Smartfon zamiast książki, ekran zamiast rozmowy
Od 2010 roku szkoły zmieniają się szybciej niż programy nauczania. Coraz częściej w klasie więcej uwagi poświęca się temu, co dzieje się na ekranie telefonu niż temu, co mówi nauczyciel. Młodzi wychowani w całkowicie cyfrowym świecie, realne życie z tym wirtualnym traktują adekwatnie na równi.
Z raportu "Zatrzymać smartwicę", który opracowano w Klubie Jagiellońskim na zlecenie jednej z partii politycznych, wynika, iż dzieci coraz mniej czasu spędzają z rówieśnikami, a coraz więcej z urządzeniami. Liczby mówią same za siebie – od 2012 roku czas spędzany z kolegami i koleżankami spadł niemal o połowę.
Czy to wpływa na naukę? Bez wątpienia. Autorzy raportu podają, iż średnia ocen uczniów wyraźnie wzrasta tam, gdzie wprowadzono zakaz korzystania z telefonów w szkołach. Dlaczego? Bo telefon nie jest edukacyjnym wsparciem, a rozpraszaczem, który negatywnie wpływa na koncentrację, samopoczucie i wyniki w nauce. Tylko 6 proc. polskich nastolatków używa go do nauki, a niemal połowa korzysta z telefonu prawie bez przerwy – autorzy raportu jasno podkreślają to w podsumowaniu wyników swoich badań.
Ekran zamiast skupienia
Z telefonem w dłoni trudno się skupić – to wiemy wszyscy. Rozpraszamy się treściami z mediów społecznościowych, nie umiemy oderwać się od scrollowania. Ale co innego, gdy chodzi o dorosłego pracownika, a co innego, gdy mówimy o dziecku, które uczy się podstaw myślenia, zapamiętywania i rozwiązywania problemów. Eksperci nie mają wątpliwości – choćby sama obecność telefonu na biurku czy na szkolnej ławce obniża zdolność do rozwiązywania zadań i zapamiętywania informacji.
Dodatkowo dominującą aktywnością w sieci nie jest oglądanie filmów edukacyjnych, ale przeglądanie mediów społecznościowych i bezmyślne scrollowanie. A filmy z TikToka, Instagrama czy skróty z YouTube – jak podkreślają autorzy raportu – sprzyjają raczej ciągłemu porównywaniu się z innymi i konsumpcji szybkich bodźców, niż nauce.
Najbardziej niepokojące dane dotyczą dziewczynek. To one w największym stopniu odczuwają negatywne skutki korzystania ze telefona – zarówno w obszarze zdrowia psychicznego, jak i wyników w nauce. Raport podaje przykład Norwegii, gdzie po wprowadzeniu zakazu telefonów w szkołach, liczba wizyt u specjalistów spadła o 60 proc., a wyniki uczennic wyraźnie się poprawiły. Bez oglądania treści, które nie dotyczą realnych problemów czy wyglądu, dziewczynki przestają się aż tak porównywać z wyidealizowanymi tworami z sieci i ciąży na nich samych mniejsza presja.
Polska bez regulacji, ale z problemem
Czy w Polsce możemy zrobić to samo? Niestety, obecne prawo nie pozwala szkołom na wprowadzenie pełnego zakazu używania telefonów. Jak czytamy w raporcie, art. 99 pkt 4 Prawa oświatowego nie daje wystarczającej podstawy do takich działań.
O tym, iż telefony powinny być zakazane w szkołach, mówił już publicznie Marszałek Sejmu Szymon Hołownia oraz szef partii Ruch Narodowy Bosak. Ten pierwszy choćby poczynił już kroki, by w Prawie oświatowym pojawił się zapis o niewnoszeniu na teren placówki urządzeń cyfrowych przez uczniów.
Inne kraje, takie jak Hiszpania, Australia czy wspomniana Norwegia, pokazują, iż dobrze przemyślane regulacje przynoszą realne korzyści. Autorzy raportu postulują więc, by prawo w Polsce jasno dopuszczało wprowadzenie zakazu, ale też by decyzje były poprzedzone szerokimi konsultacjami z rodzicami, uczniami i nauczycielami.
Potrzebujemy nie tylko zakazów, ale i edukacji
Zakaz to jednak nie wszystko. Smartwicy nie zatrzymamy samymi przepisami – potrzebna jest edukacja i profilaktyka. Autorzy raportu proponują wprowadzenie w nowym przedmiocie, czyli edukacji zdrowotnej sekcji, która obejmowałby tematykę uzależnień cyfrowych. Co więcej, sugerują, by prawo do posiadania telefonu w szkole było powiązane z obowiązkiem zaliczenia takiego kursu.
Wśród innych propozycji pojawiają się m.in. ograniczenia wiekowe w mediach społecznościowych, obowiązkowa weryfikacja wieku, a choćby opodatkowanie platform cyfrowych, z którego dochody wspierałyby system ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży.
Na koniec warto przypomnieć, iż zanim zmieni się prawo, zanim szkoły dostaną nowe wytyczne, to w domu zaczyna się cyfrowa higiena. Nie tylko uczniowie, ale przede wszystkim ich rodzice powinni być edukowani o mądrym korzystaniu z technologii. Rozmowa, wspólne ustalanie zasad korzystania z telefonu, a czasem zwykłe odłożenie własnego telefona, mogą zdziałać więcej, niż się wydaje. Dzieci i młodzież najwięcej bowiem uczą się z zachowań dorosłych, których obserwują na co dzień, a następnie (często choćby nieświadomie) powielają ich wybory.
Smartwica to nie trend, tylko ostrzeżenie. jeżeli dziś nie zatrzymamy tej fali, jutro możemy obudzić się w świecie, w którym nasze dzieci będą umieć w sekundę odnaleźć treści na TikToku, ale będą miały trudność w samodzielnym napisaniu prostego wypracowania.