Samozbiory wracają do łask. Dzieci w krzakach, a rodzice przecierają oczy ze zdumienia

gazeta.pl 6 godzin temu
Kilkanaście lat temu, podczas wakacji u dziadków na wsi, zbieraliśmy owoce pachnące słońcem. Współczesne dzieci, zwłaszcza te mieszkające w dużych miastach, nie mają takich wspomnień. Na szczęście coraz więcej plantacji otwiera swoje podwoje i zaprasza rodziny na samozbiory.
Dzieci z dużych miast jedzą maliny kupione w plastikowych pojemnikach, a smaku lekko kwaśnego agrestu często... nie znają. Zrywanie truskawek czy malin prosto z krzaka, jest dla nich czymś abstrakcyjnym i często nieosiągalnym.


REKLAMA


Samozbiory to genialny pomysł? "Ja sam!"
W świecie, w którym zakupy robimy w supermarkecie albo zamawiamy je przez internet, wizyta na plantacji borówek czy wyprawa na wielkie pole truskawek to dla wielu coś, o czym mogą tylko pomarzyć. Choć mogłoby się wydawać, iż współczesne dzieci nie potrzebują już takich "atrakcji", rzeczywistość bywa zupełnie inna.
Samozbiory, o których ostatnimi czasy robi się coraz głośniej, często okazują się strzałem w dziesiątkę. To nie tylko sposób na spędzenie czasu w świeżym powietrzu. Dla najmłodszych to prawdziwa przygoda. Można chodzić między krzakami, zrywać owoce i cieszyć się sprawczością "to ja zebrałem, ja sam!".


Rodzice przecierają oczy ze zdumienia
Coraz częściej przeglądając lokalne grupy w mediach społecznościowych albo przejeżdżając przez podmiejskie drogi, trafiamy na ogłoszenia: "Samozbiory truskawek, zapraszamy", "Borówki prosto z krzaka, zapraszamy na zbiory". Jeszcze kilka lat temu była to ciekawostka, dziś to niemal obowiązkowy punkt letniego kalendarza wielu rodzin. I trudno się dziwić, bo to coś więcej niż tylko sposób na tańsze owoce. To mała wyprawa, przygoda, kontakt z naturą. I w końcu prawdziwa frajda dla najmłodszych.
- Myślałam, iż wytrzyma góra 15 minut, a Zosia przez godzinę buszowała między krzakami i z dumą niosła swój koszyk. choćby nie chciała, żebym jej pomagała - opowiada Marta, mama 4-latki.


- Syn nie tylko zjadł więcej truskawek niż w domu przez cały rok, ale jeszcze potem przez tydzień opowiadał babci, iż sam je zebrał. I rzeczywiście zrobił to samodzielnie. To była dla niego prawdziwa frajda - mówi Ewelina, mama 7-letniego Bartka.
To, co dla wielu rodziców jest powrotem do dzieciństwa, dla niektórych współczesnych dzieci staje się zupełnie nowym doświadczeniem. Bo nie każde dziecko wie, jak rośnie truskawka, nie każde miało okazję jeść maliny prosto z krzaka i nie każde ma dziadków na typowej polskiej wsi.
Polacy wyruszyli na samozbiory
Dziś wcale nie trzeba przemierzać setek kilometrów, by poczuć smak owoców czy warzyw zerwanych prosto z krzaka. Wiele takich miejsc znajduje się bowiem na obrzeżach, a niektóre plantacje można znaleźć także w miastach.
O tym, iż samozbiory cieszą się dużą popularnością czytamy na stronie polskiesuperowoce.pl. "78 proc. badanych deklaruje, iż jest zainteresowanych samozbiorami polskich warzyw i owoców". To spory wzrost, bo jeszcze dwa lata wcześniej podobne zainteresowanie wykazywało 70 proc. badanych.


Eksperci wyjaśniają, iż ta zmiana podyktowana jest m.in. tym, iż "polska żywność zyskała w oczach konsumentów w czasie ubiegłorocznych protestów rolników i sadowników".


Rodziny coraz częściej szukają też kontaktu z naturą: z dala od ekranów, zgiełku miasta i plastikowych opakowań. Rodzice chcą pokazać dzieciom, skąd naprawdę biorą się owoce i jak wyglądają prawdziwe plantacje, a najmłodsi nie kryją zachwytu. Ręce ubrudzone borówkami, buzia cała w soku z malin... tak właśnie wygląda prawdziwe dzieciństwo.
Przygoda i oszczędność
Samozbiory są nie tylko wspaniałą wakacyjną przygodą, ale też okazją do oszczędności. Ceny owoców zbieranych samodzielnie na plantacjach są zwykle niższe niż w sklepach czy na targach. Za kilogram truskawek, malin czy borówek zapłacimy prawie o połowę mniej. Dodatkowym plusem jest to, iż często podczas zbiorów dzieci mogą podjadać owoce prosto z krzaka, bez dodatkowych opłat.
Idź do oryginalnego materiału