Od nowego roku szkolnego uczniów i ich rodziców czekają poważne zmiany. Ministerstwo Edukacji planuje zaostrzyć przepisy dotyczące frekwencji i usprawiedliwiania nieobecności. Wiele szkół wprowadzi obowiązek podawania przyczyny nieobecności, a zbyt długa absencja może skutkować brakiem klasyfikacji.

Fot. Shutterstock / Warszawa w w Pigułce
Koniec z usprawiedliwieniem „bo tak”
Dotychczas w wielu szkołach wystarczyło jedno zdanie od rodzica, by usprawiedliwić nieobecność dziecka. MEN chce to zmienić. W nowelizacji Prawa oświatowego przewidziano, iż szkoły będą mogły zobowiązać rodziców do podania konkretnej przyczyny nieobecności. Brak takiej informacji może oznaczać, iż uczeń nie zostanie sklasyfikowany.
Resort edukacji tłumaczy, iż obecny system jest zbyt liberalny, co prowadzi do nadużyć. Nauczyciele przyznają, iż często dostają „puste” usprawiedliwienia, w których brakuje uzasadnienia. Zmiana ma pomóc w walce z fikcyjną frekwencją i lukami w edukacji.
Pełnoletni uczniowie sami usprawiedliwią nieobecność
Nowe wytyczne potwierdzają, iż uczniowie, którzy ukończyli 18 lat, mogą samodzielnie usprawiedliwiać swoje nieobecności. Nie muszą już prosić o pomoc rodziców czy opiekunów. Ale uwaga – dyrektorzy szkół mają prawo odmówić uznania takiego dokumentu.
Wiceminister Katarzyna Lubnauer podkreśliła, iż wszystko zależy od statutu danej szkoły. To właśnie w tym dokumencie znajdą się konkretne zasady – czy trzeba podać powód nieobecności, jaka forma usprawiedliwienia jest dopuszczalna i w jakim terminie należy je złożyć.
Nowy limit nieobecności. Stracisz klasyfikację
MEN zapowiedziało, iż zaostrzy też kryteria klasyfikowania uczniów. Zmiany będą dotyczyć nieusprawiedliwionych nieobecności.
Według projektu, uczeń zostanie niesklasyfikowany, jeśli:
- jego nieusprawiedliwione nieobecności przekroczą 50 proc. zajęć w jednym miesiącu lub
- sięgną 25 proc. w skali całego roku.
W drugim przypadku, gdy uczeń będzie miał 25 proc. nieobecności nieusprawiedliwionych nie będzie możliwości przystąpienia do egzaminu klasyfikacyjnego. Oznacza to, iż automatycznie nie zda do następnej klasy. Warto wspomnieć, iż w niektórych przypadkach usprawiedliwienie trzeba wysłać niezwłocznie po zachorowaniu ucznia, bo niektóre szkoły dają na usprawiedliwienie jedynie 7 dni.
MEN nie zmienia centralnych przepisów, ale daje szkołom narzędzia
Ministerstwo nie zamierza narzucać szczegółowych reguł z poziomu ogólnokrajowego. To oznacza, iż każda szkoła sama określi, jak dokładnie będzie wyglądać proces usprawiedliwiania.
W praktyce oznacza to większą swobodę dyrektorów i nauczycieli, ale też więcej obowiązków dla uczniów i rodziców. Ci ostatni muszą liczyć się z tym, iż w wielu szkołach usprawiedliwienie bez powodu nie wystarczy, a zbyt duża liczba nieobecności – choćby uzasadnionych – może zagrozić promocji do kolejnej klasy.
Koniec z „bezkarnością” wagarowiczów
Minister Barbara Nowacka tłumaczy, iż obecne przepisy są zbyt łagodne i nieprzystające do rzeczywistości. Uważa, iż możliwość opuszczenia połowy lekcji bez konsekwencji to „ewenement na skalę światową”.
Zmiany mają zachęcić uczniów do systematycznego uczestnictwa w zajęciach i zapobiegać sytuacjom, w których frekwencja jest fikcyjna, a wiedza – dziurawa. Resort edukacji podkreśla, iż zmiany nie dotyczą zwolnień lekarskich wystawianych przez lekarzy.