Ratowniczka WOPR: Dzieci szybciej tracą siłę. Wiele z nich nie potrafi pływać

gazeta.pl 5 godzin temu
- Pan pływał na desce, która mu się połamała. Trzeba było mu pomóc dotrzeć do brzegu, a fale były bardzo wysokie. Tego dnia cały czas była wywieszona czerwona flaga - o tym, jak zachowujemy się nad wodą, a także o swojej pracy, mówi Monika Bruzda, ratowniczka Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (WOPR).Joanna Biszewska: W Stegnie, w miejscowości nad morzem, w której Pani mieszka, na początku sezonu wakacyjnego, zaginęła siedmioletnia dziewczyna. Służby znalazły dziecko 10 kilometrów od pierwszego miejsca zaginięcia. Jak to możliwe?Monika Bruzda, ratowniczka wodna WOPR, ambasadorka letniej Akcji BoJa: Trudno sobie wyobrazić, jak dziecko przeszło samo taki dystans?
REKLAMA


Zastanawiające jest to, iż w trakcie wędrówki dziewczynki nikt nie zwrócił na nią uwagi i nie zareagował. Nikogo nie zastanowiło to, iż małe dziecko idzie gdzieś samo bez opieki.Podczas sezonu letniego w każdym tygodniu, jako ratownicy, podejmujemy akcję szukania dziecka.Jak wygląda taka akcja?Nasze pierwsze pytanie, do osoby, która zgłasza zaginięcie dziecka, zawsze brzmi: "Czy ostatni raz dziecko było widziane w wodzie?". To dla nas istotna informacja, by móc określić, jak wysokie jest zagrożenie.Uważam, iż dobrze byłoby, gdyby rodzice zakładali dzieciom opaski na nadgarstek z ich imieniem i nazwiskiem, numerem telefonu.Warto kupić takie gumowe i wrzucić do plażowej torby przed wyjściem z domu. A jeżeli takich nie mamy, to my, ratownicy, w swojej apteczce zawsze mamy na stanowisku papierowe opaski.Może się po nie zgłosić każdy rodzic. Gdyby wszyscy się do tego stosowali, to byłoby to świetne działanie w kontekście zapewnienia bezpieczeństwa dzieciom, na takim podstawowym poziomie. Dzięki temu osoba, która jako pierwsza znalazłaby zagubione dziecko, od razu wiedziałaby kogo powiadomić.


Czy może pani opisać najtrudniejszą sytuację zawodową, jaka panią spotkała? Tę, która została w pamięci - i może być dla nas lekcją?Jednego dnia kończyliśmy z innymi ratownikami dyżur trochę później niż zwykle. Pewien pan pływał na desce, która mu się połamała. Trzeba było mu pomóc dotrzeć do brzegu, a fale były bardzo wysokie. Tego dnia cały czas była wywieszona czerwona flaga. Po skończonym dyżurze wracałam do domu na rowerze. przez cały czas byłam jeszcze dość blisko plaży, gdy dostałam telefon z pytaniem, czy jestem w pobliżu wejścia na plażę, bo potrzebni są ratownicy.Już w oddali słyszałam, iż na miejsce jedzie SAR, czyli Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa. Pozostawiłam więc gdzieś gwałtownie swój rower i pobiegłam.Co wydarzyło się potem?Biegłam pierwsza, za mną jechał SAR. Udało się wyciągnąć z wody 16-letniego chłopca, który przebywał na plaży z opiekunami z obozu. To był moment, w którym naprawdę ledwo oddychał, był bardzo wiotki. Myślę, iż o jego życiu naprawdę zadecydowały sekundy.W tej sytuacji nieodpowiednio zachowali się opiekunowie obozu, którzy zignorowali to, iż cały dzień wywieszona była czerwona flaga. Gdy tylko zeszliśmy ze stanowiska, oni od razu weszli do wody. Mogło się to skończyć tragedią.


Jest to też przestroga dotycząca świadomego łamania zasad bezpieczeństwa. Ratownicy są po to, żeby pomóc. Nigdy nie chcemy zrobić komuś na złość, nie pozwalając wejść do wody. To była dla mnie akcja związana z wieloma emocjami.Inaczej ratuje się dzieci i nastolatków niż dorosłych?Tak naprawdę akcja ratownicza nie różni się znacząco, ale należy pamiętać o kilku ważnych aspektach. Przede wszystkim o tym, iż dzieci szybciej tracą siłę. Wiele z nich nie potrafi pływać albo czasem tylko wydaje im się, iż potrafią, a w rzeczywistości tylko utrzymują się na wodzie.Podczas akcji należy dostosować sposób holowania i odpowiednie techniki ratunkowe do tego, w jakim wieku jest dziecko. Samo RKO (red. resuscytacja krążeniowo-oddechowa) przebiega trochę inaczej niż w przypadku osób dorosłych.Myślę, iż też psychologicznie dzieci są narażone na większą traumę związaną z tonięciem, która później może towarzyszyć im w życiu dorosłym. Wsparcie w tej kwestii jest wyjątkowo ważne, a zachowanie ratownika szczególnie istotne.


Jakie sygnały Pani widzi, których, my, plażowicze, nie zauważamy?Przede wszystkim, jako ratownicy, jesteśmy skupieni na tym, co się dzieje wokół. Cały czas obserwujemy. Potrafimy dostrzec w wodzie osobę, która wygląda na trochę zaniepokojoną albo ma np. problemy z oddychaniem, czyli widać, iż próbuje zaczerpnąć powietrza, czy macha rękami. Może to być jednak czasami zgubne, bo dużo osób macha po prostu do swojej rodziny.Miałam takie sytuacje, iż z ratownikami biegliśmy do wody, a okazywało się, iż pan po prostu machał do swojej żony, która stała na brzegu. Lepiej jest jednak zawsze podjąć działanie i sprawdzić, czy rzeczywiście ktoś nie potrzebuje pomocy.Zdarzają się też sytuacje, w których ktoś się przewróci i nie ma siły wstać. Dotyczy to często osób starszych. Wydawać by się mogło, iż zwykłe przewrócenie się przy brzegu nie może być niebezpieczne. Prądy potrafią być jednak tak silne, iż mogą wciągać osobę dalej w głąb morza.Ktoś próbuje się podnieść, a za chwilę znowu upada, gdy przychodzi kolejna fala. Wtedy pojawia się bardzo duże ryzyko zachłyśnięcia wodą, mimo iż jest się przy brzegu. Nazywamy to suchym utonięciem.(Od redakcji: O suchym utonięciu pisaliśmy w tekście: Czy można utonąć wiele godzin po wyjściu z wody? Tak. Pięć rzeczy, które musisz wiedzieć o wtórnym utonięciu".


A jakie błędy popełniamy na urlopie nad wodą, często pewnie nieświadomie?Zdarza się, iż ludzie rozkładają się z kocami i ręcznikami na drodze ratunkowej. Znajduje się ona przy wejściu na plażę i oznaczona jest pomarańczowymi znakami. Musi być przejezdna dla samochodów np. straży pożarnej czy SAR-u. Mamy obowiązek pilnować, by plażowicze tam nie siedzieli i zrozumieli tę zasadę.Warto wspomnieć też o ignorowaniu zakazu wejścia do wody i zasad bezpieczeństwa. O tym mówimy przy okazji ogólnopolskiej kampanii społecznej, Akcji BoJa, której mam przyjemność być ambasadorką. Przypominamy o tym, aby nie lekceważyć gwizdka ratownika, ale też, aby dbać o ochronę przed słońcem. By zabierać ze sobą czapkę, krem z filtrem i dużo wody. Przegrzanie organizmu również jest dużym zagrożeniem dla zdrowia i życia w okresie letnim.


Zakaz kąpieli. Nie warto ignorować Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl


Co jeszcze?Skakanie do wody z miejsc, których nie znamy i nie wiemy, jak wygląda dno. Ludzie bardzo często odpływają też daleko na dmuchanych materacach, zasypiają lub wchodzą do wody bez sprzętu asekuracyjnego.


Dlatego bardzo dobrym pomysłem jest posiadanie dmuchanej pomarańczowej bojki asekuracyjnej, która jest też symbolem naszej kampanii. Dzięki niej ratownicy widzą, iż ktoś pływa i jest w wodzie.A jak reagują ludzie na pani interwencje? Słuchają, czy bywają oporni, niechętni do współpracy?Rzeczywiście jest tak, iż ludzie często nie rozumieją albo czasami nie chcą zrozumieć pewnych zasad. Przyjeżdżają na urlop z miasta nad wodę, chcą pływać, dzieci chcą się pluskać i korzystać z pięknej pogody, a tu np. spotykają się z zakazem kąpieli.I ja oczywiście rozumiem irytację tych osób, ale jednocześnie zawsze przypominam, iż ratownicy nie robią nigdy niczego komuś na złość, bo np. nie chce nam się pracować. Wręcz przeciwnie. Gdy jest zakaz kąpieli, to mamy jeszcze więcej pracy, niż wtedy, kiedy na plaży jest wywieszona biała flaga.


Akcja BoJa to ogólnopolska kampania społeczna promująca bezpieczne pływanie i odpowiedzialny wypoczynek nad wodą - szczególnie w miejscach niestrzeżonych, takich jak dzikie kąpieliska czy małe zbiorniki wodne fot: Materiały prasowe


Wierzę jednak, iż w większości, jesteśmy odpowiedzialni. Szczególnie, kiedy podczas wakacji, mamy pod opieką dzieci.Tak. Ludzie podchodzą do naszego stanowiska, zadają pytania o flagi czy o ogólne zasady bezpieczeństwa. Często przyprowadzają też dzieci i, mimo iż np. sami mają już odpowiednią wiedzę i są świadomi wszelkich zasad, to uważają, iż dobrze byłoby, gdyby o najważniejszym opowiedział ich dziecku ratownik.Kiedy najmłodsi widzą ratownika na żywo, mogą lepiej wszystko zapamiętać. Czasami widzę też, jak rodzice mówią, do swoich dzieci: "Chodźcie, musimy rozłożyć się z naszymi rzeczami przy ratownikach, bo wtedy będziemy bezpieczni". Naprawdę w takich momentach cieszę się, iż rodzice chcą edukować i przygotować swoje dzieci na różne sytuacje.A kiedy pani była dzieckiem, to, o jakim zawodzie dla siebie marzyła?Marzyłam o tym, aby zostać pediatrą. Ostatecznie wyszło nieco inaczej, ale w pracy ratowniczki i tak często pracuję z dziećmi. jeżeli chodzi o samo ratownictwo, to na ten pomysł wpadłam podczas projektu na studiach. To właśnie wtedy nadarzyła się okazja do zrobienia kursu ratownika wodnego. Postanowiłam spróbować i okazało się, iż świetnie się w tym zawodzie odnajduję. Czuję też, iż mam dar do przekazywania wiedzy i dbania o bezpieczeństwo.I jest coraz więcej kobiet ratowniczek. Ten zawód nie jest już zdominowany przez mężczyzn?Proporcje są bardzo wyrównane. Wielu mężczyzn, jak i wiele kobiet, wykonuje ten zawód. Znacząca jest tu choćby sama kwestia egzaminu, który jest taki sam dla wszystkich. Nie różni się żadnymi specjalnymi wytycznymi, które wynikałyby z podziału na płeć. Pewne jest to, iż każdy z nas musi posiadać te same umiejętności. Ratownikiem czy ratowniczką zdecydowanie nie zostaje się z przypadku.


Siła fizyczna, wiedza, taktyka, refleks. Co jeszcze jest ważne w pani pracy?Moja praca wymaga też opanowania. Ważne jest, aby potrafić skupić się na czynności, jaką ma się w danej chwili do wykonania. Ratownictwo to zawód dla osoby, która potrafi gwałtownie działać.Też zespołowo. Bardzo dużo zależy od tego, jak zespół ratowników na stanowisku podzieli się między sobą zadaniami. Dzięki temu w momencie akcji wszyscy wiemy, co mamy robić i jesteśmy gotowi na każdą sytuację - ja robię to, ty robisz tamto. Nasze umiejętności, poziom zorganizowania i praca zespołowa gwałtownie zostają zweryfikowane podczas akcji ratunkowej.Jak wygląda "typowy" dzień pracy ratowniczki – jeżeli w ogóle taki istnieje?Tak naprawdę to nie, bo każdego dnia potrafią wydarzać się nietypowe sytuacje, często nie do przewidzenia. Jednak czynnością, która jest stała, jest rozłożenie przez ratowników stanowiska. To robimy codziennie tak samo. Reszta zależy już od takich czynników, jak na przykład pogoda, albo tego, jacy ludzie są akurat obecni na plaży. Np. tu gdzie mieszkam, nad morzem - każdy dzień, który zapowiada wysokie fale, jest dla nas, ratowników wyzwaniem.


Np. takim, iż decyzje trzeba podejmować w ułamku sekundy.I tego uczy doświadczenie. W moim zawodzie ogromną rolę odgrywa praktyka. Dlatego tak ważne są ćwiczenia ratownicze i odgrywanie scenek podczas dyżuru. Gdy np. jest brzydka pogoda i nie ma ludzi na plaży, warto wykorzystać czas na doskonalenie swoich umiejętności i reakcji.A stres? Jak Pani radzi sobie radzi z tym, iż w pracy, jest pani odpowiedzialna za ludzkie życie? Czy łatwo jest zostawić pracę „za sobą" po zejściu z dyżuru?Myślę, iż szczególnie pierwsze trudne sytuacje są przez nas, ratowników i ratowniczki mocno przeżywane. To historie, po których trzeba się jakoś otrząsnąć. I znowu nawiążę do kwestii doświadczenia. Im dłużej się pracuje, im więcej przeżyje się sytuacji, tym łatwiej oswaja się z tym, z czym wiąże się nasza praca.Mam wśród bliskich znajomych osoby, które po swojej pierwszej akcji ratowniczej były załamane. Po jakimś czasie jednak wracały do ratownictwa. Kończyły np. ratownictwo medyczne i rozpoczynały pracę w służbach mundurowych lub w szpitalach.Pierwsza myśl i pytanie do siebie po doświadczeniu nieudanej akcji ratowniczej to często: "A może to jednak wcale nie jest dla mnie?". Człowiek najpierw przechodzi trudne momenty, ale później chęć pomagania innym i ratowania życia jest tak silna, iż idzie się tą drogą dalej. Mimo iż wiąże się z nią ogromna odpowiedzialność.


Monika Bruzda, ambasadorka letniej Akcja BoJa fot: Materiały prasowe


Nasza rozmówczyni, Monika Bruzda jest absolwentką AWF w Gdańsku, ratowniczką wodną WOPR. Wraz z Kacprem Majchrzakiem - trzykrotnym olimpijczykiem, mistrzem świata na dystansie 200 metrów z przeszkodami, ratownikiem wodnym, jest ambasadorką letniej Akcja BoJa.WOPR, czyli Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe to organizacja zajmująca się ratownictwem wodnym w Polsce od ponad 60 lat. WOPR nadzoruje bezpieczeństwo nad wodą, prowadzi szkolenia i nadaje stopnie ratownicze.W tym roku WOPR wraz z Lidl Polska patronuje ogólnopolską kampanię społeczną Akcja BoJa Pływam Bezpiecznie, której celem jest zwiększenie świadomości w zakresie bezpiecznego wypoczynku nad wodą oraz popularyzacja używania sprzętu asekuracyjnego - szczególnie bojki, która jest symbolem odpowiedzialności. Bojki asekuracyjne można zakupić w sklepach Lidl od 14 lipca.


Bojka - lub inne narzędzie asekuracyjne - to powinien być element wyposażenia każdej osoby korzystającej z kąpieli w akwenach otwartych, niezależnie od wieku czy poziomu pływania fot: Materiały prasowe
Idź do oryginalnego materiału