzenia postronnych osób. - Pamiętam, jak byłam na wyciecze w muzeum. Był upał, syn położył się na chłodnej posadzce. Widziałam karcące spojrzenia starszych pań. Nic nie zrobiłam. Nikomu nie przeszkadzał. Chciałam posłuchać, co mówi przewodnik. A iż sobie leżał? Najwyżej w tym miejscu mieli tego dnia czystszą podłogę - śmieje się.
Nieco inne doświadczenia ma Marta, mama dwóch chłopców. - Jako mama dwóch synów w wieku 5 i 9 lat nigdy nie spotkałam się z sytuacją, żeby komuś wyraźnie przeszkadzało, iż gdzieś zabieram dzieci. Ale też zawsze ich pilnuję, żeby innym nie uprzykrzali życia. Wiadomo, iż to nie zawsze się udaje w stu procentach, ale bardzo się staram. Nie pozwalam im biegać, czy krzyczeć w miejscach, w których nie powinni tego robić m.in. w autobusie, pociągu, czy poczekalni u lekarza. Nie mam problemu z omijaniem stref ciszy, nie wiem, dlaczego inni mają.
Czy waszym zdaniem miejsca bez dzieci to dobre rozwiązanie, czy forma dyskryminacji? Czy spotkaliście się z niepochlebnymi komentarzami na temat zachowania waszego dziecka w przestrzeni publicznej? Zachęcamy do podzielenia się swoimi historiami: agatagp@agora.pl.
Idź do oryginalnego materiału