Teściowa uważała, iż wie lepiej
Kamila drgnęła na dźwięk głośnego telefonu. Na ekranie migotało „Barbara Nowak”. Teściowa dzwoniła już trzeci raz tego ranka. Kamila wzięła głęboki oddech, zebrała siły i nacisnęła zieloną słuchawkę.
— Tak, Barbaro, słucham.
— Kamila, dlaczego nie odbierasz? — głos teściowej brzmiał wyraźnie z pretensją. — Dzwonię i dzwonię!
— Gotowałam jaglankę dla Julki, ręce miałam zajęte — skłamała Kamila, choć w rzeczywistości po prostu nie chciała po raz setny słuchać, jak źle wychowuje dziecko.
— Znowu te jaglanki! Mówiłam ci — dzieci potrzebują mięsa! Mój Wojtuś wychował się na mięsie, patrz, jaki zdrowy! A twoja Julka taka blada, wiatr ją zdmuchnie.
Kamila zamknęła oczy i policzyła do pięciu. Ich córka miała ledwie trzy lata, a lekarz zapewniał, iż rozwija się prawidłowo. Po prostu takie urodzenie — po ojcu.
— Barbaro, podajemy jej też mięso. Na obiad będą pulpety.
— No to dobrze! Właśnie dlatego dzwonię. Wpadnę dziś do was, przywiozę rosół. Na kościach, jak Wojtek lubi. I zrobię kotlety, po mojemu. Bo te twoje pulpety…
Kamila skrzywiła się. W słowie „pulpety” zabrzmiał tak wyraźny sarkazm, jakby podawała dziecku truciznę.
— Nie trzeba się trudzić, mamy wszystko — próbowała się sprzeciwić.
— Jaki trud? Babcia chce odwiedzić wnuczkę! Nie zabronisz?
W tym zdaniu zawarła się cała natura teściowej — umiejętność postawienia sprawy tak, by jakakolwiek odpowiedź inna niż zgoda brzmiałaby jak skandal.
— Oczywiście, iż nie, zapraszam — uległa Kamila.
Po rozmowie przyłożyła czoło do chłodnej szyby. Za oknem wirowały pojedyncze płatki śniegu, osiadając na nagich gałęziach. Listopad był chłodny i szary.
— Mamusiu, z kim rozmawiałaś? — z pokoju dziecięcego wyjrzała Julka, ściskając znoszonego pluszowego misia.
— Babcia Basia przyjedzie dziś — uśmiechnęła się Kamila, starając się, by głos brzmiał radośnie.
— Znowu będzie mówić, iż źle jem? — zmarszczyła buzię dziewczynka.
Kamili ścisnęło się serce. choćby dziecko zauważało tę nieustanną krytykę.
— Babcia po prostu bardzo cię kocha i chce, żebyś była zdrowa i silna.
Julka nie wyglądała na przekonaną, ale skinęła głową i wróciła do zabawy.
Kamila zabrała się za sprzątanie. Choć ona i mąż lubili twórczy nieporządek, przed wizytą teściowej mieszkanie musiało lśnić czystością. Inaczej niechybnie usłyszałyby komentarz, iż „w takim chlewie choćby bakterie się zalęgną”.
W ciągu dwóch godzin umyła podłogi, przetarła kurze i upiekła szarlotkę — jedyne swoje ciasto, które teściowa zawsze chwaliła.
Wojtek miał wrócić z pracy na obiad. Oboje pracowali zdalnie — on jako programista, ona graficzka. Ale dziś miał ważne spotkanie z klientem i poszedł do biura.
Dzwonek do drzwi rozległ się punktualnie o czternastej. Barbara Nowak była punktualna jak szwajcarski zegarek.
— No witaj, synowo! — teściowa, niska, pulchna kobieta z farbowanymi na kasztanowo włosami, wkroczyła uroczyście do mieszkania, obładowana torbami. — A gdzie moja księżniczka?
Julka nieśmiało wyjrzała z pokoju.
— Chodź tu, skarbie! Babcia przyniosła smakołyki!
Dziewczynka podeszła i grzecznie podała rączkę do pocałowania. Tego gestu nauczyła ją właśnie Barbara, uważająca, iż dziewczynki powinny być „prawdziwymi damami”.
— Rączkę całuje się tylko dorosłym panienkom — pochyliła się i przytuliła wnuczkKamila spojrzała na nią z bezsilną czułością, wiedząc, iż mimo wszystko babcia jest częścią ich życia, a każda taka wizyta, choć wyczerpująca, toczy się w rytmie odwiecznej rodzinnej gry, w której żadna ze stron nie chce naprawdę przegrać.