Świetnie, Irenko. Znalazłaś swoje szczęście!

newsempire24.com 1 dzień temu

Noś się dzielnie, Irenko. Znalazłaś swoje szczęście.

Irena była najmniej rzucającą się w oczy gością na urodzinach Małgosi. Dziewczyny razem chodziły do technikum. Małgosia szerokim gestem zaprosiła wszystkich, którzy mogą przyjść, ale wiele koleżanek wyjechało na weekend do rodzinnych wiosek. Irena, skromna i cicha, odważyła się skorzystać z zaproszenia.

Przecież nigdzie nie wychodzi, a niedawno też skończyła osiemnaście lat, tak jak Małgosia. Tylko iż swojego święta z gośćmi nie obchodziła

Nie miała bliskich przyjaciółek, a rodzice namówili ją, żeby spędziła dzień domowo, rodzinnie, z babcią i dziadkiem.

No i wyszło: urodziny jak w przedszkolu, jak i teraz pomyślała smutno.

Oczywiście, kochała swoich bliskich, ale nie rozumiała, kiedy wreszcie stanie się dorosła i niezależna. Kiedy któryś chłopak zauważy jej kobiecość, tę delikatną urodę i czułość?

Irena marzyła o miłości, ale wstydziła się siebie. Nie była tak błyskotliwa jak Małgosia czy jej koleżanka Kasia. Dziewczyny śmiało się malowały, ubierały modnie, czasem choćby zbyt odważnie, zwłaszcza na zajęciach w szkole, za co dostawały uwagi od nauczycieli.

A Irenę zawsze ubierała mama, a swetry robiła babcia. I trochę się gniewała, iż wnuczka nie nosi ich zbyt często. A Irena po prostu nie mogła wyjść w staromodnych swetrach babci i zakładała je tylko w domu, oczywiście zimą.

Tego wieczoru u Małgosi zebrała się paczka z technikum. Było ich dwanaścioro. Kiedy impreza się rozkręciła i zaczęły się tańce, Irena wyszła z mieszkania i usiadła na ławce pod blokiem.

Nawet nie zauważyli, iż wyszła. Dziewczyna wstydziła się obcych chłopaków. Choć i tak nikt na nią nie zwracał uwagi. Może to właśnie najbardziej ją bolało?

Spojrzała na zegarek.

Powinnam już iść, mama pewnie się martwi pomyślała. Obiecałam, iż nie wrócę późno

Nagle z klatki wyszedł chłopak. Nie był gościem Małgosi.

Usiadł na skraju ławki i zamyślony spojrzał na okna Małgosi na drugim piętrze. Stamtąd dobiegała muzyka i śmiech.

Też stamtąd? zapytał nagle Irenę. Skinęła głową w stronę okien.

No i jak tam Małgosia? Tańczy? Bawi się? znów spytał, a w jego oczach było coś smutnego.

Tym razem Irena odważyła się zapytać:

A co? Nie słychać? Ta, bawią się

No tak. Od święta odparł. A ja w swoje urodziny choćby nie świętowałem. No, herbata z ciastem w rodzinnym gronie. Jak w przedszkolu

Irena uniosła brwi.

U mnie tak samo. A ty jesteś jej znajomym? wskazała na okna.

I tak, i nie. Chciałbym się z nią zaprzyjaźnić, ale ona choćby na mnie nie patrzy. choćby na urodziny nie zaprosiła. A przecież od lat jesteśmy sąsiadami. Wie, jak do niej podchodzę

Zamilkł. Irena westchnęła ze zrozumieniem, a potem nagle powiedziała:

Nie przejmuj się. Ja też tak mam. Ale po co? I tak nikt tego nie widzi. Wyszłam stamtąd, i nikt nie zauważył. Znaczy, jestem niewidzialna. Jestem czy mnie nie ma nikomu to nie robi różnicy

No co ty spróbował ją pocieszyć. Chociaż masz rację. Są tacy ludzie. Jak my. Pechowcy

Nie, nie to. Nienachalni, raczej. Może to choćby zaleta w pewnym sensie. Jest w tym niezależność, a choćby wolność.

Tak myślisz? zdziwił się jej słowom. A, tak w ogóle, jestem Paweł. A ty?

Irena.

Jeszcze chwilę posiedzieli, przysłuchując się muzyce, raz po raz zerkając na okna. Może każdy z nich liczył, iż zaraz Małgosia wyjrzy i zawoła ich do środka tańczyć i świętować. Ale nikt nie wołał

Miło było cię poznać powiedziała grzecznie Irena ale muszę już iść. Obiecałam, iż nie będę długo

Może cię odprowadzę? Choćby do przystanku.

Szli przez park, rozmawiając i mimowolnie uśmiechając się do siebie.

Paweł nagle poczuł, iż jego uwaga sprawia dziewczynie radość, iż jest jej przyjemna i potrzebna! Zobaczył to w delikatnym rumieńcu na jej policzkach z dołeczkami, w jej oczach, które odwracała, gdy patrzył na jej długie rzęsy.

Zaczął żartować, opowiadać śmieszne historie ze swojego życia. Mógłby tak mówić i mówić, byle tylko słyszeć jej dźwięczny śmiech i być z nią dłużej.

Dotarli do przystanku. Irena podziękowała i zaczęła się żegnać, ale on nie chciał iść, dopóki nie wsiądzie do autobusu. Irena niby przypadkiem przepuściła pierwszy i wsiadła dopiero do drugiego

Wychylając się przez okno, pomachała Pawłowi, jakby znali się od lat.

A on stał jeszcze chwilę na przystanku, nie mogąc odejść. Jakby zaczarowała go ta miła dziewczyna z wyrazistymi oczami i dołeczkami.

Odwrócił się w końcu i ruszył w stronę domu. I nagle zrozumiał, iż bardzo chce zobaczyć Irenę jeszcze raz. A nie wziął ani numeru, ani adresu I czy tak w ogóle można? Od razu. Niewygodnie.

Nazajutrz wpadł do Małgosi. Zapukał w drzwi, a gdy otworzyła, skrzywiła się:

Znowu ty Nie pójdę z tobą, Paweł. Nigdy. Mówiłam ci

Nie o to chodzi zawstydził się. Chciałem cię oczywiście zaprosić Ale potrzebuję numeru twojej koleżanki. Była tu wczoraj. Muszę jej coś oddać Zostawiła coś na ławce Daj numer, proszę.

Czyj? zdziwiła się.

Ma na imię Irena.

Irena? Jaka Irena? zastanowiła się. A, Irka No nieźle! Zaraz, czekaj.

Po chwili wręczyła mu karteczkę.

Romeo i Irka, cicha myszka Kiedy ona zdążyła? uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.

A Paweł, szczęśliwy, pobiegł do domu jak z talizmanem.

Cały dzień układał w głowie rozmowę i denerwował się. A wieczorem zadzwonił.

Zaprosił ją na spacer i obiecał lody. Ku jego radości, Irena chęt

Idź do oryginalnego materiału