Znalazłam się w sytuacji, w której nie mogłam już dłużej wytrzymać.
Kasia myła gąbkę i próbowała zeskrobać zaschnięte plamy z kuchenki. Teściowa znów coś gotowała i, jak zwykle, nie posprzątała po sobie. Mleko wykipiało, kasza przypaliła się, a teraz wszystko to zaschło na emalii.
Kasiu! rozległ się głos Haliny Janowskiej z pokoju. Zostaniesz tam do rana? Chcę herbaty!
Kasia westchnęła, opłukała gąbkę i postawiła czajnik. Była już dziewiąta wieczorem, ona ledwo wróciła z pracy, a teściowa cały dzień siedziała w domu, ale nie potrafiła sama sobie zaparzyć herbaty.
Już niosę, Halino Janowska! odpowiedziała, starając się, by w jej głosie nie brzmiało rozdrażnienie.
Tymczasem Jacek oglądał telewizor w sąsiednim pokoju, choćby nie podniósł głowy, gdy żona przechodziła obok z tacą. Tak było codziennie. Wracał z pracy, jadł kolację i siadał przed telewizorem. A wszystko inne dom, matka, gospodarstwo to już były obowiązki Kasi.
Zapomniałaś o cukrze! burknęła niechętnie Halina Janowska, gdy Kasia postawiła przed nią filiżankę. I ciastek nie ma. Jak pić herbatę bez ciastek?
Ciastka skończyły się wczoraj cicho odpowiedziała Kasia. Jutro kupię.
No widzisz, nie pilnujesz! A za moich czasów gospodyni zawsze wiedziała, co jest w domu, a czego nie. Ja sama wychowałam Jacka, dom trzymałam w porządku i jeszcze pracowałam. A wy, młodzi, tylko po sklepach się włóczycie i w telefonach gaworzycie.
Kasia milczała. Kłócić się nie miało sensu, już to zrozumiała. Halina Janowska zawsze znajdzie powód do narzekania. Albo zupa za słona, albo kurz gdzieś niedoczyszczony, albo telewizor za głośno włączony, albo za cicho. Czasem Kasi wydawało się, iż teściowa specjalnie szuka powodów, by jej dogryźć.
A Ulę znów nie odebrałaś z przedszkola ciągnęła Halina Janowska, popijając herbatę. Dzwoniła wychowawczyni, pytała, gdzie mama. Wstyd mi było, naprawdę.
Prosiłam, żebyście odebrali, miałam zebranie do siódmej próbowała wytłumaczyć Kasia.
A ja co, niańka jestem? Mam swoje sprawy. Za moich czasów kobiety i pracowały, i same dzieci wychowywały, bez niań i babć.
Kasia wyszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Ręce trzęsły jej się z bezsilności. Ula siedziała w świetlicy do wpół do ósmej, płakała, bo wszystkie dzieci już poszły do domu. A Halina Janowska cały dzień była w domu, oglądała telewizję, ale nie mogła odebrać wnuczki.
W sypialni na stole leżał stos rysunków Uli. Dziewczynka każdego dnia przynosiła coś z przedszkola albo rysunek, albo laurkę. Pokazywała mamie, opowiadała, jak to robiła. A potem pytała:
Mamo, a dlaczego babcia na mnie nie patrzy? Pokazuję jej rysunek, a ona się odwraca.
Jak wytłumaczyć sześcioletniemu dziecku, iż babcia uważa je za przeszkodę? Że odkąd zamieszkali u Haliny Janowskiej, starsza pani ciągle narzeka, iż w domu hałas, iż dziecko wszystko rusza, wszystko psuje.
A zaczęło się tak pięknie. Kiedy Jacek przyprowadził Kasię na pierwsze spotkanie, Halina Janowska była uprzejma, wypytywała o pracę, rodzinę. choćby powiedziała:
Dobra dziewczyna, Jacku. Widać, iż dobrze wychowana. Żeń się, najwyższy czas.
Wesele było skromne, ale wesołe. Halina Janowska pomagała z przygotowaniami, krzątała się, cieszyła. Kasia myślała, iż mają szczęście do rodziny, iż teściowa będzie jak druga matka.
Kiedy urodziła się Ula, Halina Janowska początkowo była zachwycona. Wnuczka, ślicznotka, mądra! Pomagała z dzieckiem, gotowała zupy, prasowała pieluszki. Kasia pracowała na pół etatu, ogarniała dom i malucha.
Ale z czasem coś się zaczęło zmieniać. Najpierw drobne przytyki: pieluszka źle założona, kaszka za rzadka. Potem uwagi stawały się ostrzejsze.
Ty w ogóle nie rozumiesz dzieci? oburzała się Halina Janowska. Jacek w jej wieku sam jadł, a twoja choćby łyżką nie trafi do buzi!
Ma dopiero rok i trzy miesiące cicho odpowiadała Kasia.
No właśnie! Rozpuściłaś! Ja Jacka wychowywałam twardą ręką, i proszę, wyrósł na porządnego człowieka.
Jacek zwykle w takich rozmowach nie uczestniczył. Wracał z pracy zmęczony, jadł kolację i siadał przed telewizorem. Na uwagi matki tylko kiwał głową lub machał ręką.
Mamo, nie czepiaj się czasem mówił. Kasia dobrze sobie radzi.
Ale częściej milczał. A gdy Kasia próbowała z nim rozmawiać, skarżyła się na ciągłą krytykę, Jacek wzruszał ramionami.
Nie przejmuj się. Mama taka jest, lubi wszystko kontrolować. Poczekaj, przyzwyczai się.
Tyle iż Halina Janowska się nie przyzwyczajała. Wręcz przeciwnie, z każdym rokiem stawała się bardziej wymagająca i kapryśna. Zwłaszcza po tym, jak wprowadzili się do jej mieszkania. Ich kawalerka była za ciasna dla rodziny z dzieckiem, a Halina Janowska miała dwupokojowe, w dobrej dzielnicy.
Przeprowadźcie się zaproponowała. Po co wam dodatkowe wydatki? I mnie raźniej będzie.
Na początku faktycznie było wygodnie. Ula dostała własny pokój, nie musieli płacić za wynajem. Ale bardzo gwałtownie Kasia zrozumiała, iż wpadła w pułapkę.
To mój dom przypominała Halina Janowska przy każdej okazji. I tu moje zasady. Nie podoba się możecie się wyprowadzić.
A wyprowadzić się nie było gdzie. Na wynajem brakowało pieniędzy, na własne mieszkanie trzeba było długo oszczędzać. Jacek na rozmowy o wyprowadzce odpowiadał:
Co ty, po co dodatkowe wydatki? Mama ma rację, tu jest wygodnie.
Wygodnie było tylko jemu. Żył z matką przed ślubem i tak samo żył po ślubie. Mama gotowała, prała, sprzątała. Tylko teraz robiła to Kasia.
Halino Janowska, może pani pójdzie po chleb? pewnego dnia poprosiła Kasia. Ula ma gorączkę, nie chcę jej ciągnąć na dwór.
A ja jestem służąca? obraziła się teściowa. Chleb to twój obowiązek. Ja swoje już odrobiłam.
Ale jednocześnie codziennie znajdowała czas,