Przypadkowa randka

polregion.pl 3 dni temu

Pomyłkowe randki

Anna wyszła z biurowca i głęboko wciągnęła w płuca powietrze, pachnące jesienną świeżością i opadłymi liśćmi. Trwała jeszcze złota polska jesień – dni były słoneczne i suche, choć noce już chłodne. Wciąż można było ubierać lekkie sukienki i sweterki.

Zastanawiała się, co zrobić najpierw – odebrać Igora z przedszkola i razem z nim pójść na zakupy, czy najpierw wstąpić do sklepu, a dopiero potem po syna? W „Biedronce” stały półki z tanimi zabawkami, a chłopiec na pewno zacznie marudzić, żeby coś dostać. A przed wypłatą pieniędzy było mało, a i tak zabawka interesowałaby go tylko przez pięć minut.

Spojrzała na zegarek. jeżeli się pospieszy, zdąży zrobić zakupy, zanieść torby do domu, a dopiero potem pobiec po dziecko. Przyspieszyła kroku.

Szła, nie patrząc na nikogo, zatopiona w myślach, układając w głowie listę produktów. *Sól, koniecznie sól!* Dlaczego zawsze kończyła się tak niespodziewanie? Dwa dni temu poszła do sklepu właśnie po nią, ale wróciła z pełną torbą – wszystkiego, tylko nie soli. Powtarzała w myślach jak mantrę: „sól, nie zapomnij o soli”. „Marchewka, mleko, masło…” Była tak pochłonięta, iż nie zauważyła, jak ktoś zawołał:

– Anka Królikowska!

Zanim się zatrzymała, zrobiła jeszcze kilka kroków. Dopiero potem odwróciła się i spojrzała na kobietę.

– Nie poznajesz? A to kto przysięgał, iż będziemy przyjaciółkami na wieki? – uśmiechnęła się nieznajoma.

Anna usłyszała o przysiędze i domyśliła się, kto do niej mówi. Dopiero wtedy przypomniała sobie szkolną koleżankę – Karinę Zalewską. Przed nią stała już nie chuda, czarnowłosa dziewczynka, ale elegancka, modnie ubrana kobieta.

Karina dołączyła do ich klasy w drugiej podstawówki i od tamtej pory siedziały w jednej ławce. W ósmej klasie przysięgły sobie wieczną przyjaźń. Życie je rozdzieliło. Nic nie trwa wiecznie – ani przyjaźń, ani miłość.

– Wyglądasz, jakbyś miała na głowie pół wsi – przyjrzała się jej Karina, dostrzegając zmęczenie w jej oczach i prosty, biurowy strój.
Anna też czuła, iż wypada blado w porównaniu z przyjaciółką.

– A u ciebie widzę, iż wszystko dobrze – zmieniła temat, by uniknąć pytań.

– Nie narzekam. Drugie małżeństwo. Ale dzieci jeszcze nie mam. A ty?

W głosie Kariny wyczuła nutkę smutku, więc nie drążyła tematu.

– Nie jestem zamężna, ale nie jestem sama. Mam syna – powiedziała z dumą.

– Pewnie już szkołę kończy? Albo studia? – zainteresowała się Karina.

– Nie, jeszcze chodzi do przedszkola – uśmiechnęła się Anna.

– No nieźle! Byłaś taka ładna, myślałam, iż pierwsza wyjdziesz za mąż. U wszystkich dzieci już dorosłe, a ty masz malucha w przedszkolu. Ale zawsze byłaś skupiona na nauce, taka zasadnicza, chłopaków omijałaś szerokim łukiem.

Anna poczuła urazę i nie kryła tego. Karina zrozumiała, iż przekroczyła granicę.

– No dobra, nie dąsaj się. Znasz mnie – zawsze gadam, zanim pomyślę.

– Przepraszam, muszę iść po syna – Anna zrobiła krok, by ją wyminąć.
– Czekaj! – Karina wyjęła telefon z torebki. – Podaj numer, odezwę się, umówimy się na pogaduchy.

Anna gwałtownie wyrecytowała cyfry, byle tylko się uwolnić, pożegnała się i ruszyła w stronę przedszkola.

Ale Karina nie zamierzała zwlekać. Już następnego dnia zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w sobotę, w neutralnym miejscu.

– Może być, tylko sprawdzę, czy mama może zająć się Igorem. Oddzwonię – odpowiedziała Anna z wyraźną niechęcią.
*Spadło mi to na głowę. Stracony wolny dzień. No dobrze, spotkam się, może wtedy da mi spokój. Przecież mamy zupełnie inne życie. Co nas jeszcze łączy?* – myślała, wybierając numer do matki.

W sobotę spotkały się w modnej kawiarni. Anna nigdy wcześniej tu nie była – adekwatnie od urodzenia Igora nigdzie nie wychodziła. Czuła się niepewnie. Karina to wyczuła, zamówiła wino, żeby ją rozluźnić. Trunek okazał się przyjemny. Piły i wspominały szkołę, kolegów z klasy. Karina znała losy niemal wszystkich – kto się z kim ożenił, ile mają dzieci, gdzie pracują…

Anna słuchała i sączyła wino. Gdy tematy się wyczerpały, Karina przeszła do sedna.

– Słuchaj, moja koleżanka z pracy ma syna w naszym wieku. Mila narzeka, iż całe dnie spędza przed komputerem. Programista. Żadnych złych nawyków, zarabia dobrze. Po prostu porządny facet. A jego mama marzy o wnukach. Łapiesz, o co mi chodzi? Powinniście się poznać.

– Nie trzeba mnie z nikim swatać – Anna ostro postawiła kieliszek. – Wyglądam, jakbym była desperatka gotowa rzucić się na pierwszego lepszego? choćby takiego, którego własna matka chce się pozbyć?

– Nie odrzucaj od razu. Nie widziałaś go choćby – próbowała ją ułagodzić Karina.

– jeżeli taki wspaniały, to dlaczego jeszcze z mamą mieszka? Coś z nim nie tak? – zmiękła nieco Anna.

– Miał nieszczęśliwy romans. Znasz to powiedzenie o mleku i wodzie? Boi się kolejnej pomyłki. Tak jak ty – Karina spojrzała na nią przenikliwie.

– To jego problem. Przepraszam, ale nie mam ochoty na umówione randki. Spotkania powinny rodzić się same, z potrzeby serca. Chyba nie po to mnie tu zaprosiłaś? Nie sądziłam, iż zajmujesz się swataniem – w głosie Anny zabrzmiała obraza.

– Pomyśl tylko. Twój syn rośnie, potrzebuje ojca…

– Właśnie – mam już jednego chłopca, drugi mi nie potrzebny. I lepiej nie wracajmy do tematu.

– Nie gniewaj się, chciałam dobrze. Tylko zaproponowałam. Jak nie chcesz, to trudno – Karina nalała jej więcej wina.

– Spojrzałaś ostatnio w lustro? Zmęczona, zapracowana, zero życia. Gdyby pojawił się facet, odżyłabyś na nowo. Spróbuj, co ci szkodzi? Jedna randka, jeżeli nie kliknie, nikt cię do niczego nie zmusi.

I Anna uległa. Dlaczego nie spróbować?

W następną niedzielę, po śniadaniu, zawiozła Igora do babci, starannie ułożyła włosy, delikatnie podkreśliła rzęsy, ubrała się skromnie. Nie zamierzaW końcu okazało się, iż to nie pomyłka, ale przeznaczenie – Paweł zadzwonił ponownie, a rok później na ich miodowym miesiącu w Zakopanem z euforią opowiadali wszystkim, jak się poznali przez przypadek.

Idź do oryginalnego materiału