Rozwód, który mnie ocalił

polregion.pl 1 miesiąc temu

Halina stała przy kuchennym oknie trzymając filiżankę wystygłej herbaty, obserwując bawiące się na podwórku dzieci. Wczoraj podpisała ostatnie dokumenty rozwodowe, a dziś paradoksalnie czuła się lżej niż przez ostatnie lata. Dziwne, przecież powinno być odwrotnie.

— Mamo, a gdzie tata? — zapytała dziesięcioletnia Kinga, wchodząc do kuchni w szkolnym mundurku.
— Tata mieszka teraz osobno, pamiętasz, rozmawiałyśmy — odparła cicho Halina, gładząc córkę po głowie. — Jutro zabierze cię na weekend.
— A dlaczego nie możecie się po prostu pogodzić? Krysia Nowak mówi, iż jej rodzice też się kłócili, a potem kupili nowy samochód i przestali.
Halina uśmiechnęła się smutno. Gdyby to było takie proste. Gdyby chodziło tylko o kłótnie.
— Siadaj jeść, spóźnisz się do szkoły.
Kinga posłusznie usiadła do stołu, ale dalej coś rozważa na, mieszając kaszkę łyżeczką.
— Mamo, a ty nie jesteś smutna?
— Trochę smutna jestem. Ale wiesz co? Czasem ludzie się rozstają nie dlatego, iż przestają kochać, ale dlatego iż razem jest im niedobrze. A osobno mogą być sobie dobrzy.
Córeczka skinęła głową, choć Halina wiedziała, iż w wieku dziesięciu lat trudno to w pełni zrozumieć. Sama też nie pojęła tego od razu.

To wszystko zaczęło się nie wczoraj i nie rok temu. Pewnie wtedy, gdy Marek zaczął wracać do domu coraz później, a w jego kieszeniach częściej znajdowała paragony z kawiarni, w których nigdy nie bywały. Halina wtedy myślała, iż to spotkania służbowe. Marek był kierownikiem w firmie budowlanej, rzeczywiście miał dużo zebrań.
— Znowu wrócisz późno? — pytała, gdy on łapczywie jadł śniadanie, wpatrzony w telefon.
— Tak. Oddajemy projekt, presja. Nie czekaj.
— Może chociaż w weekend gdzieś pojedziemy? Kinga prosiła, żeby do twojej babci na wieś.
— W weekend też pracuję. Wybacz, Halu, ale teraz taki czas. Potem odpoczniemy.
„Potem” nigdy nie nadchodziło. Halina przywykła jeść kolację sama, kłaść Kingę spać sama, oglądać telewizję sama. Czasem czuła się raczej wdową niż mężatką.

Przyjaciółki współczuły.
— Faceci teraz wszyscy tacy — mówiła Zosia, gdy spotykały się na kawie. — Praca, praca. Ale przynajmniej pieniądze do domu.
— Pieniądze przynosi, owszem — zgadzała się Halina. — Ale co z tego? Żyjemy jak spółdzielcze lokatorzy.
— A myślałaś, iż ma kogoś? — ostrożnie zapytała Łucja.
— Myślałam. Ale jak się dowiedzieć? Wprost pytać nie umiem, a grzebać w jego rzeczach nie chcę. Zresztą, skąd miałby mieć czas na romans, skoro ciągle pracuje?
Łucja znacząco zamilkła.

A w domu Halina wciąż czekała. Że Marek do niej wróci, iż znów będą rozmawiać jak dawniej, iż znowu zainteresuje się jej sprawami, szkolnymi osiągnięciami Kingi, ich wspólnymi planami. Ale Marek zdawał się żyć w równoległym świecie.
— Jak w pracy? — pytała Halina, gdy wreszcie wracał.
— Normalnie — odpowiadał, nie odrywając wzroku od telefonu.
— Kinga miała dziś akademię. Tak ładnie recytowała wiersz.
— Aha.
— Marek, słyszysz mnie?
— Słyszę, słyszę. Zuch z naszej Kingi.
Ale po jego twarzy znać było, iż nie słyszy nic poza dźwiękami z telefonu.

Stopniowo Halina przestała mu opowiadać o swoich sprawach. Po co, skoro nie słucha? Zaczęła pracować na cały etat zamiast połowy, zapisała się na angielski, częściej spotykała z przyjaciółkami. Życie powoli się układało, tylko było jakby niepełne, jakby brakowało czegoś ważnego.
— Mamo, a dlaczego tata nie idzie ze mną na lodowisko? — spytała kiedyś Kinga.
— Tata jest zajęty, słoneczko.
— A dawniej chodził.
— Dawniej nie był taki zajęty.
— A kiedy przestanie być zajęty?
Halina nie wiedziała, co odpowiedzieć. Kiedy? Nigdy?

Tamtego wieczora postanowiła dojść do porozumienia. Czekała, aż Kinga zaśnie, przygotowała kolację, nakryła do stołu. Marek wrócił o wpół do jedenastej.
— Siadaj, zjedzmy — powiedziała. — Musimy pogadać.
— O czym? — Marek zmęczony opadł na krzesło, telefon trzymając w dłoni.
— Odłóż telefon. Proszę.
Niechętnie odłożył go ekranem do dołu.
— Marku, co się z nami dzieje? My nie żyjemy, my tylko egzystujemy. Przyszedłeś, jesz, śpisz, wychodzisz. Nie rozmawiamy, nie chodzimy nigdzie, choćby z córką prawie nie przestajesz.
— Halo, ja pracuję. Muszę rodzinę utrzymać.
— Ale rodziny przecież nie ma! Są ja
Marzena oparła głowę o jego ramię, patrząc jak Kasia już śpiąca przytula pluszowego misia – jej przyszłość, jak się okazało, potrafiła być piękniejsza niż wszystko, co kiedykolwiek sobie wyobrażała.

Idź do oryginalnego materiału