"Tata już z nami nie mieszka". I nikt mnie nie przygotował, jak to powiedzieć
"Nie sądziłam, iż to się stanie. Że mnie to spotka. Że któregoś dnia odkryję, iż mój mąż – człowiek, z którym miałam dzielić życie – od dawna dzieli je też z kimś innym. Że cały mój misternie składany plan na 'rodzinne szczęście' po prostu się rozpadnie, jakby nigdy nie był prawdziwy.
Patrzę dziś na liczby – w Polsce rozwodzi się niemal co trzecie małżeństwo. W dużych miastach – prawie co drugie. Myślałam, iż te statystyki mnie nie dotyczą. Że jesteśmy inni, silniejsi, bardziej świadomi. A jednak. Rozpad rodziny nie dzieje się nagle. Dzieje się po cichu. Wieczorem, kiedy dziecko śpi w pokoju obok, a ja wpatruję się w sufit i próbuję zrozumieć, dlaczego mój mąż przez cały czas nie wrócił z pracy i kiedy dokładnie zaczęliśmy 'znikać'.
Miało być "na zawsze"...
Nie wiem, co zabolało mnie bardziej – zdrada, czy to, iż tak długo nie widziałam jej oznak. Że ufałam. Że wierzyłam, iż problemy da się przepracować, jeżeli tylko bardzo się chce. A potem przyszedł ten moment. Jeden telefon, jedna wiadomość, jedno spojrzenie, po którym nic już nie było tak jak dawniej. I wszystko runęło.
Zostałam sama. Z decyzją o rozwodzie, z rozbitą wiarą w siebie, z dzieckiem, które patrzy na mnie oczami pełnymi pytań, na które nie umiem odpowiedzieć. To nie była tylko utrata partnera. To było zawalenie się całego świata, który miał być bezpieczny.
Najtrudniejsze w tym wszystkim nie było podpisanie papierów. Najtrudniejsze było spojrzenie w oczy dziecku i powiedzenie: 'Tata już z nami nie mieszka'. Jak to się mówi komuś, kto ma cztery lata i dla którego tata jest całym wszechświatem?
Dziecko nie rozumie słów: 'Zdradził mnie', 'straciłam zaufanie', 'nie było już powrotu'. Dla niego rozstanie to coś o wiele prostszego – i właśnie dlatego tak bolesnego. Tata nie czyta już bajek na dobranoc. Nie je z nami śniadań. Nie całuje przed snem. choćby jeżeli pojawia się w weekendy – to już nie to samo. To już inny dom. Inna wersja nas.
Jak to powiedzieć?
Nie chciałam mówić. Czekałam. Może się jeszcze opamięta. Może wróci. Może to był tylko kryzys. Ale dzieci wiedzą. Czują. Wyczuwają napięcie, którego nie jesteśmy w stanie ukryć. Lepiej było powiedzieć. Nie wszystko, ale tyle, ile dziecko mogło unieść.
'Mama i tata nie będą już razem mieszkać, ale oboje cię bardzo kochamy'.
'To nie twoja wina. To coś, co wydarzyło się między dorosłymi'.
'Choć teraz wszystko wygląda inaczej, jedno się nie zmienia – zawsze będziemy przy tobie'.
Nie wiem, czy powiedziałam to dobrze. Wiem tylko, iż próbowałam być spokojna. Że nie chciałam, by moje dziecko musiało dźwigać bagaż, który choćby dla mnie jest zbyt ciężki. Ono nie potrzebuje całej prawdy. Potrzebuje tylko miłości i pewności, iż nie zostało samo.
A ja? Czy ja sobie radzę?
Nie. Nie codziennie. Są dni, kiedy wstaję z łóżka tylko dlatego, iż muszę dać dziecku śniadanie. Są noce, kiedy płaczę w poduszkę, żeby ono nie usłyszało. Są chwile, kiedy mam ochotę zadzwonić do niego i wrzeszczeć: 'Dlaczego mi to zrobiłeś?'.
Ale wiem, iż muszę iść dalej. Krok po kroku. Dzień po dniu. choćby jeżeli czasem idę na kolanach.
Mam prawo do bólu. Do gniewu. Do rozpaczy. Do tego, żeby się rozsypać i znów się pozbierać. Nie jestem idealna. Nie chcę być. Chcę być prawdziwa. Chcę pokazać mojemu dziecku, iż świat się nie kończy, kiedy ktoś cię zrani. Że można się podnieść. I żyć – może inaczej, ale wciąż z sensem.
Uczę się żyć od nowa...
Szukam wsparcia. Czasem to przyjaciółka, czasem terapeutka. Czasem zupełnie obca kobieta z forum, której nigdy nie spotkałam, a która napisała słowa, jakich akurat potrzebowałam. I wiem jedno: nie jestem sama. Takich jak ja jest więcej. Tysiące. Milczących, walczących, uczących się życia od nowa.
Rozwód nie musi oznaczać końca rodziny. Może być początkiem. Może mniej klasycznym, ale bardziej uczciwym. Dziecko nie potrzebuje idealnych rodziców. Potrzebuje obecnych, kochających, prawdziwych. choćby jeżeli mieszkają osobno.
Nie jestem porażką. Jestem kobietą, która została zdradzona, ale nie została złamana. Jestem mamą, która się podnosi. Dla siebie. Dla dziecka. Dla życia, które jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).