Pochodzę z małego miasteczka. Pierwsze dziesięć lat swojego życia spędziłam w bloku. Niedużym, dwupiętrowym, z małym balkonem, który cały był obrośnięty bluszczem.
REKLAMA
Tak dzieci spędzały wakacje w mieście w latach 90.Otwórz galerię
Wakacje w bloku
Wakacje w bloku miały swój niepowtarzalny klimat. Dla jedynaczki, takiej jak ja, każde wyjście na podwórko było jak wyprawa do innego świata: pełnego śmiechu, ruchu i dziecięcych sojuszy. Choć nie przepadałam za koloniami czy obozami, na lato czekałam z utęsknieniem. Bo to wtedy chodnik pod blokiem stawał się centrum wszechświata.
Pamiętam, jak z koleżankami grałyśmy w gumę. Gra miała swoje poziomy trudności, wymyślne układy, które trenowałyśmy całymi godzinami. Guma szła w ruch niemal codziennie: najpierw na wysokości kostek, potem kolan, bioder, aż po szyję. To była nasza codzienna porcja śmiechu i rywalizacji.
jeżeli zebrała się większa grupa dzieci z klatki i okolicznych bloków, od razu rozgrywały się mecze w dwa ognie. Pamiętam, grałyśmy też w klasy, te narysowane kredą na chodniku. Kreda zresztą była u nas towarem strategicznym. Rysowałyśmy domki, trasy dla kapsli, labirynty, a czasem po prostu rysunki, które po kilku dniach zmywał deszcz. Nikt się nie nudził, wystarczyła piłka, kawałek sznurka, kapsle, patyki i wyobraźnia.
Pod blokiem tworzyły się przyjaźnie, konflikty, pierwsze spiski i tajemnice. Zdarzały się drobne kłótnie, czasem łzy, ale na drugi dzień znów wszyscy byli razem. Dorośli z balkonów patrzyli na nas z przymrużonym okiem, popijając kawę lub podlewając pelargonie. A my czuliśmy się wolni, niezależni i ważni, bo przecież to my rządziliśmy tym betonowym królestwem.
Wakacje na blokowisku może nie były spektakularne, ale miały w sobie coś niezwykłego. Taką prostotę i euforia z najzwyklejszych rzeczy. I choć dziś wszystko jest bardziej kolorowe, zaplanowane i sterylne, to właśnie tamte letnie dni nauczyły mnie kreatywności, samodzielności i tego, jak odnaleźć przygodę tuż pod domem.
Chwile na wsi
Wyjazd do dziadków na wieś był dla mnie jak magiczna odskocznia od zgiełku blokowiska. Ich podwórko… z rozłożystym drzewem, zieloną trawą i pachnącym ogrodem. Tam, z dala od chodników i asfaltu, wakacje nabierały innego wymiaru.
Pamiętam pikniki na kocu, smak świeżych malin zbieranych prosto z krzaka, zapach siana i śpiew ptaków. To były chwile prawdziwego spokoju i beztroski, które równoważyły miejskie podwórkowe harce. Wyjazdy na wieś uczyły mnie innego tempa życia: bardziej naturalnego, mniej zorganizowanego, ale pełnego drobnych radości.
Współczesne realia
Dziś świat wygląda inaczej. Wakacje dzieci są pełne zorganizowanych atrakcji: obozy, kolonie, półkolonie, warsztaty, zajęcia sportowe i artystyczne. Rodzice chcą, by dzieci nie zmarnowały ani chwili, dlatego wszystko jest zaplanowane "pod korek". Z jednej strony to dobrze, bo dzieci mają szansę spróbować różnych rzeczy i rozwijać talenty. Z drugiej, często tracą przestrzeń na spontaniczną zabawę i wymyślanie własnych przygód.
Proste gry, takie jak klasy czy skakanie przez gumę, gwałtownie im się nudzą, bo są przyzwyczajone do szybkich i gotowych rozrywek. Często brakuje im tej dziecięcej kreatywności, którą my rozwijaliśmy, szukając zabawy "z niczego".
Współczesne dzieci mają więcej, a jednak czasem wydają się mieć mniej: mniej wolności, mniej samodzielności. A także mniej szans na to, by nudzić się i z tej nudy coś stworzyć.
Może dlatego tak bardzo tęsknię za tamtymi wakacjami. Za prostotą, wolnością i uczuciem, iż cały świat jest na wyciągnięcie ręki, choćby jeżeli to tylko chodnik pod blokiem. Bo to właśnie tam nauczyłam się, iż przygodę można znaleźć wszędzie. Wystarczy tylko mieć chęci, odwagę i wyobraźnię.
Jak wyglądały twoje wakacje? Masz ochotę podzielić się z nami swoją historią? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@grupagazeta.pl