To pokolenie wyginie. Sytuacja ze telefonem na egzaminie maturalnym dowodem

mamadu.pl 4 godzin temu
Matura 2025 właśnie ruszyła, ale zamiast skupienia i respektowania zasad, w sieci aż huczy od zdjęć arkuszy i relacji z sal egzaminacyjnych. Młodzi nie tylko łamią przepisy – robią to otwarcie, z dumą i bez cienia strachu przed konsekwencjami. Pokolenie, dla którego telefon jest jak część ciała, przestaje widzieć granicę między światem rzeczywistym a cyfrowym – choćby wtedy, gdy stawką jest ich własna przyszłość.


Smartfon przyklejony do dłoni


Minęła majówka 2025, zaczęły się matury. Dla wielu to powód do stresu (uczniowie i ich rodzice), dla mnie: do wspomnień i refleksji. Bo obserwuję coś, co mnie zwyczajnie niepokoi. Coś, co mówi bardzo wiele o dzisiejszych młodych ludziach. O pokoleniu, które nie zna życia bez telefona i które chyba naprawdę uważa, iż telefon to ich przedłużenie ręki.

W codzienności można to jeszcze jakoś zrozumieć. Oni żyją równocześnie w dwóch rzeczywistościach – tej offline i tej cyfrowej. Od urodzenia otaczają ich rozwiązania technologiczne, o których dzieciaki lat 80. i 90. tylko mogły pomarzyć, a część z nich w ogóle nie była w sferze naszych wyobrażeń. Dziś młodzi przełączają się między tymi dwoma światami błyskawicznie. Przerwa w szkole? W ręce telefon. Czekanie na autobus? Telefon. choćby rozmowa przy stole z telefonem pod blatem. Wydaje się, iż bez niego nie potrafią istnieć.

Ale matura to jednak coś innego. To egzamin państwowy. Obwarowany zasadami. Jedna z najważniejszych chwil w życiu ucznia. Regulamin jasno mówi: żadnych urządzeń elektronicznych, żadnych kontaktów ze światem zewnętrznym. I nie chodzi tu o złośliwość czy "zamach na ich wolność", jak niektórzy próbują to przedstawić. Chodzi o uczciwość. O równość szans. O powagę sytuacji.

Tymczasem od kilku lat obserwuję niepokojący trend. W dniu egzaminu wchodzę na media społecznościowe i nie mogę uwierzyć. Są zdjęcia arkuszy egzaminacyjnych na X czy na TikToku. Ba, sama je śledzę i piszę na ich podstawie "maturalne przecieki". Są zdjęcia sali, memy z pytaniami, posty typu "Siedzę na maturze i nie ogarniam" albo "Ktoś wie, jak będzie w 4?". I wszystko to podpisane prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Zero strachu. Zero refleksji.

Telefon na sali? Nie do wyobrażenia


Kiedy ja pisałam maturę kilkanaście lat temu, nikt choćby nie próbował przemycić wyłączonego telefonu. Baliśmy się konsekwencji. Nikt nie chciał być wyrzucony z egzaminu. Nikt nie chciał mieć wpisanej adnotacji o unieważnieniu. Dziewczyny zostawiały torebki ze wszystkim w szatni, bo mniej bały się kradzieży niż konsekwencji po wniesieniu komórki na salę egzaminacyjną. Dziś? Młodzi są zuchwali. Bezczelni. I zupełnie pewni, iż im wolno więcej.

To nie tylko łamanie zasad. To pokazuje pewien sposób myślenia, który dotyczy adekwatnie wszystkich z dzisiejszego pokolenia nastolatków: "Skoro mogę, to zrobię. A jak mnie złapią? Trudno, jakoś się wywinę". To pokolenie nie boi się kar, bo często nie zna granic. Bo granice są dziś elastyczne, negocjowalne, a konsekwencje rzadko realne. Nikt im nie stawia granic, nikt nie straszy i nie wyciąga konsekwencji, bo "im wolno".

Czy to ich wina? Tylko po części. Świat, który my im zbudowaliśmy, taki właśnie jest. Szybki, oparty na lajkach i zasięgach, a nie na refleksji i zasadach. Ale jeżeli nie zaczniemy wymagać – i egzekwować – prostych reguł, takich jak zakaz wnoszenia telefonu na maturę, to naprawdę wychowamy pokolenie, które samo siebie wykończy. Albo, jak ktoś napisał w komentarzu pod jednym z przecieków: "To pokolenie wyginie. I dobrze, bo już się samo skasuje". Smutne. Ale niestety coraz bardziej prawdziwe.

Idź do oryginalnego materiału