Ile trzeba przeżyć goryczy, utracić bliskich, przez co przejść, by wreszcie spotkać prawdziwe szczęście?
Często zastanawia się nad tym Ewa, która dziś ma czterdzieści osiem lat i wciąż czeka na coś dobrego, nie tracąc nadziei. Życie nie obdarzyło ją hojnie, ale ona nie poddawała się. A teraz stała, wpatrzona w płomienie trawiące ich dom, mrużąc oczy, by nie płakać. Iskry strzelały w noc, a zebrani sąsiedzi obserwowali pożar w blasku ognia. W końcu nadjechała straż pożarna.
**Utracone wszystko**
Strażacy zwijali węże, a potężny strumień wody starł się z żywiołem. Zrobiło się duszno, a Ewa, zasłaniając usta chusteczką, patrzyła ze zgrozą na spaloną przeszłość. Spłonęło wszystko: meble, kuchnia, szafa, cały dobytek. Nic nie zdążyli wynieść. Dom, w którym przeżyła z mężem ponad dwadzieścia pięć lat, obrócił się w popiół.
Ewuniu, chodź do nas, twój Kazimierz już siedzi z moim mężem na podwórku ciągnęła ją za rękaw Wanda, sąsiadka, z którą od lat żyli w zgodzie.
Siedzi i choćby nie myśli, iż to przez niego straciliśmy wszystko. Ledwo go obudziłam, inaczej spłonąłby tam szepnęła Ewa, a łzy spływały jej po twarzy. Och, Wandziu, dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo przywiązałam się do tych ścian. Wszystkie zdjęcia, wspomnienia
Nic się nie martw, Ewciu, jeszcze będzie dobrze. Nie masz choćby pięćdziesiątki, jesteś młoda pocieszała ją sąsiadka.
Weszły na podwórko Wandy, gdzie przy stole siedział Kazimierz, mąż Ewy, oraz Krzysztof, gospodarz. Kazimierz otrząsnął się już z wczorajszego stanu widocznie pożar go otrzeźwił.
Ewa, co się stało? zapytał żonę. Dlaczego dom się zapalił?
Dlaczego? Bo zasnąłeś z papierosem, który wpadł pod łóżko. Już buchał płomień, gdy cię zbudziłam mówiła przez łzy. Ile razy cię ostrzegałam I co? Zostaliśmy z niczym.
Kazimierz siedział przygnębiony, jego oczy były mętne, a po policzkach także płynęły łzy. Spoglądał w stronę domu, który kiedyś własnoręcznie budował.
Ewciu, przebacz mi, na rany Boskie! Nie będę już pił, przysięgam przy sąsiadach. Na Boga przeżegnał się. Będziemy musieli zamieszkać u moich rodziców. Dom stary, ale naprawimy. Obiecuję.
Jego rodzice dawno odeszli, a dom stał opuszczony. Ewa z Kazimierzem grzebali w pogorzelisku, ale nic nie uratowali. Mężczyzna dotrzymał słowa od tamtej pory nie pił.
**Tylko wspomnienia**
Ewa wracała ze sklepu i zatrzymała się przy ruinach. Wspomnienia obezwładniły ją tak, iż usiadła na ocalałej ławce przy bramie. Dwadzieścia pięć lat w tym domu Pamiętała euforia z nowych ścian, wybieranie tapet, malowanie, kupowanie mebli. Na Boże Narodzenie Kazimierz przynosił ogromną choinkę, i wszyscy skakali wokół niej, ubierając bombki. Ach, jak córki się cieszyły! A pierwszego stycznia biegły sprawdzić, co zostawił pod nią Święty Mikołaj.
Ile dziecięcego śmiechu i tajemnic przechowały te ściany myślała Ewa. A ile moich łez? Tu córki biegły do szkoły, by potem odlecieć w dorosłość.
**Nieudane życie rodzinne**
Dwie córki, prawie rówieśnice, Ewa miała z pierwszego małżeństwa. Wyszła za Henryka, gdy była młoda i naiwna. Okazał się nieodpowiedzialny nie potrafili ułożyć sobie życia. Ona zajmowała się domem, a on wciąż wracał pijany. Urodziła dwie córeczki, wierząc, iż się zmieni.
Gdzie tam szepnęła teraz głośno, nieświadoma, iż mówi do siebie. Nie posłuchałam matki, a ona wiedziała lepiej.
Henryk miał motocykl. Pewnego dnia wracali z rodzicami Ewy, gdy wpadli w wypadek. On zginął na miejscu, a ona długo leżała w szpitalu. Cudem przeżyła dzieci nie zostały sierotami.
Były to trudne lata dziewięćdziesiąte. Ewę zwolniono z pracy, więc wróciła z dziećmi do matki na wieś. W pobliżu mieszkał Kazimierz, który żył z pijącymi rodzicami. Gdy któregoś dnia zobaczył Ewę z córkami, od razu się zakochał.
Ewo, chodź na spacer, muszę ci coś ważnego powiedzieć zagadnął ją pewnego wieczoru.
Poszli. Nie rozmawiali długo.
Wyjdź za mnie rzekł. Zbuduję dla nas dom.
Zgodziła się, choć nie kochała go. Chciała tylko stabilizacji dla dzieci. Kazimierz był pracowity, kochał ją i dziewczynki. ale rodzice ciągnęli go do alkoholu. Z czasem i on zaczął pić.
Dlaczego mi się nie wiedzie? myślała Ewa, siedząc na ławce. Jedno dobre córki wyrosły na dobrych ludzi.
**Nowe nieszczęście**
Ale los nie był jeszcze gotów na litość. Po pożarze Kazimierz naprawił dom rodziców i nie pił. Życie wydawało się prostsze. ale niedługo dostał udaru i Ewa została wdową.
Dni wlokły się szare i samotne. euforia przynosiły tylko odwiedziny dzieci i wnuków.
Pewnego dnia przed świętami Ewa pojechała do miasta po zakupy. Wracając, zauważyła taksówkę. Kierowca okazał się miły, rozmowny. Gdy ją wysadził, podał wizytówkę.
Nazywam się Marek powiedział. jeżeli będziesz potrzebować pomocy, dzwoń.
Ewa schowała kartkę, zapominając o niej. Na święta przyjechali goście. Wesoło ubierali choinkę, a nocą puszczali petardy.
Gdy mieli wyjeżdżać, zięć wszedł zdenerwowany:
Auto nie odpala
Może wezwiemy taksówkę? zaproponowała Ewa, przypominając sobie Marka.
Przyjechał szybko. Całą drogę żartował, choćby wnuczek się śmiał.
Dziękuję rzekł zięć, płacąc.
Mamo, jaki sympatyczny szepnęła córka.
Marek stał z boku, patrząc, jak rodzina się żegna. Zazdrościł im bliskości. Osiem lat wcześniej stracił żonę i córkę w wypadku autokaru. Od tamtej pory żył w pustce.
A Ewa przypominała mu zmarłą żonę.
WPo latach samotności, w końcu odnalazła w jego oczach to samo ciepło, którego tak bardzo pragnęła.