Zakochany przypadek
Alicja wyszła z biura i głęboko wciągnęła powietrze pachnące jesienią i opadłymi liśćmi. Choć noce były już chłodne, dzień wciąż trzymał ciepło babiego lata – można było jeszcze nosić lekkie sukienki i sweterki.
Zastanawiała się, co zrobić najpierw: odebrać Kacpra z przedszkola i razem z nim pójść do sklepu, czy najpierw zrobić zakupy, a potem zabrać synka? W „Biedronce” zawsze stały regały z tanimi zabawkami, a Kacper nie omieszkałby błagać o którąś. A przed wypłatą pieniędzy było mało, a i tak zabawka interesowałaby go tylko przez kwadrans.
Spojrzała na zegarek. jeżeli się pospieszy, zdąży zrobić zakupy, wrócić do domu, a potem pobiec po syna. Przyspieszyła kroku.
Szła zamyślona, układając w głowie listę zakupów. *Sól!* Zawsze się kończyła w najmniej odpowiednim momencie. Dwa dni temu specjalnie poszła do sklepu po sól, a wróciła z torbą pełną wszystkiego oprócz niej. Powtarzała w myślach jak mantrę: *kup sól, nie zapomnij o soli*. „No to… marchewka, mleko, masło…” Była tak pochłonięta myślami, iż nie zauważyła, gdy ktoś zawołał:
— Alu, Kowalska!
Zrobiła jeszcze kilka kroków, zanim się zatrzymała i spojrzała na kobietę.
— Nie poznajesz? A kto przysięgał, iż będziemy przyjaciółkami do grobowej deski? — uśmiechnęła się tamta.
Alicja usłyszała o przysiędze i dopiero wtedy przypomniała sobie szkolną koleżankę – Kornelię Nowak. Nie była to już chuda, czarnowłosa nastolatka, ale elegancka i świetnie ubrana kobieta.
Kornelia dołączyła do ich klasy w drugiej podstawówki, usiadła obok Ali i tak już zostało aż do matury. W ósmej klasie przysięgły sobie wieczną przyjaźń. Życie je jednak rozdzieliło. *Widać nic nie trwa wiecznie – ani przyjaźń, ani miłość.*
— Wyglądasz, jakbyś miała w domu dziesięcioro dzieci do wykarmienia — Kornelia przyjrzała się Ali, widząc zmęczenie w jej oczach i prosty, biurowy strój.
Alicja też czuła, iż wypada blado w porównaniu z dawną przyjaciółką.
— Tobie chyba dobrze się wiedzie — zmieniła temat, by uniknąć pytań.
— Nie narzekam. Drugi raz zamężna. Ale dzieci jeszcze nie mam. A ty?
W głosie Kornelii zabrzmiała nutka smutku, więc Alicja nie drążyła tematu.
— Nie jestem zamężna, ale nie jestem sama. Mam syna — powiedziała z dumą.
— Pewnie już kończy liceum? A może studiuje? — dopytywała się Kornelia.
— Nie, jeszcze chodzi do przedszkola — uśmiechnęła się Alicja.
— O rany! Byłaś taka piękna, myślałam, iż pierwsza wyjdziesz za mąż. U nas wszystkich dzieci już dorosłe, a ty masz malucha w przedszkolu. Chociaż… zawsze byłaś taka skupiona na nauce, wzorowa uczennica, chłopaków choćby nie zauważałaś.
Alicja wyraźnie się obraziła. Kornelia zrozumiała, iż przesadziła.
— No daj spokój, znasz mnie – zawsze gadam, zanim pomyślę.
— Przepraszam, muszę odebrać syna. — Alicja zrobiła krok, by wyminąć Kornelię.
— Czekaj — tamta wyjęła telefon z torebki. — Podaj numer, spotkajmy się kiedyś, pogadamy.
Alicja wymieniła numer, byle tylko się uwolnić, po czym ruszyła w stronę przedszkola.
Kornelia nie zwlekała z obietnicą. Nazajutrz zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w sobotę w jakiejś kawiarni.
— Dobrze, tylko sprawdzę, czy mama może posiedzieć z Kacprem. Oddzwonię — odpowiedziała Alicja bez entuzjazmu.
*Obrząd mi spadł na głowę. Koniec z wolną sobotą. No trudno, spotkam się, nie odczepi się tak łatwo. I tak nie mamy już ze sobą nic wspólnego.*
W sobotę spotkały się w modnej kawiarni. Alicja nigdy tu nie była – adekwatnie od urodzenia Kacpra nigdzie nie wychodziła. Czuła się nieswojo. Kornelia to wyczuła i zamówiła wino, by rozluźnić atmosferę. Alkohol okazał się całkiem przyjemny. Rozmawiały o szkole, o kolegach z klasy. Kornelia wiedziała o wszystkich – kto z kim jest, ile ma dzieci, gdzie pracuje…
Alicja słuchała i piła. Gdy tematy się wyczerpały, Kornelia przeszła do sedna.
— Słuchaj, moja koleżanka z pracy ma syna w naszym wieku. Emilka ciągle narzeka, iż tylko siedzi przy komputerze. Programista. Żadnej szansy na poznanie kobiety. Bez nałogów, zarabia dobrze. W sumie dobry kandydat. A Emilka marzy o wnukach. Łapiesz, o co mi chodzi? Powinniśmy was poznać.
— Nie trzeba mnie z nikim zapoznawać — Alicja ostro postawiła kieliszek. — Wyglądam, jakbym była gotowa na jakikolwiek związek? choćby z facetem, którego własna matka chce się pozbyć?
— Nie odmawiaj od razu. Nie widziałaś go jeszcze — Kornelia próbowała ją udobruchać.
— jeżeli taki wspaniały, to czemu jeszcze sam? Coś zPara spotkała się ponownie, a z czasem przypadkowe spotkanie w kawiarni przerodziło się w prawdziwą miłość, która udowodniła, iż czasem choćby największe pomyłki prowadzą do najpiękniejszych historii.