Synowa znosiła, aż w końcu wybuchła

newskey24.com 5 dni temu

Narzeczona znosiła, aż w końcu wybuchła.
Kasia wzięła gąbkę i zaczęła szorować zaschnięte plamy na kuchennej płycie. Teściowa znowu coś gotowała i, jak zwykle, zostawiła bałagan. Mleko wykipiało, kasza przypaliła się, a teraz wszystko zastygło na emalii.

Kasiu! dobiegł z pokoju głos Weroniki Stanisławówny. Długo jeszcze będziesz się tam grzebać? Chcę herbaty!

Kasia westchnęła, wypłukała gąbkę i postawiła czajnik. Była już dziewiąta wieczorem, właśnie wróciła z pracy, a teściowa cały dzień siedziała w domu, ale nie potrafiła sobie zaparzyć herbaty.

Już niosę, Weroniko Stanisławno! odkrzyknęła, starając się, by w głosie nie słychać było irytacji.

Tymczasem Szymon oglądał telewizję w sąsiednim pokoju, choćby nie podniósł głowy, gdy żona przechodziła obok z tacą. Tak było codziennie. Wracał z pracy, jadł kolację i siadał przed telewizorem. A wszystko inne dom, matka, gospodarstwo to były obowiązki Kasi.

Zapomniałaś cukru! burknęła Weronika Stanisławna, gdy Kasia postawiła przed nią filiżankę. I ciastek nie ma. Jak pić herbatę bez ciastek?

Ciastka skończyły się wczoraj cicho odpowiedziała Kasia. Jutro kupię.

Widzisz, nie pilnujesz! Za moich czasów gospodyni zawsze wiedziała, co jest w domu, a czego nie. Sama wychowałam Szymona, dom trzymałam w porządku i jeszcze pracowałam. A wy, młodzi, tylko po sklepach się włóczycie i w telefonach gapicie.

Kasia milczała. Kłócić się nie miało sensu już to zrozumiała. Weronika Stanisławna zawsze znajdzie powód do narzekania. Raz zupa za słona, raz kurz niedokładnie wytarty, raz telewizor za głośny, raz za cichy. Czasem Kasi wydawało się, iż teściowa specjalnie szuka powodów, by ją skrytykować.

A Twoją Olę znowu nie odebrałaś z przedszkola ciągnęła Weronika Stanisławna, popijając herbatę. Dzwoniła wychowawczyni, pytała, gdzie mama. Wstyd mi było, słowo daję.

Prosiłam, żebyście ją odebrali, miałam zebranie do siódmej próbowała wytłumaczyć Kasia.

A ja co, niańka jestem? Mam swoje sprawy. Dawniej kobiety pracowały i same dzieci wychowywały, bez niań i babć.

Kasia wyszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Ręce trzęsły się z bezsilności. Ola czekała w świetlicy do siódmej, płakała, bo wszystkie dzieci już poszły do domu. A Weronika Stanisławna cały dzień siedziała w domu, oglądała telewizję, ale nie mogła odebrać wnuczki.

W sypialni na stole leżał stos rysunków. Ola codziennie przynosiła coś z przedszkola rysunek, wyklejankę. Pokazywała mamie, opowiadała, jak to robiła. A potem pytała:

Mamo, a dlaczego babcia na mnie nie patrzy? Pokazuję jej rysunek, a ona się odwraca.

Jak wytłumaczyć sześciolatce, iż babcia uważa ją za przeszkodę? Że odkąd zamieszkali u Weroniki Stanisławówny, starsza kobieta ciągle narzeka, iż w domu hałas, iż dziecko wszędzie wchodzi, wszystko niszczy.

A przecież zaczęło się dobrze. Gdy Szymon przyprowadził Kasię na pierwsze spotkanie, Weronika Stanisławna była uprzejma, pytała o pracę, o rodzinę. choćby powiedziała:

Dobra dziewczyna, Szymku. Widać, iż wychowana. Żeń się, najwyższy czas.

Ślub był skromny, ale wesoły. Weronika Stanisławna pomagała z przygotowaniami, krzątała się, cieszyła. Kasia myślała, iż ma szczęście do rodziny, iż teściowa będzie jak druga matka.

Gdy urodziła się Ola, Weronika Stanisławna przez pierwsze miesiące była zachwycona. Wnuczka, ślicznotka, mądra dziewczynka! Pomagała z dzieckiem, gotowała zupy, prasowała pieluszki. Kasia pracowała na pół etatu, ogarniała dom i maleństwo.

Ale powoli coś się zmieniło. Najpierw drobne uwagi: pielucha źle założona, kaszka za rzadka. Potem zaczęły się poważniejsze zarzuty.

Ty w ogóle nie znasz się na dzieciach? oburzała się Weronika Stanisławna. Szymon w jej wieku sam jadł, a Twoja choćby łyżki nie umie trzymać!

Ma dopiero rok i trzy miesiące cicho odpowiadała Kasia.

Właśnie! Rozpieszczasz! Ja Szymka wychowywałam twardo i wyrosł na porządnego człowieka.

Szymon zwykle w takich rozmowach nie uczestniczył. Wracał zmęczony, jadł kolację i siadał przed telewizorem. Na uwagi matki tylko kiwał głową lub machał ręką.

Mamo, nie czepiaj się czasem mówił. Kasia dobrze sobie radzi.

Ale częściej milczał. A gdy Kasia próbowała z nim porozmawiać, poskarżyć się na nieustanną krytykę, Szymon wzruszał ramionami.

Nie przejmuj się. Mama taka jest, lubi kontrolować. Poczekaj, przyzwyczai się.

Tyle iż Weronika Stanisławna się nie przyzwyczaiła. Wręcz przeciwnie z każdym rokiem stawała się bardziej wymagająca i kapryśna. Zwłaszcza po tym, jak wprowadzili się do jej mieszkania. Ich kawalerka była za ciasna dla rodziny z dzieckiem, a Weronika Stanisławna miała dwupokojowe w dobrej dzielnicy.

Wprowadźcie się zaproponowała. Po co wam dodatkowe wydatki? I mnie raźniej będzie.

Na początku faktycznie było wygodnie. Ola dostała swój pokój, nie trzeba było płacić czynszu. Ale gwałtownie Kasia zrozumiała, iż wpadła w pułapkę.

To mój dom przypominała Weronika Stanisławna przy każdej okazji. I moje zasady tu obowiązują. Nie pasuje możecie się wyprowadzić.

A wyprowadzić się nie było gdzie. Na wynajem nie starczało pieniędzy, na własne mieszkanie trzeba było długo oszczędzać. Szymon na rozmowy o wyprowadzce odpowiadał:

Co ty, po co dodatkowe wydatki? Mama ma rację, tu jest wygodnie.

Wygodnie było tylko jemu. Żył z matką przed ślubem i dalej tak żył. Mama gotowała, prała, sprzątała. Tylko teraz robiła to Kasia.

Weroniko Stanisławno, może pójdziecie po chleb? pewnego dnia poprosiła Kasia. Ola ma gorączkę, nie chcę jej ciągnąć na dwór.

A ja co, służąca jestem? obrazi

Idź do oryginalnego materiału